„A miało być tak pięknie, miało nie wiać w oczy nam i
ociekać szczęściem…” – niestety pierwszy historyczny konkurs w Wiśle upłynął
bez tak ogromnych emocji, jakie miały towarzyszyć w naszych mniemaniach. Śmiem
nawet twierdzić, że był to pierwszy tak niesprawiedliwy konkurs w tym sezonie.
Zdecydowanie głównym aktorem dzisiejszych zawodów był… wiatr!
Zacznę może jednak od tego, że moim zdaniem Wisła
organizacyjnie wypadła bardzo dobrze. Zresztą moje zdanie potwierdza Walter Hofer,
który szczególną uwagę zwrócił na catering. Jak donosi portal Wirtualna Polska,
dyrektor Pucharu Świata stwierdził, że pod tym względem wypadliśmy lepiej niż
Turniej Czterech Skoczni. To wbrew pozorom spory atut, gdyż, jak twierdzi
Apoloniusz Tajner, władze FIS-u nie zwracają zazwyczaj na ten aspekt uwagi. Z
racji, że organizacja została oceniona bardzo dobrze, rosną szansę, że 15.
stycznia 2014 roku skoczkowie ponownie zawitają do Wisły. Miejmy nadzieję, że w
przyszłym roku warunki będą nieco bardziej łaskawe!
To był konkurs, w którym ciężko było skupić uwagę na
skokach. Zdecydowanie przeliczniki za wiatr zdominowały przebieg zawodów. Wiatr
pod narty, wiatr z tyłu skoczni, punkty odjęte, punkty dodane… jak się okazuje
nie wszystko jest tak oczywiste. Zawodnicy potwierdzają, że w powietrzu bardzo
często czuli zupełnie inne warunki, niż te, które pokazywały im punkty. Przez
cały ten sezon system zdawał się funkcjonować dobrze. Mało kto zgłaszał jakieś
sprzeciwy, mniej było dziwnych gestów Schlierenzauera, czy Tepesa pod adresem
jury. W Wiśle wszystko jakby się zmieniło. Historyczny konkurs, który miał być
tak magiczny… stał się, jakby na przekór zupełnie nieprzewidywalnym i
loteryjnym. Wygranymi, oprócz zwycięzcy Andersa Bardala (pierwsze zwycięstwo,
zdobywcy Pucharu Świata 2011/2012, w tym sezonie), są rzecz jasna wielcy
nieobecni. Mam na myśli Severina Freunda, młodego Wellingera, czy dziwnie rozchorowanego
Schlierenzauera. Skoczkowie ci, nie narazili się na niepotrzebne zawirowania,
które mogłyby się przyczynić do nagłego obniżenia formy, czy nawet zakończyć
kontuzją. Mówiąc cały czas o loteryjnych warunkach, nie mogę nie wspomnieć o
fakcie, że cała czołowa trójka zasłużyła na podium. Jako jedyni potrafili
poradzić sobie z trudnym warunkami i dali kibicom możliwość oglądania choć
trochę dalekich skoków.
Przy tym wszystkim nie wolno mi zapomnieć o nowej, starej
gwieździe polskich skoków narciarskich. Piotr Żyła, zajmując najlepsze miejsce
w swojej karierze, wreszcie znów miał okazję do błyskotliwej wypowiedzi „na
lajfie”. Tym samym trafił na języki, pierwsze strony gazet i główne strony wszelkich
serwisów w Polsce. Jego wywiad przyćmił nawet świetny wynik sportowy. Przecież
tekst „Ruszyłem z belki, garbik, fajeczka i poleciało!” przejdzie, jako kolejny
(po „No chyba mu flache postawie”), do historii. Zresztą już dziś wideo z
wypowiedzią Piotrka, stało się hitem Internetu. Miło, że mimo mieszanych odczuć,
co do konkursu, Piotrek mógł zadowolić nas i super wynikiem i bardzo dobrym
poczuciem humoru!
Nie umiem przejść obojętnie obok jednego zjawiska. Bardzo
ważnego moim zdaniem. Konkurs w Wiśle już do końca przekonał mnie, że Polska
kocha Kamila Stocha. Po paru latach wreszcie jestem tego pewien. Nie słychać
już opinii, że to nie Małysz, nigdy nie będzie tak dobry, nie sprosta naszym
wymaganiom, ach jak daleko mu do mistrza. Jeżeli nawet słychać, to bardzo, bardzo
rzadko! Kibice wykupili wszystkie bilety w Wiśle, ba… było widać nawet, że
niektórzy oglądali skoki „zza płotu”. Ci jakby nielegalni, także przybrani w
biało-czerwone dodatki i bardzo ważne atrybuty kibica. Wiele transparentów, ale
ten jeden, moim zdaniem najważniejszy: „Adam jeździ na Dakarze, a jak skakać
Stoch pokaże!”. Widać, że wreszcie liczymy przede wszystkim na niego. Każdy z
Polaków otrzymywał spory doping, ale ten dla Kamila, jakby dwa razy większy.
Zaufanie społeczne wzrasta, dzięki fantastycznym sukcesom. Większe wsparcie
widać także po zdecydowanie wyższych wynikach oglądalności, niż w ubiegłym
sezonie. Turniej Czterech Skoczni zyskał względem ubiegłego roku ponad milion
widzów, a ostatni konkurs w decydującym momencie śledziło blisko 7,5 miliona
widzów. Wczorajszy konkurs w Wiśle, mimo tak trudnych warunków, braku podium
dla Polaka – ok. 6 milionów widzów. To napawa optymizmem, bo chociaż drugiej
małyszomanii nie będzie, to przyjemnie śledzi się poczynania Kamila Stocha, gdy
słychać ten ogromny doping. Jestem pewien, że nie zawiedzie naszych oczekiwań.
Może w Zakopanem wygra po raz trzeci?
"Warto żyć, warto czekać, warto wierzyć!" - Włodzimierz Szaranowicz, IO Vacouver 2010
sprawdzam czy to kurcze działa,tak?;D
OdpowiedzUsuńśw.mikołaj ;o