Na początku swojego
felietonu pragnę podkreślić, że miniony sezon 2013/2014 w skokach narciarskich
nie ma nic wspólnego z powieścią Margaret Mitchell (ten sam tytuł „Przeminęło z
wiatrem”). Pewnie każdy z Was zgodzi się ze mną, że poprzedni sezon został storpedowany
przez wiatr i ciężkie warunki atmosferyczne. Wszystko zaczęło się wietrznie i
deszczowo w Klingenthal. Po drodze lepiej nie było, a w Planicy zaliczyliśmy
małą powtórkę z początku sezonu. Pod względem warunków atmosferycznych był to
też sezon ciężki nie tylko dla zawodników, organizatorów zawodów ale też i
kibiców, których cierpliwość została wystawiona wielokrotnie na próbę. Takich
ilości jury meetingów chyba jeszcze do tej pory w historii Pucharu Świata nie
mieliśmy. Ok. można poczekać na poprawę pogody kiedy widać realną szanse, że
coś się zmieni. Lecz kiedy wieje halny (przykład z Zakopanego) przy czym kręci
nie miłosiernie, leje deszcz, pada śnieg i wszystko razem, tory się roztapiają
a śnieg na zeskoku wygląda jakby miał zaraz spłynąć, to dla mnie osobiście
takie konkursy są pozbawione sensu i na pewno dobrze nie wpływają na wizerunek
dyscypliny. Najważniejszą rzeczą jest jednak bezpieczeństwo zawodników, o
którym niestety FIS i jury zawodów powoli zaczyna zapominać. Dla mnie podczas
niedzielnego konkursu w Zakopanem nie powinien zostać oddany ani jeden skok
konkursowy! Każdy kto był w tym dniu w Zakopanem pod skocznią widział, że nie ma warunków do skakania!
Jednak jury widziało inaczej… Najbardziej szkoda mi było tych wspaniałych
chłopaków, którzy w tych ciężkich warunkach zdecydowali się na skoki mimo, że
wyniki rywalizacji ustalił wiatr. No dobra koniec tego narzekania na wiatr,
warunki atmosferyczne, decyzje jury i cały FIS. Miniony sezon to przede
wszystkim popis pewnego skoczka z Zęba… Nie było lepszego od niego!
(źródło: tzn.pl) |
…A wszystko zaczęło się
w Klingenthal…
Emocje sięgnęły zenitu!
Tuż przed pierwszymi zawodami PŚ w mediach co rusz pojawiały się wypowiedzi
Prezesa Tajnera czy innych znanych trenerów o tym jacy to mocni jesteśmy i że
możemy mówić o sobie, że jesteśmy potęgą w skokach. Weryfikacją tych słów miał
być konkurs drużynowy w Klingenthal.
Pierwsza seria, 4
miejsce… Druga seria po bardzo dobrym skoku Piotra Żyły (który na pewno
zapewniłby nam awans) została odwołana. Wśród kibiców a przede wszystkim
dziennikarzy po tym konkursie pozostał lekki niedosyt. „Jakbyśmy byli taką
potęgą to byśmy to wygrali!” – tak brzmiały komentarze po tym konkursie. Po raz
kolejny wszyscy się przekonali o tym, że skoki narciarskie są dyscypliną bardzo
nieprzewidywalną. Co z tego, że na treningach może być super kiedy na zawodach
dochodzą np. loteryjne warunki. Tak było i tutaj. W czasie weekendu w Klingenthal
wiatr postanowił przypomnieć o sobie zawodnikom oraz głodnym emocji kibicom.
Tak było w sobotę i w niedziele.
