Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Takie miłe, lekko ironiczne powiedzonko, które doskonale opisuje stan mojego ducha po tym weekendzie. Szczerze mówiąc, nastawiałem się bardzo ostrożnie na te pierwsze loty w tym sezonie. Skocznia w Vikersund, obecnie największa na świecie, to niewątpliwie moja ulubiona spośród mamutów. Nie liczyłem na wysokie pozycje Polaków i to pierwszy taki moment w tym sezonie, że nie do końca wierzyłem. Dałem się nabrać statystykom, ale Drodzy Czytelnicy, mamy dobrych lotników!
Polacy wciąż silni!
Gdyby ktoś przed tym weekendem powiedział mi, że na tej skoczni Kamil Stoch pobije swój rekord życiowy, szczerze mówiąc nie do końca bym uwierzył. Polak właściwie zawsze męczył się, aby oddać tutaj skok powyżej 200 metrów. Ten sezon pokazuje mi Stocha z zupełnie innej strony. Wiecie, ja uważam, że wreszcie zmienił sylwetkę w locie, na taką idealną. Idealną, to znaczy odpowiednią do warunków panujących na każdym rodzaju skoczni. To chyba bardzo dobry zwiastun przed Mistrzostwami Świata? Kolejny dobry omen to rzecz jasna Piotrek Żyła. Ten to w ogóle wyrasta nam na absolutnego lotnika pierwszej klasy. Co prawda, rekordu życiowego nie pobił, ale nie jestem w stanie obwiniać go, czy twierdzić, iż popełniał jakieś błędy. Tak, zdecydowanie wina leży po stronie jury konkursów. Właściwie, jakby nie chcieli dać kibicom frajdy. Brawa dla Piotra, za wszystkie skoki powyżej 200 metrów! To chyba ogromny sukces znaleźć się dwa razy podrząd w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata. Plus dodatkowy taki, że w Harrachovie dwóch zawodników w konkursie mamy pewnych. Och, jakie to miłe!
Dwóch najlepszych skoczków w historii!
Norwegowie, od zawsze uznawani za najlepszych lotników świata, u siebie jednak nieco zawiedli. Od pewnego czasu, w każdym konkursie przynajmniej jeden zawodnik kraju Wikingów meldował się na podium. W Vikersund... nieco zabrakło. Paradoksalnie najlepszym Norwegiem okazał się w obu konkursach Andreas Stjernen. Apetyty kibiców tego kraju z pewnością były dużo większe.
Jeśli mowa o apetycie, to oczekiwaniom z pewnością sprostał Gregor Schlierenzauer. Stało się! W chwili obecnej mamy dwóch najlepszych skoczków w historii Pucharu Świata, biorąc pod uwagę liczbę zwycięstw. Niedościgniony Matti Nykanen, wreszcie został poskromiony. Nie wiem, co czuje młody Austriak, wiem tylko, że z pewnością rozpiera go duma. W sumie, zupełnie mnie to nie dziwi. Ktoś może powiedzieć, że rekord Fina robi większe wrażenie, gdyż w jego okresie rozgrywano nieco mniej konkursów w ciągu sezonu. Teoria, może i słuszna, ale nie ujmuje klasy Gregorowi. Jeśli, aktualny jeszcze Mistrz Świata, byłby u końca swej kariery, mógłbym powiedzieć: "No tak, przez całą karierę miał masę okazji, więc udało mu się dogonić dotychczasowego rekordzistę". Natomiast Schlieri jest zaledwie dwa lata starszy ode mnie (rocznik 90.) i właściwie jego kariera dopiero nabiera tempa. To chyba ogromna sztuka "natrzaskać" tyle victorii w takim wieku. Zaryzykuje stwierdzenie, że może on jeszcze podwoić liczbę swych triumfów. Wyśrubuje ten rekord!
Czy to koniec gonitwy?
Ktoś, kto twierdzi, że Gregor Schlierenzauer osiągnął już wszystko i teraz właściwie skacze dla idei, jest w grubym błędzie. Najważniejsze, co w jego karierze zostało do zrobienia, to rzecz jasna zdobycie złota na Igrzyskach Olimpijskich. To zdecydowanie jedyny krążek, który został mu do zdobycia. Dla większości najważniejszy. Jeśli chodzi natomiast o rekordy, to aby zostać absolutnie najlepszym skoczkiem w historii tej dyscypliny musi dogonić Simona Ammanna i Mattiego Nykanena w ilości złotych medali na IO oraz prześcignąć najwybitniejszego skoczka w historii Mistrzostw Świata - Adama Małysza. Adam ma najwięcej złotych medali indywidualnie, a doliczając do tego srebro i brąz - to wcale nie będzie łatwe zadanie. Gregor ma jednak czas i talent, to główne aspekty, które przemawiają za nim. Rekordów do pobicia, można by wyliczać i wyliczać. Przytoczyłem moim zdaniem najważniejsze i jestem pewien, że jeśli młody Austriak to osiągnie, nikt nie odmówi mu tego miana. Tymczasem śmiało można określić go, jednym z najwybitniejszych skoczków w historii. Mówię to obiektywnie, bo nie przepadam za nim.
Zapraszam do dyskusji na temat możliwości Gregora, jak oceniacie jego szanse na wyśrubowanie rekordów, o których napisałem wyżej?
W.S. - "Coś niesamowitego, żeby tyle lat, ciągle być w gronie najlepszych, mało tego, robić to z taką radosną przyjemnością, jak on potrafi."
P.B. - "Zwłaszcza w tej konkurencji, gdzie ułamek sekundy decyduje o sukcesie!" - Włodzimierz Szaranowicz, Przemysław Babiarz - Oslo 2011
Nie wiem czemu ale jakoś nie widzę go w tym panteonie najlepszych. Może dlatego, że jest młody?
OdpowiedzUsuńCzekałem na wzmiankę, o twojej niechęci do Gregora. Zdecydowanie - jest wybitny. Bez dwóch zdań, wspaniałe wyniki w tak młodym wieku, a przynajmniej 10 lat skakania przed nim! Ale zawodnikiem pokroju Małysza nigdy nie będzie. Bynajmniej nie przez umiejętności, bo te ma ogromne. Jemu po prostu brakuje klasy, brakuje mu tego, co mają chociażby Morgenstern, Amman, wspomniany Małysz czy Schmitt. Dla mnie nigdy nie będzie lepszy od nich.
OdpowiedzUsuńWłaśnie to jest to, co mu odbiera szacunek ze strony kibiców. Brak klasy, zachowanie jego jest karygodne. Głupie gesty, których nigdy nie używali Małysz, Ahonen czy inni słynni. On jest jednym z najlepszych skoczków, ale nie jest wielki moim zdaniem. Trafnie to ująłeś.
OdpowiedzUsuńbrak klasy ze strony schlierenzauera? to się uśmiałam ;]
OdpowiedzUsuń