poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Przeminęło z wiatrem... Część 1.

Na początku swojego felietonu pragnę podkreślić, że miniony sezon 2013/2014 w skokach narciarskich nie ma nic wspólnego z powieścią Margaret Mitchell (ten sam tytuł „Przeminęło z wiatrem”). Pewnie każdy z Was zgodzi się ze mną, że poprzedni sezon został storpedowany przez wiatr i ciężkie warunki atmosferyczne. Wszystko zaczęło się wietrznie i deszczowo w Klingenthal. Po drodze lepiej nie było, a w Planicy zaliczyliśmy małą powtórkę z początku sezonu. Pod względem warunków atmosferycznych był to też sezon ciężki nie tylko dla zawodników, organizatorów zawodów ale też i kibiców, których cierpliwość została wystawiona wielokrotnie na próbę. Takich ilości jury meetingów chyba jeszcze do tej pory w historii Pucharu Świata nie mieliśmy. Ok. można poczekać na poprawę pogody kiedy widać realną szanse, że coś się zmieni. Lecz kiedy wieje halny (przykład z Zakopanego) przy czym kręci nie miłosiernie, leje deszcz, pada śnieg i wszystko razem, tory się roztapiają a śnieg na zeskoku wygląda jakby miał zaraz spłynąć, to dla mnie osobiście takie konkursy są pozbawione sensu i na pewno dobrze nie wpływają na wizerunek dyscypliny. Najważniejszą rzeczą jest jednak bezpieczeństwo zawodników, o którym niestety FIS i jury zawodów powoli zaczyna zapominać. Dla mnie podczas niedzielnego konkursu w Zakopanem nie powinien zostać oddany ani jeden skok konkursowy! Każdy kto był w tym dniu w Zakopanem pod skocznią  widział, że nie ma warunków do skakania! Jednak jury widziało inaczej… Najbardziej szkoda mi było tych wspaniałych chłopaków, którzy w tych ciężkich warunkach zdecydowali się na skoki mimo, że wyniki rywalizacji ustalił wiatr. No dobra koniec tego narzekania na wiatr, warunki atmosferyczne, decyzje jury i cały FIS. Miniony sezon to przede wszystkim popis pewnego skoczka z Zęba… Nie było lepszego od niego!
(źródło: tzn.pl)