Po sobotnim konkursie,
kibice z mniejszymi oczekiwaniami zasiedli w niedzielne popołudnie przed
telewizorami. Niestety już na samym początku widzieliśmy, że konkurs nie będzie
należał do łatwych. Kto przed tym konkursem spodziewałby się, że się tak
potoczy? Czy ktoś myślał, że młody skoczek z Polski założy koszulkę Lidera
Pucharu Świata? Nic na to nie wskazywało… 142,5 i dobre warunki… To wystarczyło
Krzysztofowi Biegunowi do swojego pierwszego triumfu w PŚ. Nie spodziewał się
tego nikt. Nawet trenerzy, którzy nie planowali wystawić Krzyśka w składzie na
konkursy w Skandynawii. No ale jakby to wyglądało jakby Lider Pucharu Świata
nie pojechał na kolejne konkursy w cyklu, tylko przygotowywał się do zawodów
niższej rangi? W minionym sezonie żałuje, że Krzysiek nie dostał szansy występu
na mamuciej skoczni w Kulm. Widać, że chłopak dobrze się czuje na dużych
obiektach. Na pewno Krzysiek Biegun ma wielki talent, którego nie można
zmarnować. Wracając do pierwszego konkursu minionego sezonu PŚ… W pierwszej
dziesiątce konkursu znalazło się aż 4 reprezentantów Polski! Jedni mogli
powiedzieć, że mieli szczęście w tej loterii, drudzy, że jesteśmy potęgą. Ja
jednak uważam, że naszych skoczków stać na to aby w mniej loteryjnych zawodach
meldować się w pierwszej „10” w takiej ilości. Dobrym przykładem będą tu zawody
w Engelbergu czy na IO w Sochi (ale o tym później). Mimo wszystko w tej loterii
był to sukces. Nie powiodło się tylko naszemu Mistrzowi Kamilowi, który zajął
dopiero 37 miejsce. Niestety warunki dla pierwszej „10” sezonu 2012/2013 były
katastrofalne. Kamil nie mógł nic zrobić. Szczerze napiszę, że nie przejęłam
się tym miejscem Kamila. Ze swoich obserwacji wiedziałam, że Kamil musi
spokojnie „wejść” w sezon. Zresztą dla mnie najważniejsze były ZIO w Sochi i to
tam Kamil miał być w najwyższej formie, a nie na początku sezonu. Wspominając
Klingenthal nie mogę zapomnieć o pewnym incydencie (jeżeli można to tak nazwać)
do którego doszło w czasie niedzielnych zawodów. Chodzi oczywiście o „protest”
Schlierenzauera i Bardala. I tu wybuchła
pierwsza narodowa dyskusja Polaków! Dlaczego tak zrobili? Tysiące teorii
przeleciało przez głowę kibiców. Jednak ja uważam, że tu nie było o czym
dyskutować. Oni sami zdecydowali o tym, że nie skaczą, a co za tym idzie nie
zdobywają punktów do klasyfikacji i koniec dyskusji. Uważam, że jury zawodów
było gotów czekać na w miarę stabilne warunki dla nich (chociaż Kamila mogli
puścić w okropnych i nie mieli skrupułów). Z drugiej strony jakby jednak warunki
nie pozwoliły na puszczenie ich obydwu to jury by musiało odwołać konkurs a
wtedy Krzysztof Biegun nie byłby Liderem PŚ. Więc z drugiej strony dobrze, że
zrezygnowali ale zaznaczę po raz kolejny – To była ich decyzja!
(źródło: berkutschi.com) |
Po Klingenthal nadeszły
konkursy w Skandynawii. Nic nas tam nie zaskoczyło. W Kussamo wiało jak zwykle,
a w Lillehammer jak zwykle były prawie puste trybuny… Taki Skandynawski
standard. Nasi powoli zaczęli się rozkręcać. Maciej Kot w konkursie na średniej
skoczni w Lillehammer zajął 5 miejsce – najlepsze w sezonie. Inni mieli
mniejsze lub większe przebłyski formy. Jednak ciągle coś im brakowało. Chcieli
spokojnie potrenować w Polsce aby złapać regularność w swoich skokach. Jednak z
tym nie mieli łatwo. Żadna skocznia w Polsce nie była przygotowana pod trening.
W końcu po wielu prośbach COS przygotował Wielką Krokiew w Zakopanem. Centralny
Ośrodek Sportu jak sam się tytułuje jest również Centralnym Ośrodkiem
przygotowań Olimpijskich. No i proszę! Mieliśmy rok Olimpijski a skoczkowie,
którzy byli naszą wielką nadzieją na medale nie mieli gdzie trenować! To jest
skandal! COS powinien zrobić wszystko aby przygotować obiekt do sezonu
zimowego. Dopiero po usilnych prośbach trenera i związku ktoś się tym problemem
zainteresował i przygotował raz dwa skocznie! I ja się pytam… Nie można było
tak wcześniej? Dla mnie ta instytucja nie powinna istnieć ale to temat na
osobny felieton więc nie będę teraz się o tym rozpisywać. Wracając jeszcze na
chwilkę do Lillehammer… Po raz pierwszy w historii reprezentacja Polski
wystawiła drużynę w konkursie mieszanym na średniej skoczni w której znaleźli
się: Magdalena Pałasz, Joanna Szwab, Maciej Kot oraz Kamil Stoch. Nie mieliśmy
żadnych oczekiwań związanych z tym występem. Drużyna zajęła ostatnie miejsce
ale chciałam pogratulować dziewczynom za odwagę i życzyć im sukcesów w
przyszłości oraz wytrwałości, ponieważ marzenia się spełniają! Przy okazji
chciałabym przypomnieć, że w tym sezonie Magdalena Pałasz zdobyła pierwsze
punkty PŚ w czasie konkursu w Hinzenbach!
