O KRÓLU S(T)OCH(I) I JEGO ZIOMKACH!

Jest trzech takich w historii, którzy zgarnęli dwa złote medale w skokach na jednych Igrzyskach. Do niedawna Fin i Szwajcar, dziś także Polak.

AUSTRIA, NIEMCY, NORWEGIA, JAPONIA, SŁOWENIA, POLSKA…

Napiszę szczerze… Bardzo długo zbierałam się do napisania tego felietonu. Miał już się ukazać po konkursach w Willingen ale uznałam, że nic nie wiemy o formie dwóch filarów austriackich skoków...

ZAKOPANE OKIEM KIBICA - CZ.3.

Za nim w niedzielny poranek otworzyłem oczy, niestety do moich uszu dotarł ten wredny dźwięk! Zapowiadało się to, czego każdy polski kibic obawiał się przed wyjazdem.

MIKA KOJONKOSKI - WYMARZONY TRENER

Do napisania o Mikim nakłoniła mnie moja ostatnia lektura książki Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu.

MISTRZ OLIMPIJSKI - TO BRZMI DUMNIE!

Polska oszalała! Starsi czekali na ten moment od 42 lat. Nie udało się w Salt Lake City, Turynie i Vancouver Adamowi Małyszowi. Wielkiej legendzie i jednemu z najwybitniejszych skoczków w historii.

wtorek, 30 kwietnia 2013

Doceńmy sukcesy Justyny Kowalczyk!

Dzisiaj Polska żyje świetnym występem Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów. Dzisiaj Polacy pragną powtórki sprzed tygodnia i przede wszystkim finału dla drużyny z polską trójką w składzie. I bardzo cieszy mnie te pozytywne poruszenie, bo musimy umieć się jednoczyć także w sukcesie. Jednoczyliśmy się przez lata przy sukcesach Adama Małysza, 14,5 mln widzów w Salt Lake City (2002), 10 mln w Vancouver, czy nawet 13 mln w Zakopanem 2011. To są liczby, które pokazują, że czujemy dumę, gdy nasi grają główne role. Oczekiwania nasze momentalnie rosną, to oczywiste. Niestety, czasami jednak przesadzamy... tutaj najlepszym przykładem jest ostatni sezon w wykonaniu Justyny Kowalczyk.

Justyna w swojej karierze zrobiła rzeczy niesamowite i właściwie cały narciarski świat jest zadziwiony, że Polka w ogóle podjęła walkę z najlepszymi. Od dawien dawna nie było zawodniczki, która potrafiła non stop ucierać nosa Norweżkom. Dla nas to ogromny narodowy skarb, a kiedy spojrzymy na to, że Justyna dała nam trzy lata temu te upragnione złoto - to już w ogóle odpływamy. Ubiegły sezon rozpoczął się dla Justyny niemal podobnie, jak dla Kamila Stocha. Tyle, że nasza Mistrzyni pozbierała się o wiele szybciej. W ubiegłym cyklu aż 11 razy stawała na najwyższym stopniu podium, dziwne statystyki FIS-u nie uwzględniają zwycięstw "etapowych" (np. tych w etapach Tour de Ski), ale jak dla mnie to cholernie nieuzasadnione. Ponadto Kowalczyk 17 razy stawała na podium no i przede wszystkim czwarty raz z rzędu wygrała Tour de Ski. Po raz czwarty też w karierze zgarnęła Kryształową Kulę. Nie widzę tu żadnych przesłanek, aby czuć się zawiedzionym po tym, co Justynka pokazała w tym sezonie. "Specjaliści" dopatrują się tego sukcesu w braku startów Marit Bjoergen, ale powiedzmy sobie szczerze... niestartujących się nie ocenia. Prawdą jest jednak, że nasze oczekiwania, co do Mistrzostw Świata były nieco inne...