…A wszystko zaczęło się w Klingenthal…
Emocje sięgnęły zenitu! Tuż przed pierwszymi zawodami PŚ w mediach co rusz pojawiały się wypowiedzi Prezesa Tajnera czy innych znanych trenerów o tym jacy to mocni jesteśmy i że możemy mówić o sobie, że jesteśmy potęgą w skokach. Weryfikacją tych słów miał być konkurs drużynowy w Klingenthal.
Pierwsza seria, 4 miejsce… Druga seria po bardzo dobrym skoku Piotra Żyły (który na pewno zapewniłby nam awans) została odwołana. Wśród kibiców a przede wszystkim dziennikarzy po tym konkursie pozostał lekki niedosyt. „Jakbyśmy byli taką potęgą to byśmy to wygrali!” – tak brzmiały komentarze po tym konkursie. Po raz kolejny wszyscy się przekonali o tym, że skoki narciarskie są dyscypliną bardzo nieprzewidywalną. Co z tego, że na treningach może być super kiedy na zawodach dochodzą np. loteryjne warunki. Tak było i tutaj. W czasie weekendu w Klingenthal wiatr postanowił przypomnieć o sobie zawodnikom oraz głodnym emocji kibicom. Tak było w sobotę i w niedziele.
Po sobotnim konkursie, kibice z mniejszymi oczekiwaniami zasiedli w niedzielne popołudnie przed telewizorami. Niestety już na samym początku widzieliśmy, że konkurs nie będzie należał do łatwych. Kto przed tym konkursem spodziewałby się, że się tak potoczy? Czy ktoś myślał, że młody skoczek z Polski założy koszulkę Lidera Pucharu Świata? Nic na to nie wskazywało… 142,5 i dobre warunki… To wystarczyło Krzysztofowi Biegunowi do swojego pierwszego triumfu w PŚ. Nie spodziewał się tego nikt. Nawet trenerzy, którzy nie planowali wystawić Krzyśka w składzie na konkursy w Skandynawii. No ale jakby to wyglądało jakby Lider Pucharu Świata nie pojechał na kolejne konkursy w cyklu, tylko przygotowywał się do zawodów niższej rangi? W minionym sezonie żałuje, że Krzysiek nie dostał szansy występu na mamuciej skoczni w Kulm. Widać, że chłopak dobrze się czuje na dużych obiektach. Na pewno Krzysiek Biegun ma wielki talent, którego nie można zmarnować. Wracając do pierwszego konkursu minionego sezonu PŚ… W pierwszej dziesiątce konkursu znalazło się aż 4 reprezentantów Polski! Jedni mogli powiedzieć, że mieli szczęście w tej loterii, drudzy, że jesteśmy potęgą. Ja jednak uważam, że naszych skoczków stać na to aby w mniej loteryjnych zawodach meldować się w pierwszej „10” w takiej ilości. Dobrym przykładem będą tu zawody w Engelbergu czy na IO w Sochi (ale o tym później). Mimo wszystko w tej loterii był to sukces. Nie powiodło się tylko naszemu Mistrzowi Kamilowi, który zajął dopiero 37 miejsce. Niestety warunki dla pierwszej „10” sezonu 2012/2013 były katastrofalne. Kamil nie mógł nic zrobić. Szczerze napiszę, że nie przejęłam się tym miejscem Kamila. Ze swoich obserwacji wiedziałam, że Kamil musi spokojnie „wejść” w sezon. Zresztą dla mnie najważniejsze były ZIO w Sochi i to tam Kamil miał być w najwyższej formie, a nie na początku sezonu. Wspominając Klingenthal nie mogę zapomnieć o pewnym incydencie (jeżeli można to tak nazwać) do którego doszło w czasie niedzielnych zawodów. Chodzi oczywiście o „protest” Schlierenzauera i Bardala.  I tu wybuchła pierwsza narodowa dyskusja Polaków! Dlaczego tak zrobili? Tysiące teorii przeleciało przez głowę kibiców. Jednak ja uważam, że tu nie było o czym dyskutować. Oni sami zdecydowali o tym, że nie skaczą, a co za tym idzie nie zdobywają punktów do klasyfikacji i koniec dyskusji. Uważam, że jury zawodów było gotów czekać na w miarę stabilne warunki dla nich (chociaż Kamila mogli puścić w okropnych i nie mieli skrupułów). Z drugiej strony jakby jednak warunki nie pozwoliły na puszczenie ich obydwu to jury by musiało odwołać konkurs a wtedy Krzysztof Biegun nie byłby Liderem PŚ. Więc z drugiej strony dobrze, że zrezygnowali ale zaznaczę po raz kolejny – To była ich decyzja!
(źródło: berkutschi.com)

Po Klingenthal nadeszły konkursy w Skandynawii. Nic nas tam nie zaskoczyło. W Kussamo wiało jak zwykle, a w Lillehammer jak zwykle były prawie puste trybuny… Taki Skandynawski standard. Nasi powoli zaczęli się rozkręcać. Maciej Kot w konkursie na średniej skoczni w Lillehammer zajął 5 miejsce – najlepsze w sezonie. Inni mieli mniejsze lub większe przebłyski formy. Jednak ciągle coś im brakowało. Chcieli spokojnie potrenować w Polsce aby złapać regularność w swoich skokach. Jednak z tym nie mieli łatwo. Żadna skocznia w Polsce nie była przygotowana pod trening. W końcu po wielu prośbach COS przygotował Wielką Krokiew w Zakopanem. Centralny Ośrodek Sportu jak sam się tytułuje jest również Centralnym Ośrodkiem przygotowań Olimpijskich. No i proszę! Mieliśmy rok Olimpijski a skoczkowie, którzy byli naszą wielką nadzieją na medale nie mieli gdzie trenować! To jest skandal! COS powinien zrobić wszystko aby przygotować obiekt do sezonu zimowego. Dopiero po usilnych prośbach trenera i związku ktoś się tym problemem zainteresował i przygotował raz dwa skocznie! I ja się pytam… Nie można było tak wcześniej? Dla mnie ta instytucja nie powinna istnieć ale to temat na osobny felieton więc nie będę teraz się o tym rozpisywać. Wracając jeszcze na chwilkę do Lillehammer… Po raz pierwszy w historii reprezentacja Polski wystawiła drużynę w konkursie mieszanym na średniej skoczni w której znaleźli się: Magdalena Pałasz, Joanna Szwab, Maciej Kot oraz Kamil Stoch. Nie mieliśmy żadnych oczekiwań związanych z tym występem. Drużyna zajęła ostatnie miejsce ale chciałam pogratulować dziewczynom za odwagę i życzyć im sukcesów w przyszłości oraz wytrwałości, ponieważ marzenia się spełniają! Przy okazji chciałabym przypomnieć, że w tym sezonie Magdalena Pałasz zdobyła pierwsze punkty PŚ w czasie konkursu w Hinzenbach!
Skocznie w Lillehammer (Archiwum własne)