Skocznie w Lillehammer (Archiwum własne) |
Efekty treningów, które
nasza kadra odbyła w Zakopanem poznaliśmy już w Titisee-Neustadt. To właśnie od
tych konkursów rozpoczął się marsz Kamila Stocha po końcowy triumf w
klasyfikacji generalnej PŚ. Znowu zobaczyliśmy piękną sylwetkę w locie,
opanowanie i pewność siebie. Kamil zajmując 2 i 1 miejsce w końcu przypomniał swojej
konkurencji jak skacze Mistrz Świata! W pierwszym konkursie punktowało pięciu
Polaków, w drugim już tylko trzech ale i tak oceniam ten weekend na plus.
Niestety podczas drugiego konkursu na skoczni wydarzył się poważny wypadek z udziałem
Thomasa Morgensterna. Kiedy zobaczyłam Morgiego padającego z bólu na zeskok a
później ten helikopter to myślałam, że na Turnieju Czterech Skoczni na 100 % go
nie zobaczymy. Jak się skończyło to każdy wie.
(źródło sport.interia.pl) |
Kto spodziewał się że
już tydzień później Jan Ziobro (w pierwszym konkursie w Neustadt zajął 44
miejsce, a w drugim 48) wygra swój pierwszy konkurs w sezonie i na następny
dzień znów stanie na podium? Nikt. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że miniony
sezon był nieprzewidywalny i pełny niespodzianek. Chociaż muszę to zaznaczyć i
napisać, że w zwycięstwie Janka nie było przypadku, szczęścia czy innego
czynniku sprzyjającego. Janek stoczył równą walkę o zwycięstwo z Kamilem
Stochem i Andersem Bardalem. Pokazał, że stać go na wygrywanie z najlepszymi.
Zobaczyliśmy, że ma ogromny potencjał i oby w kolejnych sezonach coraz częściej
to pokazywał. Po tym pierwszym konkursie w Engelbergu byliśmy w euforii. Jan
Ziobro wygrał, Kamil Stoch był drugi a w pierwszej „10” konkursu było jeszcze
dwóch Polaków. Po raz kolejny pokazaliśmy moc i siłę w zespole. Uważam, że
każdy z kadry Łukasza Kruczka jest w stanie wygrywać konkursy PŚ i jeszcze nie
raz będziemy się cieszyć z ich sukcesów. Pamiętam jak mówili, że po Adamie
Małyszu już nic nie będzie, że skoki w Polsce się skończą, że nie mamy
perspektyw… A tu taki psikus! Skoki w Polsce rozwijają się w niesamowitym
tempie. Mamy utalentowaną młodzież, coraz lepszą infrastrukturę i dobrze
wyszkoloną kadrę trenerską. Skoki znowu stają się najchętniej oglądaną
transmisją sportową, a pod skoczniami w Polsce i na świecie gromadzą się tłumy
polskich kibiców… Wracając jeszcze do Engelbergu… W niedziele Kamil Stoch po
raz pierwszy w swojej karierze założył koszulkę Lidera PŚ o której zawsze marzył.