W Predazzo wszystko wskazywało na to, że będzie to czempionat pod dyktando Justyny Kowalczyk. Tuż przed startem w Mistrzostwach, Kowalczyk wygrała przecież w bezpośrednim starciu sprint z Bjoergen w Davos. Ja osobiście byłem głęboko przekonany, że to będzie popis w wykonaniu naszej biegaczki. Liczyłem, na cztery medale i w tym dwa złote. Dziś mogę o tym mówić głośno, ale niestety moje oczekiwania nie zostały spełnione. Pytanie tylko, czy ten jeden srebrny medal można uznać za totalną porażkę? Otóż moim zdaniem nie. Trzeba doceniać to, co się ma. Kiedy spojrzy się na to, w jakich warunkach Justyna musi trenować, to aż za głowę się łapię. Jeśli w Polsce nic się nie zmieni, to drugiej Mistrzyni w biegach nie będziemy mieli nigdy. Norwegowie dziwią się, że skoro u nas nie ma tras, to jakim cudem Justynie w ogóle udaje się wygrywać z ich ekipą. Trzeba powiedzieć jasno i klarownie: Justyna tak czy siak, była pewną bohaterką tegorocznych Mistrzostw Świata. Norweski pociąg był poza zasięgiem, a ona tak dzielnie z nimi walczyła. Nie przyzwyczajajmy się do sukcesów, bo w sporcie tak już jest. Raz jesteśmy najlepsi, a raz ktoś z nami wygrywa. My jako kibice, powinniśmy zawsze wspierać naszych sportowców. I tego nauczyłem się w tym sezonie!

PS. Witam wszystkich, którzy dostają się już na bloga z adresu naszej nowej, własnej domeny! Od teraz działamy w Internecie pod adresem www.sportsinwinter.com - to pierwszy zwiastun zmian. Oby na lepsze! Dzięki za tak liczne wciąż odwiedziny. A dziś... cieszmy się miejmy nadzieje finałem BVB!

niedziela, 21 kwietnia 2013

Bajkowy sezon Kamila Stocha!

Dokładnie za tydzień miną dwa miesiące od zdobycia złotego medalu przez Kamila Stocha. Teoretycznie w normalnych przypadkach emocje już dawno minęły, niektórzy już totalnie o zimie zapomnieli. A ja... żyje tym  wszystkim, co wydarzyło się przez cztery miesiące ze skokami narciarskimi. Człowiek, o którym dzisiaj napiszę jest w galerii sław i zostanie tam na długo. Obecnie wszyscy patrzymy na Stocha przez pryzmat wielkiego sukcesu, ale trzeba pamiętać, że ten sukces smakuje dziesięć razy bardziej, kiedy spojrzymy, jak układał się dla Polaka cały sezon. Bo przecież od razu tak kolorowo nie było...

Trudne początki, to coś z czym świetnie umiał poradzić sobie Adam Małysz i to było jego domeną, że zawsze potrafił wrócić w wielkim stylu. Kamil rozpoczął ubiegły sezon, co by nie mówić - fatalnie. Zdziwienie i zmartwienie mnie dopadło ogromne, tym bardziej, że przed rozpoczęciem zmagań przekonywał, że jest świetnie przygotowany. Wówczas trzeba było zachować spokój i przede wszystkim wierzyć, że forma nadejdzie. Podczas konkursu inauguracyjnego w Lillehammer nasz skoczek zajął 30. miejsce, a następnego dnia nie zakwalifikował się do drugiej serii. Gorąco wierzyłem, że za tydzień się poprawi, jak sam zresztą przekonywał. Niestety... w Kuusamo doznał pecha. Oddawał dobre próby treningowe, ale niestety zaliczył w drugim skoku upadek. Z pewnością psychicznie nieco się zablokował i w kwalifikacjach oddał bardzo słabą próbę. Nie widzieliśmy Stocha w konkursie indywidualnym, a o drużynówce wolimy chyba nie pamiętać. Ten okres, jak się później okazało, był bardzo potrzebny. Kamil wraz z trenerem udał się do Ramsau, gdzie jak wiemy wielokrotnie swą formę odbudowywał Małysz. Tym razem to miejsce także okazało się właściwe, bo "Rakieta z Zębu" już w Engelbergu otarł się o zwycięstwo. Jak pamiętamy przegrał wówczas z Andreasem Koflerem o 0,1 punktu! Serce ruszyło do boju!