Efekty treningów, które nasza kadra odbyła w Zakopanem poznaliśmy już w Titisee-Neustadt. To właśnie od tych konkursów rozpoczął się marsz Kamila Stocha po końcowy triumf w klasyfikacji generalnej PŚ. Znowu zobaczyliśmy piękną sylwetkę w locie, opanowanie i pewność siebie. Kamil zajmując 2 i 1 miejsce w końcu przypomniał swojej konkurencji jak skacze Mistrz Świata! W pierwszym konkursie punktowało pięciu Polaków, w drugim już tylko trzech ale i tak oceniam ten weekend na plus. Niestety podczas drugiego konkursu na skoczni wydarzył się poważny wypadek z udziałem Thomasa Morgensterna. Kiedy zobaczyłam Morgiego padającego z bólu na zeskok a później ten helikopter to myślałam, że na Turnieju Czterech Skoczni na 100 % go nie zobaczymy. Jak się skończyło to każdy wie.
(źródło sport.interia.pl)

Kto spodziewał się że już tydzień później Jan Ziobro (w pierwszym konkursie w Neustadt zajął 44 miejsce, a w drugim 48) wygra swój pierwszy konkurs w sezonie i na następny dzień znów stanie na podium? Nikt. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że miniony sezon był nieprzewidywalny i pełny niespodzianek. Chociaż muszę to zaznaczyć i napisać, że w zwycięstwie Janka nie było przypadku, szczęścia czy innego czynniku sprzyjającego. Janek stoczył równą walkę o zwycięstwo z Kamilem Stochem i Andersem Bardalem. Pokazał, że stać go na wygrywanie z najlepszymi. Zobaczyliśmy, że ma ogromny potencjał i oby w kolejnych sezonach coraz częściej to pokazywał. Po tym pierwszym konkursie w Engelbergu byliśmy w euforii. Jan Ziobro wygrał, Kamil Stoch był drugi a w pierwszej „10” konkursu było jeszcze dwóch Polaków. Po raz kolejny pokazaliśmy moc i siłę w zespole. Uważam, że każdy z kadry Łukasza Kruczka jest w stanie wygrywać konkursy PŚ i jeszcze nie raz będziemy się cieszyć z ich sukcesów. Pamiętam jak mówili, że po Adamie Małyszu już nic nie będzie, że skoki w Polsce się skończą, że nie mamy perspektyw… A tu taki psikus! Skoki w Polsce rozwijają się w niesamowitym tempie. Mamy utalentowaną młodzież, coraz lepszą infrastrukturę i dobrze wyszkoloną kadrę trenerską. Skoki znowu stają się najchętniej oglądaną transmisją sportową, a pod skoczniami w Polsce i na świecie gromadzą się tłumy polskich kibiców… Wracając jeszcze do Engelbergu… W niedziele Kamil Stoch po raz pierwszy w swojej karierze założył koszulkę Lidera PŚ o której zawsze marzył. Odebrał ją Gregorowi Schlierenzauerowi, który już nie zachwycał ani nie dominował jak w poprzednich latach. Jednak to Kamil i Gregor byli uznawani za największych faworytów do wygrania Turnieju Czterech Skoczni. Mieli stoczyć bój o zwycięstwo w klasyfikacji Turnieju jak i żółtą koszulkę Lidera PŚ. Nikt nie przewidział, że po raz kolejny sezon szykuje dla nas kolejną niespodziankę i narodzenie nowej gwiazdy w skokach…
(źródło: www.thomaszipfel.de)