Odebrał ją Gregorowi Schlierenzauerowi, który już nie zachwycał ani nie
dominował jak w poprzednich latach. Jednak to Kamil i Gregor byli uznawani za
największych faworytów do wygrania Turnieju Czterech Skoczni. Mieli stoczyć bój
o zwycięstwo w klasyfikacji Turnieju jak i żółtą koszulkę Lidera PŚ. Nikt nie
przewidział, że po raz kolejny sezon szykuje dla nas kolejną niespodziankę i
narodzenie nowej gwiazdy w skokach…
(źródło: www.thomaszipfel.de) |
Thomas Diethart
całkowicie zdominował Turniej Czterech Skoczni. Już w czasie zawodów w
Engelbergu odważnie wszedł do czołówki PŚ zajmując miejsca 4 i 6. Szczerze, nie
wierzyłam w to, że jest w stanie utrzymać taką dyspozycje do Turnieju. Tym
bardziej, że dla mnie był on zawodnikiem całkiem obcym. Raz czy dwa razy
spotkałam się z tym nazwiskiem analizując wyniki zawodów Pucharu
Kontynentalnego czy jakiś krajowych zawodów w Austrii. Jednak nic tam
szczególnego nie osiągnął i po prostu nie pamiętało się o nim. Aż tu przyszedł
konkurs w Oberstdorfie w którym walczył jak równy z równym z Ammannem,
Bardalem, Prevcem i Morgensternem. Podczas tego konkursu zajął 3 miejsce ale
śmiało można powiedzieć, że w tym momencie narodziła się kolejna Austriacka gwiazda skoków narciarskich. Udowodnił to w
kolejnych konkursach i ostatecznie zwyciężył w całym Turnieju przed dwoma
wyśmienitymi skoczkami na świecie – Thomasem Morgensternem i Simonem Ammannem.
A co się stało z faworytami? Otóż Kamil z Gregorem zajęli odpowiednio 7 i 8
miejsce. Jeżeli chodzi o Kamila to pewnie to lekkie załamanie formy było
spowodowane osłabieniem po przeziębieniu jakie przebył w okresie świątecznym.
Zresztą Kamil po sezonie sam nam się przyznał, że kiedy założył żółtą koszulkę
Lidera PŚ to zaczął się „oglądać za siebie” i liczyć punkty ile ma przewagi nad
zawodnikami za nim. To go pewnie trochę wytrąciło z koncentracji ale
prawdziwego Mistrza poznaje się po tym, że potrafi wrócić we wspaniałym stylu,
a jak wiemy Kamil zrobił to wyśmienicie. Jeżeli chodzi o Gregora to od
Engelbergu zaczął gasnąć. Brakowało mu pewności siebie, zaczął robić proste
błędy. Szczerze ale w tym sezonie nie poznawałam Gregora. Nie chodzi mi tu
tylko o jego skoki ale też niestety o jego zachowanie. Myślałam, że w Kulm i
Wiśle wraca na odpowiednie tory, ale jak się później okazało tak mi się tylko zdawało…
Pozostali nasi zawodnicy spisali się słabo (oprócz oczywiście Kamila i Maćka).
Mieliśmy duże oczekiwania, szczególnie po tym weekendzie w Engelbergu ale
przecież przez cały czas nie można być w wielkiej formie. Dobrze, że lekka
zadyszka przyszła na Turniej niż na IO.
(źródło: zimbio.com) |
Następne zawody odbyły
się w austriackim Kulm. Na tych zawodach skupiałam się najmniej, ponieważ żyłam
już zawodami w Polsce na które się wybierałam. Jednak nie mogłam przejść
obojętnie obok strasznego wydarzenia, które miało miejsce w Kulm. Jeden z moich
ulubieńców – Thomas Morgenstern miał bardzo poważny wypadek na skoczni, po raz
drugi w minionym sezonie. Niestety obrażania Thomasa były poważniejsze niż w
czasie grudniowego upadku. Kiedy zobaczyłam jego upadek w Kulm w telewizji…
zamarłam… Dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę ile Ci ludzie poświęcają dla
kilku sekund lotu. Zobaczyliśmy, że nawet najmniejszy błąd w locie może się
skończyć tragicznie. Ale oni Kochają to bezgranicznie i właśnie ta miłość do
skoków pozwoliła Thomasowi tak szybko wrócić. To jest dla nich jak narkotyk,
raz spróbujesz i później chcesz dalej latać. Myślałam, że dla Thomasa to już
jest koniec kariery, że nie otrząśnie się po tym strasznym upadku. Jednak
Thomas pokazał nam, że nigdy nie można się poddawać, że mimo wszystkich przeciwności
losu trzeba dążyć do spełniania marzeń! A na pewno się spełnią… Zawody w Kulm
były jedynymi w tym sezonie zawodami na skoczni mamuciej (oprócz oczywiście MŚ
w lotach narciarskich w Harrachowie). Już w połowie stycznia mieliśmy
rozstrzygniętą sprawę małej kryształowej kuli. Peter Prevc według mnie zasłużył
na nią bez dwóch zdań. Peter jak dla mnie był najrówniejszym skoczkiem w tym
sezonie. Poważniejszą wpadkę zaliczył dopiero w Trondheim kiedy nie
zakwalifikował się do II serii zawodów ale przecież obniżka formy też kiedyś
musiała przyjść. Oczywiście nie mogę zapomnieć o fenomenalnym Noriakim Kasaim,
który swoim młodszym kolegą pokazał i udowodnił, że w wieku 42 lat można skakać
na bardzo dobrym poziomie jak i również wygrywać zawody. Noriaki jest kolejnym
przykładem słów, które napisałam powyżej. Jak się Kocha to co się robi to
trudno jest się z tym rozstać. Trzecie miejsce w klasyfikacji lotów
narciarskich przypadło Gregorowi Schlierenzauerowi. Na jego temat
wypowiedziałam się wcześniej więc nie będę się powtarzać.