Przed rozpoczęciem Turnieju Czterech Skoczni nie miałem już żadnych wątpliwości, że Kamil zaliczy tutaj świetny występ. Nie ma co ukrywać, że to się potwierdziło. Może początek w Oberstdorfie nie był wyśniony, bo 13. pozycja była poniżej oczekiwań. W Ga-Pa zaliczył pierwszy genialny skok na 142 metry i zajmował drugą lokatę po pierwszej serii. W drugiej rundzie oddał nieco gorszy skok i spadł na piąte miejsce. Moim zdaniem i tak całkiem dobre. W Innsbrucku to już było na takim bardzo wysokim poziomie. Na skoczni, która jest bardzo trudna i zresztą warunki również łatwe nie były - Kamil wskoczył na miejsce drugie. Po raz pierwszy w karierze gościł na podium konkursu z serii TCS. Przed ostatnimi zawodami tego cyklu miał spore szanse na podium w "generalce". W Bischofshofen oddawał na prawdę bardzo dobre skoki, ale ostatecznie uplasował się na czwartym miejscu w konkursie i klasyfikacji generalnej turnieju. Do podium zabrakło dwóch punktów. To i tak wielki sukces Stocha, bo poprawił swoją pozycję z ubiegłego sezonu i ewidentnie ją wywalczył.
Po całym turze nadszedł czas na konkursy przed polską publiką. W Wiśle obeszło się bez spektakularnego sukcesu, ale siódma pozycja nie była zła. W Zakopanem był ewidentnie w formie, bo w drużynówce skakał na swoim najwyższym poziomie i wnosił pewne wiano punktowe. W konkursie indywidualnym oddał świetny skok w pierwszej serii, który dał mu prowadzenie. W finale zabrakło nieco metrów i ostatecznie zajął trzecią lokatę. Trzeba było się cieszyć, bo to trzeci rok z rzędu kiedy widzimy Kamila na podium w Polsce. To wielki atut tego zawodnika, że potrafi w odpowiednim momencie zmobilizować się i dać radość 25.000-nej widowni (dane od organizatorów). Czekaliśmy już na czempionat.

Mistrzostwa Świata odbywają się w sumie na tych samych zasadach, co zwykły konkurs o Puchar Świata. Mają w sobie jednak coś nadzwyczajnego, bo zawsze owiane są pewną magią. Dla Kamila ktoś napisał w tym sezonie przepiękny scenariusz na szczęście z happy endem. Polak złapał świetną formę na ten czempionat i nie bał się mówić, że chce wywalczyć złoty medal. We mnie była jakaś mega siła, która pozwoliła mi być pewnym sukcesu. Pierwszy konkurs rozpoczął się genialnie! 102 metry i druga pozycja. Niestety w drugiej serii minimalny błąd przesądził, że obyło się tylko smakiem. Nie wynik w tym wszystkim był straszny, lecz to co działo się po zawodach ze Stochem. Totalnie załamanie, łzy i bezradność. Nigdy więcej nie chce widzieć go w takim stanie. Pamiętamy te liczne akcje na portalach społecznościowych, mające na celu wsparcie naszego najlepszego skoczka. Okazało się to bardzo pomocne, bo następnego dnia wszystko było już w jak najlepszym porządku. W dzień konkursu na dużej skoczni od rana drzemała we mnie ogromna pewność, że będzie złoto! Założyłem koszulkę z Fan Klubu Kamila Stocha i paradowałem w niej po uczelni. Następnie wraz z kolegami oglądaliśmy konkurs. Pierwszy skok totalnie doprowadził mnie do eksplozji radości! Idealne wyjście z progu, kapitalna sylwetka w locie i najpiękniejsze możliwe lądowanie. Posypały się wysokie noty i nie było w mojej głowie innej opcji, jak zdobycie złota w drugiej serii. Drugi skok był już tylko formalnością, ale nasz skoczek oddał drugi kapitalny skok i mogliśmy cieszyć się z tytułu Mistrza Świata dla Kamila Stocha. Szampan strzelił i właściwie wtedy zrozumiałem, że całe te doświadczenie ze smutkiem na normalnej skoczni było po prostu dla nas wszystkich potrzebne. Bo najlepiej smakuje wielki sukces po porażce.