Thomas Diethart całkowicie zdominował Turniej Czterech Skoczni. Już w czasie zawodów w Engelbergu odważnie wszedł do czołówki PŚ zajmując miejsca 4 i 6. Szczerze, nie wierzyłam w to, że jest w stanie utrzymać taką dyspozycje do Turnieju. Tym bardziej, że dla mnie był on zawodnikiem całkiem obcym. Raz czy dwa razy spotkałam się z tym nazwiskiem analizując wyniki zawodów Pucharu Kontynentalnego czy jakiś krajowych zawodów w Austrii. Jednak nic tam szczególnego nie osiągnął i po prostu nie pamiętało się o nim. Aż tu przyszedł konkurs w Oberstdorfie w którym walczył jak równy z równym z Ammannem, Bardalem, Prevcem i Morgensternem. Podczas tego konkursu zajął 3 miejsce ale śmiało można powiedzieć, że w tym momencie narodziła się kolejna Austriacka  gwiazda skoków narciarskich. Udowodnił to w kolejnych konkursach i ostatecznie zwyciężył w całym Turnieju przed dwoma wyśmienitymi skoczkami na świecie – Thomasem Morgensternem i Simonem Ammannem. A co się stało z faworytami? Otóż Kamil z Gregorem zajęli odpowiednio 7 i 8 miejsce. Jeżeli chodzi o Kamila to pewnie to lekkie załamanie formy było spowodowane osłabieniem po przeziębieniu jakie przebył w okresie świątecznym. Zresztą Kamil po sezonie sam nam się przyznał, że kiedy założył żółtą koszulkę Lidera PŚ to zaczął się „oglądać za siebie” i liczyć punkty ile ma przewagi nad zawodnikami za nim. To go pewnie trochę wytrąciło z koncentracji ale prawdziwego Mistrza poznaje się po tym, że potrafi wrócić we wspaniałym stylu, a jak wiemy Kamil zrobił to wyśmienicie. Jeżeli chodzi o Gregora to od Engelbergu zaczął gasnąć. Brakowało mu pewności siebie, zaczął robić proste błędy. Szczerze ale w tym sezonie nie poznawałam Gregora. Nie chodzi mi tu tylko o jego skoki ale też niestety o jego zachowanie. Myślałam, że w Kulm i Wiśle wraca na odpowiednie tory, ale jak się później okazało tak mi się tylko zdawało… Pozostali nasi zawodnicy spisali się słabo (oprócz oczywiście Kamila i Maćka). Mieliśmy duże oczekiwania, szczególnie po tym weekendzie w Engelbergu ale przecież przez cały czas nie można być w wielkiej formie. Dobrze, że lekka zadyszka przyszła na Turniej niż na IO.
(źródło: zimbio.com)

Następne zawody odbyły się w austriackim Kulm. Na tych zawodach skupiałam się najmniej, ponieważ żyłam już zawodami w Polsce na które się wybierałam. Jednak nie mogłam przejść obojętnie obok strasznego wydarzenia, które miało miejsce w Kulm. Jeden z moich ulubieńców – Thomas Morgenstern miał bardzo poważny wypadek na skoczni, po raz drugi w minionym sezonie. Niestety obrażania Thomasa były poważniejsze niż w czasie grudniowego upadku. Kiedy zobaczyłam jego upadek w Kulm w telewizji… zamarłam… Dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę ile Ci ludzie poświęcają dla kilku sekund lotu. Zobaczyliśmy, że nawet najmniejszy błąd w locie może się skończyć tragicznie. Ale oni Kochają to bezgranicznie i właśnie ta miłość do skoków pozwoliła Thomasowi tak szybko wrócić. To jest dla nich jak narkotyk, raz spróbujesz i później chcesz dalej latać. Myślałam, że dla Thomasa to już jest koniec kariery, że nie otrząśnie się po tym strasznym upadku. Jednak Thomas pokazał nam, że nigdy nie można się poddawać, że mimo wszystkich przeciwności losu trzeba dążyć do spełniania marzeń! A na pewno się spełnią… Zawody w Kulm były jedynymi w tym sezonie zawodami na skoczni mamuciej (oprócz oczywiście MŚ w lotach narciarskich w Harrachowie). Już w połowie stycznia mieliśmy rozstrzygniętą sprawę małej kryształowej kuli. Peter Prevc według mnie zasłużył na nią bez dwóch zdań. Peter jak dla mnie był najrówniejszym skoczkiem w tym sezonie. Poważniejszą wpadkę zaliczył dopiero w Trondheim kiedy nie zakwalifikował się do II serii zawodów ale przecież obniżka formy też kiedyś musiała przyjść. Oczywiście nie mogę zapomnieć o fenomenalnym Noriakim Kasaim, który swoim młodszym kolegą pokazał i udowodnił, że w wieku 42 lat można skakać na bardzo dobrym poziomie jak i również wygrywać zawody. Noriaki jest kolejnym przykładem słów, które napisałam powyżej. Jak się Kocha to co się robi to trudno jest się z tym rozstać. Trzecie miejsce w klasyfikacji lotów narciarskich przypadło Gregorowi Schlierenzauerowi. Na jego temat wypowiedziałam się wcześniej więc nie będę się powtarzać.
(źródło: sport.interia.pl)

