W piątkowy wieczór odkryłem jeszcze, że hotel skoczków w Zakopanem to sąsiednia działka mojej noclegowni. Tym razem nie oznaczało to właściwie nic, bo zawodnicy w COS byli właściwie odcięci od świata. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż w Harrachovie przed rokiem, czy nawet w Zakopanem w 2012 roku. Wówczas skoczkowie mieszkali w hotelu Hyrny, który usadowiony był właściwie przy samej drodze, co w rzeczy samej oznaczało łatwiejszy dostęp dla łowców autografów i zdjęć. Mimo wszystko miłe spotkanie na chodniku z Andersem Bardalem i Tomem Hilde zwiastowało, że chyba znowu coś się uda. Później Asikainen i Koivuranta. Człowiek czuł się w swoim żywiole. Godziny jednak mijały, a zawodnicy chyba postawili na wypoczynek. Pierwszy dzień skoków minął, czas na sen.
W sobotni poranek zdecydowałem się na szybszą pobudkę, gdyż miałem chęć obejrzenia atmosfery zakopiańskiej od rana. To w praktyce oznaczało zabrać swoją ekipę pod hotel Centralnego Ośrodka Sportowego, pod którym od rana już czekała garstka kibiców. Trochę warowania i spotkanie z Wladimirem Zografskim. Przy tym ciekawa sytuacja, gdy poprosiłem go o zdjęcie. Bułgar sam zaczął się śmiać, kiedy porównał swój wzrost z moim. Komiczny widok, ale serdeczny uścisk, zdjęcie i powodzenia! Czas nas goni, bo jeśli chcemy mieć dobrą widoczność na skoczni, to musimy wyjść nieco szybciej. W efekcie tuż po obiedzie zebrałem się i pod skocznię. Tutaj czekała mnie nie lada niespodzianka. Takiej kolejki na 3 godziny przed konkursem nie spodziewałem się w życiu! Miałem świadomość wyprzedania wszystkich biletów, ale żeby coś takiego? Niemal godzina oczekiwania i BRAMY OTWARTE. Jeden wielki ścisk, pod nogami błoto, z ogonów kolejki jestem gdzieś bliżej wejścia, wystarczy ruszać nogami, a tłum będzie cię pchał na przód. Wiecie ilu kibiców weszło bez sprawdzonych biletów? Jak tu ogarnąć taki tłum? Jestem na trybunach, pierwszy rząd i z chwili na chwilę coraz większe zdumienie. Byłem tutaj przed dwoma laty i było dużo kibiców, ale tego co w tym roku nie widziałem na oczy. Właściwie jeden człowiek na drugim. Niemal każdy biało-czerwony. Są sukcesy, więc są kibice. Piękna zabawa, oficjalne otwarcie, seria treningowa i pierwszy skok Kamila Stocha. Skok wielki, piękny, nienaganny i porywający. 130 metrów! To zwiastowało wielkie emocje, apetyty rosły w miarę oczekiwań. Atmosfera w Zakopanem totalnie powróciła do czasów Małysza. Zakopiański kocioł bałkański. To, co piękne to doping dla każdego skoczka. Mniejszy niż dla naszych, ale i tak wsparcie godne podziwu. Znowu wierzymy, że będzie podium. Może wreszcie pierwsza wygrana drużyny? Efekt był niestety zupełnie inny, ale konkurs do samego końca trzymał w totalnym napięciu. Warto zauważyć, że tam na skoczni właściwie nie zwraca się uwagi na warunki wietrzne. Zupełnie inna jakość. W mniemaniu kibiców Dawid Kubacki miał być najsłabszym ogniwem. Natomiast jego skoki olśniły i wprawiły w wielką euforię te kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Niesamowity chłopak; żeby pod taką presją publiczności i walki o wyjazd do Sochi osiągać moim zdaniem (jak na razie) najlepsze skoki swojego życia... bezcenne. Nie powiem, że w zachwyt nie wprawił mnie też Kamil Stoch. Pierwszy skok jak na Mistrza przystało... idealny. Jankowi nie udało się powtórzyć w konkursie skoku z serii próbnej, który nomen omen wyglądał jak jedna wielka bomba. Mimo wszystko ta trójka zasłużyła na wielką trąbę. Nieco zawiódł Klimek, ale te jego próby nie były przecież złe. Tyle tylko, że presji nie wytrzymał. Ale i tak Polacy go kochają. Byłem pewny, że Kamilowi uda się pokonać w bezpośrednim pojedynku Gregora, ale wyszło inaczej. Jakie to ma znaczenie teraz?
Byliśmy świadkami, twórcami czegoś, czego w historii jeszcze nie było. Spotkałem na drodze wieczorem p. Sebastiana Szczęsnego. Powiedział nam m.in., że rozmawiał z Łukaszem Kruczkiem, który stwierdził, że takiej atmosfery nie widział od 10 lat. Dostaję od Was czasami pytania, jaki cudem udaje mi się robić tyle zdjęć ze skoczkami? W sobotę wraz ze swoją ekipą zrobiliśmy coś szalonego. Udało nam się przekroczyć bariery, tak jak pewnej nielicznej grupie osób. Na skoczni rzecz jasna. Stąd zdjęcie z p. Rafałem Kotem. Fajnie przez chwilę poczuć się jak VIP, zobaczyć wszystko z innej strony. Udało nam się po skokach spotkać z fanami skoków, z grupy na FB. Razem pod hotelem czekaliśmy na skoczków, dzieliliśmy się wrażeniami. Piękne spotkanie. Miło poznać tych ludzi. Wtedy mieliśmy okazję poznać Macieja Kota od tej bardzo, ale to bardzo cierpliwej strony. Wyszedł do nas i zrobił sobie zdjęcie z każdym, kto tylko chciał. Krupówki pękały w szwach. Piękne godziny! Niedziela miała być tylko dla nas!
Mateusz Król
Była tylko jedna rzecz, która mi się nie spodobała w organizacji. Gdy staliśmy w kolejce by wejść do sektora D ludzie niemiłosiernie się pchali i niższe osoby lub dzieci były po prostu bez skrupułów zgniatane... W niedzielę nie było nic lepiej. Z tego co mówiła jakaś kobieta, która stała obok mnie w kolejce i która od sześciu lat regularnie przyjeżdża na PŚ, nigdy nie było czegoś takiego, że wejście na skocznie otwierane było o konkretnie godzinie. Zawsze były otwierane już z rana a kibice powoli zbierali się na skoczni bez kolejek i pchania. Tym razem było inaczej a ludzie nie mogli powstrzymać chęci jak najszybszego dostania się pod skocznie, niestety kosztem innych...
OdpowiedzUsuń