Do końca sezonu Kamil wygrał dwa konkursy - w Kuopio i Trondheim. Oczywiście w najpiękniejszym stylu. Ostatecznie wskoczył na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i tym samym spełnił dwa najważniejsze swoje założenia sprzed sezonu. Zdobył złoty medal Mistrzostw Świata i znalazł się w czołowej trójce PŚ. W tym sezonie w 24 startach Kamil punktował aż 22 razy, a w tym aż siedemnastokrotnie wskakiwał do czołowej dziesiątki! Pod tym względem lepszy był tylko Gregor Schlierenzauer. Stoch 11 razy był w czołowej szóstce, a w tym pięciokrotnie był na podium (prócz wspomnianych wiktorii był dwa razy drugi i raz trzeci). Awansował na 34. miejsce w klasyfikacji skoczków z największą ilością zwycięstw (7) oraz 46. pozycję w rankingu zawodników z największą ilością podiów (15). Jestem pewny, że przyszły sezon będzie jeszcze bardziej bogaty w sukcesy. Nie mogę się doczekać, kiedy nasz Mistrz Świata ogłosi swoje cele na nowy rok. Do tej pory spełniał swoje założenia wielokrotnie i to jest właśnie fenomen. Pomału, ale do przodu!

"Jest wielki! Jest zwycięski! Jest Mistrzem Świata! Kolejnym Mistrzem Świata, który zdobywa złoty medal dla Polski!" - Włodzimierz Szaranowicz, Predazzo 2013




sobota, 13 kwietnia 2013

Budujemy nową historię!

Proszę sobie wyobrazić, że kiedy my tak mozolnie odliczamy dni do rozpoczęcia kolejnego sezonu - oni właściwie wkrótce już go rozpoczną. Na naszych skoczkach (bo o nich tutaj mowa) będzie ciążyć wielkie brzemię. W ubiegłym sezonie postawili sobie na prawdę wysoko poprzeczkę i teraz z pewnością będą chcieli nie tylko utrzymać ten poziom, ale i go zwiększyć. Jeśli mówimy o karierze Kamila Stocha, to jego sukcesy pojawiały się pomału i stopniowo. Tak, że ciężko było przeoczyć jego postęp. Nasza kadra właściwie eksplodowała formą. Wiem, że na to trzeba była pracować latami, ale efekty przyszły w takim momencie, że było to ogromnym zaskoczeniem. Z racji, że mam dziś w naszej ekipie Mistrza Świata, to sezon w jego wykonaniu podsumuję w innym wpisie. To dlatego, że oprócz Stocha są też inni, o których można wiele napisać. Czy każdy z nich spełnił swoje założenia sprzed sezonu?

Maciej Kot!
Niebywałe jest to, jak wielkim talentem trenerskim w 2007 roku popisał się Hannu Lepistö. Wcale nie chodzi mi tutaj o doprowadzenie Małysza do czwartego tytułu Mistrza Świata, ani też o czwarty triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Fin pokazał, że ma świetną rękę do odkrywania nowych talentów. Zabrał on szesnastoletniego wówczas Macieja Kota na zawody Pucharu Świata do Villach. Ówczesny trener Reprezentacji Polski w skokach narciarskich był przekonany, co do wielkiego talentu tego skoczka. Moim zdaniem nie musieliśmy długo czekać na swego rodzaju potwierdzenie tych słów. Prawdą jest, że Maciej najpiękniejsze chwile ma z pewnością dopiero przed sobą, ale w tym sezonie nie mógł narzekać na brak sukcesów. Nasz reprezentant pokazał już latem ubiegłego roku, że potrafi pokazać koci pazur. Zimą, co prawda nie wygrywał, ale z pewnością nie dał powodów do nazywania go "letnim skoczkiem". 18. miejsce w klasyfikacji generalnej, to dla 22-letniego skoczka na pewno dobry wynik. Dodajmy do tego, że  w 26 startach Kot punktował aż 22 razy, 7 razy był w czołowej dziesiątce, a w tym trzykrotnie w czołowej szóstce. To bez wątpienia najlepszy sezon w karierze tego skoczka. Przed sezonem Maciej mówił, że chciałby znaleźć się w pierwszej dziesiątce na Mistrzostwach Świata. Do spełnienia założenia brakło niewiele, bo jak pamiętamy w konkursie na normalnym obiekcie w Predazzo zajął on 11. miejsce. Dał sobie jednak wielką radość w konkursie drużynowym. Wnosił do dorobku ekipy pewne punkty i dzięki temu mógł cieszyć się ze zdobycia pierwszego w historii medalu Mistrzostw Świata w drużynie dla Polski. Co jeszcze pokaże nam Maciek Kot w nadchodzących sezonach? Jestem niemal pewny, że będzie z niego duża pociecha!