Po konkursach w Austrii w końcu przyszła pora na nasze polskie święto! Prawie cała czołówka PŚ zjechała do Wisły i Zakopanego aby móc zaprezentować swoje umiejętności przed polską publicznością! Kibice jak zwykle nie zawiedli. Pod skocznią w Wiśle i Zakopanem nie było wolnego miejsca, a bilety na konkursy rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Warto też przypomnieć, że konkursy w Polsce były mocno zagrożone przez brak śniegu. I w tym miejscu chciałabym bardzo mocno podziękować organizatorom za ich heroiczną walkę z naturą, za to, że jak zwykle przygotowali fenomenalne zawody, które z moimi znajomymi wspominamy aż do dziś.
(źródło: dziennikzachodni.pl)

W Wiśle program był bardzo napięty… Rano treningi i kwalifikacje. Popołudniu seria próbna i konkurs. Jak to w Wiśle bywa nie obyło się bez małych problemów z wiatrem ale i tak zawody można uznać na plus. Bardzo się ucieszyłam, że Kamil utrzymał w Kulm pozycje Lidera PŚ. Dla polskich fanów było to szczególne wydarzenie móc zobaczyć swojego idola skaczącego w żółtej koszulce. Kamil oczywiście nie zawiódł i w Wiśle zajął drugie miejsce. Na pierwszym miejscu uplasował się Andreas Wellinger, a trzeci był być może przyszła kolejna gwiazda austriackich skoków – Michael Hayboeck.
(źródło: sport.wp.pl)
Zakopane podobnie jak Wisła przywitała wszystkich wiosenną aurą. Kiedy wyjeżdżałam z Warszawy w piątek w dzień kwalifikacji, nad ranem było więcej śniegu niż w górach… Atmosferę zawodów czuło się na każdym kroku w Zakopanem. Krupówki były biało – czerwone, wszyscy malowali sobie flagi na policzkach, tradycyjne trąbki do dziś jeszcze słyszę w swoich uszach. Tego nie da się zapomnieć. Wielka Krokiew w tych dniach (no może oprócz niedzieli) prezentowała się pięknie. Na pewno obiekt był bardzo dobrze przygotowany do zawodów. Kwalifikacje to była dla nas rozgrzewka przed wielkimi emocjami, które miały być w sobotę i w niedziele, ale już mogliśmy podziwiać swoich idoli na żywo i ich dopingować. Kamil Stoch odpuścił. Na pewno dobrze zrobił. Musiał zbierać siły na zawody jak i na nadchodzące wielkimi krokami IO. W sobotę nastąpił prawdziwy najazd kibiców na stolicę polskich Tatr. Zakopane nie widziało takiej ilości kibiców od czasów występów Adama Małysza na skoczni. Skocznia zapełniła się kibicami na dwie godziny przed rozpoczęciem zawodów! Jeżeli chodzi o organizacje wejścia kibiców na skocznie to niestety muszę ją skrytykować. Sektory C i D są najbardziej oblegane przez kibiców. Skandalem dla mnie było ustawienie tylko 4 ochroniarzy przy wejściu, przez co wielu kibiców nie zobaczyło początku pierwszej serii. Ja sama pod skocznią byłam godzinę przed rozpoczęciem serii próbnej a weszła… pod koniec serii próbnej! Kibice zaczęli się bardzo denerwować i dochodziło do wielu nerwowych sytuacji w kolejce. Wręcz można powiedzieć, że było bardzo niebezpiecznie, ponieważ kibice z tyłu kolejki zaczęli przepychać się do przodu, dociskając cały przód. Jestem drobną kobietą i muszę powiedzieć, że parę razy zabrakło mi powietrza i miałam momenty kiedy już chciałam to rzucić i wyjść z tej kolejki. Ochroniarze wręcz nie panowali nad tłumem. Dla mnie to było największe przewinienie organizatorów w stosunku do kibiców. W niedziele zdecydowanie się poprawili a może to ja przyszłam dużo wcześniej niż powinnam? 
(źródło: Archiwum własne)