(źródło: sport.interia.pl) |
Po konkursach w Austrii
w końcu przyszła pora na nasze polskie święto! Prawie cała czołówka PŚ zjechała
do Wisły i Zakopanego aby móc zaprezentować swoje umiejętności przed polską
publicznością! Kibice jak zwykle nie zawiedli. Pod skocznią w Wiśle i Zakopanem
nie było wolnego miejsca, a bilety na konkursy rozeszły się jak ciepłe
bułeczki. Warto też przypomnieć, że konkursy w Polsce były mocno zagrożone
przez brak śniegu. I w tym miejscu chciałabym bardzo mocno podziękować
organizatorom za ich heroiczną walkę z naturą, za to, że jak zwykle przygotowali
fenomenalne zawody, które z moimi znajomymi wspominamy aż do dziś.
(źródło: dziennikzachodni.pl) |
W Wiśle program był
bardzo napięty… Rano treningi i kwalifikacje. Popołudniu seria próbna i
konkurs. Jak to w Wiśle bywa nie obyło się bez małych problemów z wiatrem ale i
tak zawody można uznać na plus. Bardzo się ucieszyłam, że Kamil utrzymał w Kulm
pozycje Lidera PŚ. Dla polskich fanów było to szczególne wydarzenie móc
zobaczyć swojego idola skaczącego w żółtej koszulce. Kamil oczywiście nie
zawiódł i w Wiśle zajął drugie miejsce. Na pierwszym miejscu uplasował się
Andreas Wellinger, a trzeci był być może przyszła kolejna gwiazda austriackich
skoków – Michael Hayboeck.
(źródło: sport.wp.pl) |
Zakopane podobnie jak
Wisła przywitała wszystkich wiosenną aurą. Kiedy wyjeżdżałam z Warszawy w
piątek w dzień kwalifikacji, nad ranem było więcej śniegu niż w górach…
Atmosferę zawodów czuło się na każdym kroku w Zakopanem. Krupówki były biało –
czerwone, wszyscy malowali sobie flagi na policzkach, tradycyjne trąbki do dziś
jeszcze słyszę w swoich uszach. Tego nie da się zapomnieć. Wielka Krokiew w
tych dniach (no może oprócz niedzieli) prezentowała się pięknie. Na pewno
obiekt był bardzo dobrze przygotowany do zawodów. Kwalifikacje to była dla nas
rozgrzewka przed wielkimi emocjami, które miały być w sobotę i w niedziele, ale
już mogliśmy podziwiać swoich idoli na żywo i ich dopingować. Kamil Stoch
odpuścił. Na pewno dobrze zrobił. Musiał zbierać siły na zawody jak i na
nadchodzące wielkimi krokami IO. W sobotę nastąpił prawdziwy najazd kibiców na
stolicę polskich Tatr. Zakopane nie widziało takiej ilości kibiców od czasów
występów Adama Małysza na skoczni. Skocznia zapełniła się kibicami na dwie
godziny przed rozpoczęciem zawodów! Jeżeli chodzi o organizacje wejścia kibiców
na skocznie to niestety muszę ją skrytykować. Sektory C i D są najbardziej
oblegane przez kibiców. Skandalem dla mnie było ustawienie tylko 4 ochroniarzy
przy wejściu, przez co wielu kibiców nie zobaczyło początku pierwszej serii. Ja
sama pod skocznią byłam godzinę przed rozpoczęciem serii próbnej a weszła… pod
koniec serii próbnej! Kibice zaczęli się bardzo denerwować i dochodziło do wielu
nerwowych sytuacji w kolejce. Wręcz można powiedzieć, że było bardzo
niebezpiecznie, ponieważ kibice z tyłu kolejki zaczęli przepychać się do
przodu, dociskając cały przód. Jestem drobną kobietą i muszę powiedzieć, że
parę razy zabrakło mi powietrza i miałam momenty kiedy już chciałam to rzucić i
wyjść z tej kolejki. Ochroniarze wręcz nie panowali nad tłumem. Dla mnie to
było największe przewinienie organizatorów w stosunku do kibiców. W niedziele
zdecydowanie się poprawili a może to ja przyszłam dużo wcześniej niż powinnam?