Piotr Żyła!
A jeśli o "pociesze" mowa, to nie możemy pomyśleć o nikim innym, jak o NIM. Niekwestionowana gwiazda polskiej kadry, która błysnęła tak na prawdę już w sezonie 2011/2012. Do tego sezonu często mówiono o Piotrze Żyle, że to prawdziwy Polak. Dużo mówi, mało robi. Ironią losu jest właściwie fakt, że na początku zmagań 2012/2013 Żyła nie mógł przebić się nawet do czołowej trzydziestki. Pierwsze punkty trafiły na jego konto dopiero podczas konkursu noworocznego w Garmisch-Partenkirchen i trzeba przyznać, że od tego momentu zaczął się jego marsz, który wprawił mnie w osłupienie. Mało komu w naszej kadrze (nie licząc liderów kadry, czy to Stocha, czy niegdyś Małysza) udawało się punktować we wszystkich konkursach pozostałych do zakończenia cyklu. Przecież wpadka może zdarzyć się każdemu, a już tym bardziej zawodnikowi, o którym zwykło się mawiać "CZŁOWIEK ZAGADKA". A przecież Piotrek (15. ostatecznie w "generalce") w 24 startach tego sezonu punktował osiemnastokrotnie, aż osiem razy gościł w czołowej dziesiątce. Najważniejsze jednak są dwa miejsca na podium, co już w ogóle doprowadziło mnie do wielkiego zaskoczenia. Zwycięstwo w Oslo było tak piękne i oszałamiające, że nazwałem popularnego Wiewióra - człowiekiem renesansu. Nie musieliśmy długo czekać na kolejne miejsce w TOP3, bo w Planicy wskoczył na najniższy stopień podium. Żyła jest świetnym lotnikiem, a to już wspaniała rzecz dla nas - kibiców. Długo musieliśmy czekać, na zawodnika specjalizującego się w tej konkurencji. A w przyszłym roku są Mistrzostwa Świata w lotach. Skoro mowa już o czempionacie, to indywidualnie zajął miejsca nieco słabsze niż przed dwoma laty w Oslo. Ale któż by o tym pamiętał, kiedy mamy przed oczyma ten wspaniały brązowy krążek drużynowy. Piotrek zdobył swój pierwszy medal Mistrzostw Świata i to z pewnością dodaje jeszcze więcej miodu do i tak już słodkiej herbaty.

Wiem, że w poprzednich wpisach poświęcałem uwagę tylko dwóm najlepszym skoczkom z danej reprezentacji, ale w naszym przypadku nie mogę pominąć Dawida Kubackiego. Przecież on nareszcie się odblokował i nikt nie będzie już mu przypinał łatki skoczka, który rzekomo dobrze skacze tylko na igielicie. To zdecydowanie najlepszy sezon w wykonaniu tego zawodnika. W 26 startach punktował 15 razy, a w tym raz znalazł się w czołowej dziesiątce zmagań (Engelberg). Jako wielki atut warto dodać, że w każdym starcie kwalifikował się do pierwszej rundy zmagań, co niegdyś sprawiało Kubackiemu wielki problem. Jak pokazują zdobyte przez niego punkty podczas drużynowego konkursu na Mistrzostwach Świata w Val di fiemme, był on drugim naszym najlepszym skoczkiem. Rzadko komukolwiek udaje się w debiucie na tak ważnej imprezie od razu wskoczyć do czołowej trzydziestki i przede wszystkich zgarnąć medal. Brawo Dawid!