Ale wróćmy do soboty… Zaskoczył mnie bardzo eksperymentalny skład, który postanowił wystawić Łukasz Kruczek. Z drugiej strony wiedziałam, że jest to walka o miejsce w składzie na Sochi i, że Maciej Kot oraz Piotr Żyła mają pewne miejsce w nim. W czasie tego konkursu z mojego punktu widzenia była walka pomiędzy Klemensem Murańką, a Dawidem Kubackim, który został zdecydowanym zwycięzcą. Kiedy spotkałam się z Mateuszem naszym redaktorem naczelnym po konkursie, pierwsze zdanie jakie do niego powiedziałam brzmiało: „Czy ty też uważasz, że dzisiejszymi skokami Kubacki zapewnił sobie miejsce w składzie na IO?” . Dla nas to było jasne od tego sobotniego wieczoru i decyzja, którą podjął na następny dzień Łukasz Kruczek nie była dla nas zaskoczeniem. I w tym momencie wybuchła kolejna narodowa dyskusja Polaków! Dlaczego Kubacki, a nie Murańka podsycana dodatkowo przez ojca Klimka. To była decyzja trenera. To on z nimi przebywa prawie przez cały czas i wie na co ich stać. Powiedzmy szczerze… Klimek zawalił w czasie najważniejszego sprawdzianu dla niego. Zepsuł swoje skoki pomimo dobrych warunków. Po prostu nie wytrzymał presji. On ma jeszcze czas. Na pewno będzie bardzo dobrym skoczkiem, zresztą już kilka lat temu został okrzyknięty wielkim talentem, który przecież kiedyś musi wybuchnąć! Konkurs wygrała fenomenalna reprezentacja Słowenii. Oni mogą już wkrótce zdominować skoki. Mają bardzo uzdolnione młode zaplecze, które coraz odważniej wchodzi do PŚ. Drugie miejsce zajęła reprezentacja Niemiec. Bardzo dobrze spisywali się przez cały sezon. Trzecie miejsce przypadło Austriakom. O tej reprezentacji można napisać bardzo dużo. Napiszę tylko tyle… Nie ważne jakie by mieli problemy wewnątrz kadry to zawsze z nimi trzeba się liczyć! To jest wielka potęga tego sportu i kiedy trzeba walczyć to pokazują swój profesjonalizm. Nasza reprezentacja zajęła 4 miejsce. Lekki niedosyt pozostał ale w takim eksperymentalnym składzie bez dwóch naszych podpór można powiedzieć, że był to dobry wynik.
(źródło: berkutschi.com)