(źródło: Archiwum własne) |
Ale wróćmy do soboty… Zaskoczył mnie bardzo eksperymentalny skład, który
postanowił wystawić Łukasz Kruczek. Z drugiej strony wiedziałam, że jest to
walka o miejsce w składzie na Sochi i, że Maciej Kot oraz Piotr Żyła mają pewne
miejsce w nim. W czasie tego konkursu z mojego punktu widzenia była walka
pomiędzy Klemensem Murańką, a Dawidem Kubackim, który został zdecydowanym
zwycięzcą. Kiedy spotkałam się z Mateuszem naszym redaktorem naczelnym po
konkursie, pierwsze zdanie jakie do niego powiedziałam brzmiało: „Czy ty też
uważasz, że dzisiejszymi skokami Kubacki zapewnił sobie miejsce w składzie na
IO?” . Dla nas to było jasne od tego sobotniego wieczoru i decyzja, którą
podjął na następny dzień Łukasz Kruczek nie była dla nas zaskoczeniem. I w tym
momencie wybuchła kolejna narodowa dyskusja Polaków! Dlaczego Kubacki, a nie
Murańka podsycana dodatkowo przez ojca Klimka. To była decyzja trenera. To on z
nimi przebywa prawie przez cały czas i wie na co ich stać. Powiedzmy szczerze…
Klimek zawalił w czasie najważniejszego sprawdzianu dla niego. Zepsuł swoje
skoki pomimo dobrych warunków. Po prostu nie wytrzymał presji. On ma jeszcze
czas. Na pewno będzie bardzo dobrym skoczkiem, zresztą już kilka lat temu
został okrzyknięty wielkim talentem, który przecież kiedyś musi wybuchnąć!
Konkurs wygrała fenomenalna reprezentacja Słowenii. Oni mogą już wkrótce
zdominować skoki. Mają bardzo uzdolnione młode zaplecze, które coraz odważniej
wchodzi do PŚ. Drugie miejsce zajęła reprezentacja Niemiec. Bardzo dobrze
spisywali się przez cały sezon. Trzecie miejsce przypadło Austriakom. O tej
reprezentacji można napisać bardzo dużo. Napiszę tylko tyle… Nie ważne jakie by
mieli problemy wewnątrz kadry to zawsze z nimi trzeba się liczyć! To jest
wielka potęga tego sportu i kiedy trzeba walczyć to pokazują swój
profesjonalizm. Nasza reprezentacja zajęła 4 miejsce. Lekki niedosyt pozostał
ale w takim eksperymentalnym składzie bez dwóch naszych podpór można
powiedzieć, że był to dobry wynik.