Owacje dla całej kadry, bo za nami najlepszy sezon w historii skoków. Przecież aż dziesięciu naszych skoczków zdobyło przynajmniej jeden punkt w trakcie zmagań seniorów. Ewidentnie widać, że jest potencjał w młodzieży i trzeba liczyć, że w polskich skokach będzie dużo, dużo lepiej. Gratulacje dla Krzysztofa Miętusa, Stefana Huli, Aleksandra Zniszczołą, Janka Ziobry, Klemensa Murańki i Krzysztofa Bieguna. Ogromne słowa uznania i podziękowania dla trenera Kruczka i całej ekipy!  Prosimy o więcej!

PS. Bardzo prawdopodobne, że coś jeszcze przyjdzie mi do głowy odnośnie podsumowania sezonu w wykonaniu naszej kadry i ujmę to we wpisie o Kamilu Stochu. Pozdrawiam!



piątek, 5 kwietnia 2013

Zaduma nad kadrą Pointnera.

To dobre określenie na coś, co w chwili obecnej siedzi w mojej głowie. Jeszcze niedawno zastanawialiśmy się wszyscy, jak długo potrwa dominacja Austriaków w świecie skoków. Przez ogromną ilość sezonów byli oni zdecydowanie nie do prześcignięcia w Pucharze Narodów. Ciężko było znaleźć konkurs, w którym nie było żadnego skoczka tej nacji w pierwszej dziesiątce. W klasyfikacji końcowej potrafili umieścić czterech swoich zawodników w czołowej szóstce. Na pstryknięcie palca wygrywali konkursy drużynowe, sensacją było jedno drugie miejsce "raz na ruski rok". Mówiliśmy o austriackim kłopocie wyborów, indywidualne konkursy wygrywał, jak nie jeden to drugi. Na przemian dzielili się w ostatnich latach zwycięstwami w Turniejach Czterech Skoczni. Dziś można powiedzieć, że mieli w ubiegłym sezonie jednego wielkiego zawodnika i resztę na nieco więcej niż przeciętnym poziomie. Czy możemy mówić o kryzysie w kadrze Alexandra Pointnera?

Gregor Schlierenzauer
Ten sezon chyba na prawdę był najlepszym w jego karierze. Nie chodzi tutaj o jakieś spektakularne, seryjne zwycięstwa... powiedzmy sobie szczerze, że w tym sezonie nikomu nie udało się wygrać więcej niż dwóch konkursów z rzędu. Gregor wygrał aż 10 konkursów o Puchar Świata w tegorocznym cyklu. Zdarzyło mu się kiedyś wygrać więcej, ale wyjątkowości "teraźniejszym" wygranym dodaje fakt, że pobił rekord w ilości pucharowych wiktorii. Sporo o tym się mówi i pisze, bo to na prawdę niebywały wyczyn. Schlieri nie jest już zapowiadającym się rekordzistą... jest po prostu najlepszym pod tym względem skoczkiem w historii. Niektórzy mają mu za złe, że sam nazwał się legendą. Rzeczywiście, nie brzmi to zbyt skromnie. Tylko czy my mamy prawo wymagać od niego bycia skromnym. Moim zdaniem nie wątpliwie przeszedł do historii i miał w pełni prawo określić siebie legendarnym. Przyznam szczerze, że zmieniłem swoje podejście do tego skoczka. Może nie jest moim ulubionym zawodnikiem, ale na pewno darzę go większą sympatią niż jeszcze na początku tego sezonu. To, że kiedyś w Zakopanem zachował się jak istny cham, nie znaczy, że jest chamem zawsze. Dochodzi tu jakaś pewna kwestia idealizacji człowieka, który jest wielkim sportowcem. Zaczynamy wymagać od idola sportowego, aby był też ideałem w życiu. A Gregor, jak my... ma gorsze i lepsze dni. Wady i zalety. Wróćmy może lepiej do jego osiągnięć w tym sezonie. W 24 startach stał aż 16 razy na podium! Oprócz dziesięciu pierwszych miejsc, zdobywał także dwie drugie pozycje i cztery trzecie. Tylko cztery razy znalazł się poza czołową dziesiątką i aż 18 razy gościł w czołowej szóstce. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, co do stwierdzenia, że to był bardzo udany sezon dla Gregora? Zdobył medal srebrny na skoczni normalnej w Predazzo. Niektórzy byli trochę zawiedzeni, że nie zdobył tytułu. Taki jest sport. Mistrzami Świata zostali Ci, którzy wystrzelili formą w najważniejszym momencie. Schlierenzauer ma jeszcze czas.