Niestety w niedziele dobra aura pogodowa zniknęła… Już w nocy słyszałam jak wiatr zaczyna wiać coraz mocniej ale miałam nadzieję, że do konkursu osłabnie. Cóż... nadzieja umiera ostatnia więc pod skocznie się wybrałam. Z każdą mijającą minutą było coraz gorzej. Będąc już na skoczni pogodziłam się z tym, że skoków nie będzie. Po kilku godzinach czekania w deszczu i na bardzo silnym wietrze kibice zaczęli sami opuszczać obiekt. Nagle doszła informacja, że konkurs się za chwile rozpocznie i, że zaczynają skakać przedskoczkowie. Wierzcie mi lub nie. Na skoczni wiało tak, że „głowę urywało”, a oni chcieli przeprowadzić sprawiedliwy konkurs w takich warunkach. Jak w ogóle można było dopuścić do startu zawodnika w tak nieprzewidywalnych warunkach jakie były w niedziele w Zakopanem? Już nie chce tu mówić o tych wynikach, których nikt chyba nie wziął na serio… Ja autentycznie się o nich bałam! Nie dość, że warunki były fatalne to jeszcze skocznia wyglądała tragicznie… O kontuzje przed samymi IO było nie trudno! I jeszcze ta sytuacja z powtarzaniem skoków przez Andreasa Wellingera i Thomasa Dietharta… Sama nie wiem co o tym myśleć. Na pewno zachowanie Pointnera było skandaliczne, ale jak już wcześniej wspominałam… te zawody w ogóle nie powinny się odbyć! Jako ciekawostkę napisze wam tylko, że godzinę po zakończeniu tego cyrku wiatr uspokoił się J. Jednak z Zakopanego pomimo tej niedzieli wyjechałam usatysfakcjonowana. Zobaczyłam to co chciałam zobaczyć i przeżyłam to co zawsze chciałam przeżyć… Tych emocji i atmosfery nigdy nie zapomnę!
(źródło: Archiwum własne)

Cóż mogę napisać o konkursach w Sapporo? Nawet nie wiem jak mam je subiektywnie ocenić… Do Sapporo nie wybrali się prawie wszyscy najlepsi skoczkowie minionego sezonu PŚ, ponieważ woleli uniknąć uciążliwej i dalekiej podróży oraz postanowili wykorzystać ten czas na ostanie treningi przed IO w Sochi. Właściwie tylko reprezentacja Słowenii wybrała się tam w pierwszym składzie. Można śmiało napisać, że urządzili sobie w Sapporo Mistrzostwa Słowenii, które jednak średnio się oglądało. Te konkursy jakoś nieszczególnie zapadły mi w pamięci. Dla mnie były pozbawione emocji, nie było elementu zaskoczenia bo z kim mieli walczyć świetnie dysponowani Słoweńcy? Chyba tylko z reprezentacją gospodarzy, która też średnio wypadła. Peter Prevc odebrał Kamilowi pozycje Lidera PŚ ale nie cieszył się żółtym plastronem długo…
(źródło fis-ski.com)

W międzyczasie w bardzo dobrze znanym nam Predazzo odbywały się Mistrzostwa Świata Juniorów w narciarstwie klasycznym! W skokach narciarskich nie mieliśmy sobie równych! Jakub Wolny zdobył złoty medal i został Mistrzem Świata Juniorów! Przed tymi konkursami liczyliśmy na złoty medal, ale stawialiśmy raczej, że zdobędzie go Klimek Murańka, Aleksander Zniszczoł czy Krzysiek Biegun. A tu nagle wyskoczył prawie nikomu nieznany Kuba i zgarnął złoto! W konkursie drużynowym gdyby nie ostatni skok Murańki to wygralibyśmy zawody z miażdżącą przewagą nad drugą reprezentacją Austrii. Ostatecznie wygrana była minimalna, ale i tak nasza młodzież pokazała, że już niedługo mogą rządzić i dzielić w PŚ!

Wracając do Pucharu Świata… Ostatnim sprawdzianem dla skoczków przed IO były konkursy w Willingen. Nasza kadra na IO pojechała tam w komplecie. Kamil miał jasno określone zadanie, które zrealizował w 100%. Imponujące dwie wygrane w konkursach w Willingen pozwoliły mu wrócić na „tron”. Kamil pokazał klasę, siłę i formę na tydzień przed pierwszym konkursem na IO! Do dziś nie mogę zapomnieć tych tytułów z gazet: „Kamil powtórz to za tydzień!”. Kibice byli w euforii, ja jednak tonowałam nastroje. Twierdziłam, że tam będą inne zawody, warunki, nowe skocznie na których Kamil nie miał okazji jeszcze skakać. Chodź w głębi duszy wiedziałam, że będzie dobrze i czułam wręcz „olimpijski spokój”. Był w fenomenalnej formie i było go stać na wszystko! Pozostała reszta naszej kadry zaprezentowała się poniżej oczekiwań ale bez paniki. To co rzuciło się w oczy od razu to była nowa pozycja dojazdowa Piotra Żyły. Wtedy cieszyłam się, że porzucił swój słynny „garbik” ale jeszcze nie wiedziałam ile to problemów mu przyniesie na IO. Niespodzianką na minus była na pewno postawa Simona Ammanna. Na tydzień przed Igrzyskami wypadł tragicznie zajmując 33 i 25 miejsce. Czterokrotny Mistrz Olimpijski pojawił się w Willingen po bardzo długiej nieobecności w PŚ. Wszyscy tylko czekali aż wyskoczy z jakąś nowinką techniczną… I jak się okazało wyskoczył ale na dobre to mu nie wyszło. Ja byłam zdania, że albo startuję w treningowym sprzęcie aby nie pokazywać niczego przed Igrzyskami albo Simon przekombinował przygotowanie i stracił formę. Po części trafiłam ze swoją teorią.
(źródło: berkutschi.com)