(źródło: berkutschi.com) |
Niestety w niedziele
dobra aura pogodowa zniknęła… Już w nocy słyszałam jak wiatr zaczyna wiać coraz
mocniej ale miałam nadzieję, że do konkursu osłabnie. Cóż... nadzieja umiera
ostatnia więc pod skocznie się wybrałam. Z każdą mijającą minutą było coraz
gorzej. Będąc już na skoczni pogodziłam się z tym, że skoków nie będzie. Po
kilku godzinach czekania w deszczu i na bardzo silnym wietrze kibice zaczęli
sami opuszczać obiekt. Nagle doszła informacja, że konkurs się za chwile
rozpocznie i, że zaczynają skakać przedskoczkowie. Wierzcie mi lub nie. Na
skoczni wiało tak, że „głowę urywało”, a oni chcieli przeprowadzić sprawiedliwy
konkurs w takich warunkach. Jak w ogóle można było dopuścić do startu zawodnika
w tak nieprzewidywalnych warunkach jakie były w niedziele w Zakopanem? Już nie
chce tu mówić o tych wynikach, których nikt chyba nie wziął na serio… Ja
autentycznie się o nich bałam! Nie dość, że warunki były fatalne to jeszcze
skocznia wyglądała tragicznie… O kontuzje przed samymi IO było nie trudno! I
jeszcze ta sytuacja z powtarzaniem skoków przez Andreasa Wellingera i Thomasa
Dietharta… Sama nie wiem co o tym myśleć. Na pewno zachowanie Pointnera było
skandaliczne, ale jak już wcześniej wspominałam… te zawody w ogóle nie powinny
się odbyć! Jako ciekawostkę napisze wam tylko, że godzinę po zakończeniu tego
cyrku wiatr uspokoił się J. Jednak z Zakopanego pomimo tej
niedzieli wyjechałam usatysfakcjonowana. Zobaczyłam to co chciałam zobaczyć i
przeżyłam to co zawsze chciałam przeżyć… Tych emocji i atmosfery nigdy nie
zapomnę!
(źródło: Archiwum własne) |
Cóż mogę napisać o
konkursach w Sapporo? Nawet nie wiem jak mam je subiektywnie ocenić… Do Sapporo
nie wybrali się prawie wszyscy najlepsi skoczkowie minionego sezonu PŚ,
ponieważ woleli uniknąć uciążliwej i dalekiej podróży oraz postanowili
wykorzystać ten czas na ostanie treningi przed IO w Sochi. Właściwie tylko
reprezentacja Słowenii wybrała się tam w pierwszym składzie. Można śmiało
napisać, że urządzili sobie w Sapporo Mistrzostwa Słowenii, które jednak
średnio się oglądało. Te konkursy jakoś nieszczególnie zapadły mi w pamięci.
Dla mnie były pozbawione emocji, nie było elementu zaskoczenia bo z kim mieli
walczyć świetnie dysponowani Słoweńcy? Chyba tylko z reprezentacją gospodarzy,
która też średnio wypadła. Peter Prevc odebrał Kamilowi pozycje Lidera PŚ ale
nie cieszył się żółtym plastronem długo…
(źródło fis-ski.com) |
W międzyczasie w bardzo
dobrze znanym nam Predazzo odbywały się Mistrzostwa Świata Juniorów w
narciarstwie klasycznym! W skokach narciarskich nie mieliśmy sobie równych!
Jakub Wolny zdobył złoty medal i został Mistrzem Świata Juniorów! Przed tymi
konkursami liczyliśmy na złoty medal, ale stawialiśmy raczej, że zdobędzie go
Klimek Murańka, Aleksander Zniszczoł czy Krzysiek Biegun. A tu nagle wyskoczył
prawie nikomu nieznany Kuba i zgarnął złoto! W konkursie drużynowym gdyby nie
ostatni skok Murańki to wygralibyśmy zawody z miażdżącą przewagą nad drugą
reprezentacją Austrii. Ostatecznie wygrana była minimalna, ale i tak nasza
młodzież pokazała, że już niedługo mogą rządzić i dzielić w PŚ!
Wracając do Pucharu Świata…
Ostatnim sprawdzianem dla skoczków przed IO były konkursy w Willingen. Nasza
kadra na IO pojechała tam w komplecie. Kamil miał jasno określone zadanie,
które zrealizował w 100%. Imponujące dwie wygrane w konkursach w Willingen
pozwoliły mu wrócić na „tron”. Kamil pokazał klasę, siłę i formę na tydzień
przed pierwszym konkursem na IO! Do dziś nie mogę zapomnieć tych tytułów z
gazet: „Kamil powtórz to za tydzień!”. Kibice byli w euforii, ja jednak
tonowałam nastroje. Twierdziłam, że tam będą inne zawody, warunki, nowe
skocznie na których Kamil nie miał okazji jeszcze skakać. Chodź w głębi duszy
wiedziałam, że będzie dobrze i czułam wręcz „olimpijski spokój”. Był w
fenomenalnej formie i było go stać na wszystko! Pozostała reszta naszej kadry
zaprezentowała się poniżej oczekiwań ale bez paniki. To co rzuciło się w oczy
od razu to była nowa pozycja dojazdowa Piotra Żyły. Wtedy cieszyłam się, że
porzucił swój słynny „garbik” ale jeszcze nie wiedziałam ile to problemów mu przyniesie
na IO. Niespodzianką na minus była na pewno postawa Simona Ammanna. Na tydzień
przed Igrzyskami wypadł tragicznie zajmując 33 i 25 miejsce. Czterokrotny
Mistrz Olimpijski pojawił się w Willingen po bardzo długiej nieobecności w PŚ.