Wolfgang Loitzl
Niebywała sytuacja, aby drugi najlepszy skoczek w ekipie Austrii znajdował się dopiero na 12. pozycji. Bardziej jednak zaskakuje fakt, że drugim w tej drużynie jest przekreślony już Wolfgang Loitzl. Moim zdaniem pokazał on dobry sezon i trzeba bić mu brawo, bo wciąż pokazuje, że można w jego wieku utrzymywać formę na wysokim poziomie. Dość powiedzieć, że na dużej skoczni jako jedyny z podopiecznych Pointnera liczył się niemal do końca w walce o medal. Ostatecznie zakończył te zmaganie na czwartej pozycji. Ale to przecież ogromny sukces dla skoczka, który zakończył właśnie swój 17. sezon w karierze. W Pucharze Świata nie odniósł jakichś spektakularnych sukcesów, bo ani razu nie gościł na podium zawodów. Najbliżej było w Engelbergu, kiedy zajął miejsce tuż za "pudłem". Startował we wszystkich 27 konkursach tego sezonu i tylko dwa razy nie udało mu się zapunktować. Osiem razy gościł w czołowej dziesiątce, a w tym tylko trzy razy był w pierwszej szóstce. Łącznie zdobył 592 punkty i pod tym względem to jego czwarty wynik w karierze.

Austriacy ostatecznie przegrali walkę o Puchar Narodów, ale obronili tytuł Mistrzów Świata z Oslo. Warto zwrócić uwagę, że mimo niższej formy Morgensterna, czy Koflera, Norwegowie wyprzedzili ich tylko o 6 punktów. Kto wie, co byłoby gdyby nie kontuzja Thomasa podczas Mistrzostw Świata w Val di fiemme. Pod wieloma względami wciąż ekipa Austrii jest najlepsza. Nie można zatem jak na razie mówić o kryzysie, bo ciągle odnoszą sukcesy. Mówimy o kryzysie w Finlandii... to proszę sobie teraz porównać to z Austrią. Przecież Finowie też byli kiedyś potęgą...



wtorek, 2 kwietnia 2013

Moc w drużynie Niemiec

O wielkim powrocie siły w drużynie niemieckiej pisałem sporo na początku sezonu. Muszę jednak przyznać, że im dalej zagłębialiśmy się w ten sezon, to moje zdanie nieco się zmieniało. To prawda, że nasi zachodni sąsiedzi zrobili ogromne postępy, ale moim zdaniem wciąż sporo brakuje im do dawnych czasów, kiedy to ich skoczkowie byli w stanie wywalczać Kryształowe Kule, zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni i oczywiście medale najważniejszych imprez w skokach narciarskich. Drużynowo wciąż krzątają się na podium, ale indywidualnie jeszcze nieco brakuje do medalu. Ubiegły sezon był moim zdaniem udany dla ekipy kraju znad Renu. Aż trzech reprezentantów tego kraju skończyło zmagania w czołowej dziesiątce Pucharu Świata. Którzy z nich byli najlepsi?