Po tych zawodach pozostało nam tylko czekać… Czekać w spokoju na wielkie chwile, które miały nadejść! Ale jak tu być spokojnym kiedy medal był na wyciągnięcie ręki? Kiedy wiedzieliśmy doskonale, że Kamil jest w wielkiej formie i może dokonać tego czego nie udało się zdobyć samemu Adamowi Małyszowi? Emocje wzrastały z każdym dniem coraz bardziej. Dziennikarze podsycali atmosferę publikując wywiady z ważnymi osobistościami ze świata skoków, którzy śmiało mówili, że Kamil zdobędzie złoty medal… Aż w końcu nadszedł 9 lutego 2014 r. i wszystko stało się jasne… Marzenia stały się faktem!

„Chciałbym wystartować na Olimpiadzie. Zdobyć złoty medal. A jak na razie to ja mam jeszcze czas… I może za jakieś 5 – 6 lat wystartuję jak będę dobrze skakał…”


Agnieszka Białek

4 komentarze:

  1. Świetne podsumowanie! Już czekam na kolejną część. :) Dzięki tobie znów miałam przed oczami te piękne chwile z tego wspaniałego ale i zwariowanego sezonu...
    Konkursy w Zakopanem dla mnie były chyba największym przeżyciem. Pierwszy raz mogłam oglądać skoki, na żywo pod skocznią i w końcu spełniłam swoje marzenie. Chociaż w niedzielny wieczór, gdy już opuściłam skocznię, miałam mieszane uczucia... Bardzo dobrze, że zwróciłaś uwagę na organizację przed wejściem na skocznię. Niestety wielu ludzi, w tym moja kuzynka, bez skrupułów zostali zgnieceni przez tłum a ludzie przy bramie właściwie nie wiedzieli jak mają sobie z tym poradzić. Na szczęście i w sobotę i w niedzielę byłam na skoczni o tyle szybko, iż nie miałam problemu zajęciem dobrego miejsca. Opłacało się stać pod bramą od samego rana w niedzielę, ponieważ potem udało mi się zająć miejsce na skarpie za barierkami i widok był wspaniały... szkoda tylko, że pogoda nie pozwoliła na świetne widowisko.
    Czekam na podsumowanie Igrzysk i następnej części sezonu! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafnie wszystko ujęte. Nie zgadzam się z tym, że Prevc był najrówniejszym skoczkiem sezonu, bo ten tytuł ewidentnie przypada Kamilowi. Obiektywnie. Właściwie od początku sezonu non stop TOP. Prevc dopiero od TCS tak przebłysnął. Długie, ale ciekawie napisane. Czyta się świetnie. Zakopane oczywiście najjaśniejszym punktem tego felietonu. Niezapomniane chwile!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jeszcze inaczej... Nie Prevc, nie Stoch ale Kasai był najrówniejszym skoczkiem sezonu. Bodajże tylko raz wypadł z pierwszej 10? Prevc mniej więcej szedł tak jak Kamil.

      Usuń
  3. Kasai tylko w Klingenthal był poza 10. Czaisz to? Masakra! Dopiero się zorientowałem. Przecież to właściwie nikomu się nie udaje, cały sezon w 10. !

    OdpowiedzUsuń

Każda Wasza opinia buduje. Dziękujemy za wszystkie słowa krytyki!

Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".