Wszyscy tylko czekali aż wyskoczy z jakąś nowinką techniczną… I jak się okazało
wyskoczył ale na dobre to mu nie wyszło. Ja byłam zdania, że albo startuję w
treningowym sprzęcie aby nie pokazywać niczego przed Igrzyskami albo Simon
przekombinował przygotowanie i stracił formę. Po części trafiłam ze swoją teorią.
(źródło: berkutschi.com) |
Po tych zawodach
pozostało nam tylko czekać… Czekać w spokoju na wielkie chwile, które miały
nadejść! Ale jak tu być spokojnym kiedy medal był na wyciągnięcie ręki? Kiedy
wiedzieliśmy doskonale, że Kamil jest w wielkiej formie i może dokonać tego czego
nie udało się zdobyć samemu Adamowi Małyszowi? Emocje wzrastały z każdym dniem
coraz bardziej. Dziennikarze podsycali atmosferę publikując wywiady z ważnymi
osobistościami ze świata skoków, którzy śmiało mówili, że Kamil zdobędzie złoty
medal… Aż w końcu nadszedł 9 lutego 2014 r. i wszystko stało się jasne…
Marzenia stały się faktem!
„Chciałbym
wystartować na Olimpiadzie. Zdobyć złoty medal. A jak na razie to ja mam
jeszcze czas… I może za jakieś 5 – 6 lat wystartuję jak będę dobrze skakał…”
Agnieszka Białek
Świetne podsumowanie! Już czekam na kolejną część. :) Dzięki tobie znów miałam przed oczami te piękne chwile z tego wspaniałego ale i zwariowanego sezonu...
OdpowiedzUsuńKonkursy w Zakopanem dla mnie były chyba największym przeżyciem. Pierwszy raz mogłam oglądać skoki, na żywo pod skocznią i w końcu spełniłam swoje marzenie. Chociaż w niedzielny wieczór, gdy już opuściłam skocznię, miałam mieszane uczucia... Bardzo dobrze, że zwróciłaś uwagę na organizację przed wejściem na skocznię. Niestety wielu ludzi, w tym moja kuzynka, bez skrupułów zostali zgnieceni przez tłum a ludzie przy bramie właściwie nie wiedzieli jak mają sobie z tym poradzić. Na szczęście i w sobotę i w niedzielę byłam na skoczni o tyle szybko, iż nie miałam problemu zajęciem dobrego miejsca. Opłacało się stać pod bramą od samego rana w niedzielę, ponieważ potem udało mi się zająć miejsce na skarpie za barierkami i widok był wspaniały... szkoda tylko, że pogoda nie pozwoliła na świetne widowisko.
Czekam na podsumowanie Igrzysk i następnej części sezonu! :)
Trafnie wszystko ujęte. Nie zgadzam się z tym, że Prevc był najrówniejszym skoczkiem sezonu, bo ten tytuł ewidentnie przypada Kamilowi. Obiektywnie. Właściwie od początku sezonu non stop TOP. Prevc dopiero od TCS tak przebłysnął. Długie, ale ciekawie napisane. Czyta się świetnie. Zakopane oczywiście najjaśniejszym punktem tego felietonu. Niezapomniane chwile!
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze inaczej... Nie Prevc, nie Stoch ale Kasai był najrówniejszym skoczkiem sezonu. Bodajże tylko raz wypadł z pierwszej 10? Prevc mniej więcej szedł tak jak Kamil.
UsuńKasai tylko w Klingenthal był poza 10. Czaisz to? Masakra! Dopiero się zorientowałem. Przecież to właściwie nikomu się nie udaje, cały sezon w 10. !
OdpowiedzUsuń