Severin Freund
W młodych tkwi siła. Dowodem na to jest właśnie dwójka najlepszych w ekipie niemieckiej. Severin Freund dzięki świetnemu początkowi i później w miarę równej formie, osiągnął najlepszy sezon w swojej karierze. Warto podkreślić, że to trzeci sezon z rzędu, kiedy temu skoczkowi udaje się gościć w czołowej dziesiątce PŚ. Pamiętamy jednak, że na początku zmagań był on liderem tego cyklu, wygrywał przecież w Lillehammer i Kuusamo. W tym sezonie, w 24 startach punktował 22 razy, gościł aż 6 razy na podium, oprócz dwóch wiktorii stawał także raz na miejscu drugim i trzy razy na najniższym stopniu podium. 17 razy znajdował się w dziesiątce zmagań, a w tym dziesięciokrotnie w czołowej szóstce. Ostatecznie przegrał walkę o trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej z Kamilem Stochem (o 30 punktów!). Był wielką nadzieją Niemców na medale indywidualne w Predazzo, bo od dość niespodziewanego srebrnego medalu Martina Schmitta w Libercu, żaden Niemiec nie potrafi wywalczyć tego trofeum. Dość powiedzieć, że ostatnio (nie licząc niespodzianki w Libercu) skoczek z kraju Svena Hannawalda stawał na podium Mistrzostw Świata w 2001 roku! W Turnieju Czterech Skoczni Freund też nie pokazał się z oczekiwanej strony. Sezon może uznać za udany, ale pewnie z lekkim niedosytem. Może z nadzieją?

Richard Freitag
Przy tym skoczku warto powiedzieć, że nie był to jego najlepszy sezon w karierze. Młody Niemiec w przeciwieństwie do wyżej opisywanego kolegi, miał zdecydowanie lepszą końcówkę sezonu. Nie wliczając w to finału. Skoczek ten nie był obarczany zbyt dużymi oczekiwaniami przez kibiców w jego kraju, co pewnie było powodem słabszych startów na inauguracji sezonu. Brak odczuwania presji pomógł mu zdecydowanie na ziemi ojczystej, kiedy to okazał się najlepszy podczas lotów w Oberstdorfie. W tegorocznych zmaganiach Richard dwa razy był najlepszy dzięki czemu już wiadomo, że zakończy kiedyś swoją karierę z większą ilością zwycięstw niż jego ojciec. Freitag był moim zdaniem najlepszych skoczkiem  Schustera podczas Mistrzostw Świata w Val di fiemme, o czym świadczą oczywiście jego dwa miejsca w czołowej szóstce zmagań. Jego postawa w Predazzo to doskonały dowód na wysoki poziom konkursów i tytuł mistrza. Oddawał on tam świetne skoki, ale jednak nieco zabrakło. To młody skoczek, który ma przed sobą jeszcze długą przyszłość. W tym sezonie stawał 5 razy na "pudle", w tym trzykrotnie na drugim miejscu. Startował 23 razy, ośmiokrotnie znajdował sobie miejsce w pierwszej dziesiątce, z czego 7 razy był w czołowej szóstce. Z pewnością nie do końca jest zadowolony z finału sezonu, gdzie w Planicy raz nie udało mu się zapunktować a drugi raz był 20. Miejsce ósme w klasyfikacji generalnej nie jest złe, ale z pewnością stać go na więcej!

Jak wspominałem na początku wpisu, moim zdaniem można zaliczyć ten sezon jako udany w wykonaniu podopiecznych Wernera Schustera. W "generalce" tuż za Richardem Freitagiem uplasował się przecież Michael Neumayer, który w wieku 34 lat wyskakał sobie najlepszy sezon w karierze. Pamiętamy o rewelacji pierwszej połowy sezonu - Andreasie Wellingerze. Ten debiutant na szerszą skalę, w pierwszym swoim seniorskim sezonie dwa razy wskakiwał na podium. Widać, że w tej drużynie drzemie jakaś wielka siła, również życzę im jak najlepiej. Niemcy to przecież bardzo ważny kraj dla tej dyscypliny.


Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".