O KRÓLU S(T)OCH(I) I JEGO ZIOMKACH!

Jest trzech takich w historii, którzy zgarnęli dwa złote medale w skokach na jednych Igrzyskach. Do niedawna Fin i Szwajcar, dziś także Polak.

AUSTRIA, NIEMCY, NORWEGIA, JAPONIA, SŁOWENIA, POLSKA…

Napiszę szczerze… Bardzo długo zbierałam się do napisania tego felietonu. Miał już się ukazać po konkursach w Willingen ale uznałam, że nic nie wiemy o formie dwóch filarów austriackich skoków...

ZAKOPANE OKIEM KIBICA - CZ.3.

Za nim w niedzielny poranek otworzyłem oczy, niestety do moich uszu dotarł ten wredny dźwięk! Zapowiadało się to, czego każdy polski kibic obawiał się przed wyjazdem.

MIKA KOJONKOSKI - WYMARZONY TRENER

Do napisania o Mikim nakłoniła mnie moja ostatnia lektura książki Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu.

MISTRZ OLIMPIJSKI - TO BRZMI DUMNIE!

Polska oszalała! Starsi czekali na ten moment od 42 lat. Nie udało się w Salt Lake City, Turynie i Vancouver Adamowi Małyszowi. Wielkiej legendzie i jednemu z najwybitniejszych skoczków w historii.

wtorek, 30 lipca 2013

Powrót skoków z emocjami

Jednym z pierwszych wpisów na tym blogu, był ten opisujący wielką formę reprezentacji Niemiec. Jak pamiętamy ubiegły sezon, to na początku nasi zachodni sąsiedzi skakali jak natchnieni. Mieli nawet lidera Pucharu Świata, ponieważ Severin Freund wygrał konkursy w Lillehammer i Kuusamo. Cała drużyna wygrała także zawody teamów na skoczni Rukka. Wydawało się, że nareszcie chwycili wiatr w żagle i nikt ich nie zatrzyma do końca sezonu. Mały stop nastąpił jednak już podczas Turnieju Czterech Skoczni. Na Mistrzostwach Świata żaden z ich skoczków nie stanął indywidualnie na podium, ale wyjechali z Predazzo z brązem zdobytym w zmaganiach Mixed-Team oraz srebrem z konkursu drużynowego mężczyzn. Po inauguracyjnych zawodach Letniego Grand Prix w Hinterzarten podopieczni Wernera Schustera pokazują, że będą się liczyć w tej edycji skoków letnich.

Richard Freitag moim zdaniem był nieco pechowcem pod koniec ubiegłego sezonu. Z tak wielką formą, jaką ewidentnie dysponował powinien wygrać więcej konkursów niż dwa. Przeszkadzały przede wszystkim warunki, albo po prostu... Kamil Stoch. Niemiec udowodnił jednak, że nadal potrafi dobrze skakać. To nie lada sztuka utrzymać wysoką formę do lata. Freitag wygrał konkurs w Hinterzarten w imponującym stylu. W obu seriach oddał najdłuższe skoki (105,5 metra oraz 108 metrów). Zrobił na mnie ogromne wrażenie, bo przede wszystkim w locie wygląda imponująco. Od sezonu 2011/2012 jest moim ulubionym skoczkiem z kraju Svena Hannawalda. Na uwagę u niego zasługuje także styl lądowania, bo Richard niemal zawsze ląduje z przykładowym telemarkiem. To coś, czego można mu pozazdrościć. Od niego mógłby swoją drogą uczyć się Mistrz Olimpijski - Simon Ammann, który ostatnie zawody zakończył na miejscu 11. Nie można pominąć świetnego występu tego zaskoczenia minionego sezonu - Andreasa Wellingera. Młody Niemiec zrobił furorę w pierwszej części zimy, a w niedziele zajął drugie miejsce na podium. Myślę, że on może pokazać w przyszłym sezonie jeszcze więcej, niż w minionym. Siłę naszych sąsiadów zza Odry uzupełnia Michael Neumayer, który uplasował się na 6. lokacie. Ewidentną niespodziankę zgotował Słoweńcom Matijaz Pungertar. 23-latek równymi skokami na 104,5 i 104 m stanął na najniższym stopniu podium. Czy jego forma będzie wysoka przez całe lato? Tego nikt nie może być pewny. Wiemy za to, że jesteśmy potęgą w skokach nawet na etapie ciężkich treningów latem...

Źródło: ados.fr
... bo Polska to kraj z długimi i pięknymi tradycjami w skokach narciarskich. Dzisiejsza nasza kadra tworzy jednak coś, czego nie było nigdy. Jeśli utrzymamy ten poziom, to z pewnością mamy szansę na złoty medal w drużynie podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sochi. Wybiegam daleko w przyszłość, ale jeśli bez specjalnych przygotowań do startów w LGP umieszczamy dwóch zawodników w dziesiątce, czterech w trzynastce... to jesteśmy wielcy. Niemcy skakali u siebie, uznajmy więc, że to im ułatwiło sprawę. My mamy przecież Mistrza Świata, który pokazał, że na arenie międzynarodowej na razie jest nie do pokonania przez swoich kolegów z drużyny. Ósma lokata jest bardzo dobrym wynikiem, ale mnie cieszy przede wszystkim piękne ułożenie Kamila w locie. Świetna prezencja! Jeśli wszystkie plany treningowe zostaną spełnione... będziemy mieli Puchar Świata. Maciej Kot zamknął czołową dziesiątkę i w ten sposób mamy dwóch pewnych skoczków w konkursie indywidualnym w Wiśle. Rewelacją dla mnie jest przede wszystkim KRZYSZTOF BIEGUN. Ten 19-latek od początku sezonu letniego pokazuje, że wcale nie będzie w przyszłości przeciętnym skoczkiem. Lider Pucharu Kontynentalnego zgłasza aspiracje do wysokich miejsc. Jeśli bez żadnego zażenowania startuje z powodzeniem w rozgrywkach najwyższej rangi, to proszę sobie wyobrazić jaką pociechę możemy mieć z niego w przyszłości. Krzysiek puka do czołowej dziesiątki, czy drzwi zostaną otwarte już w Wiśle? Jestem przekonany, że to możliwe!

A na arenie skoków w innych krajach widać, że w Finlandii coś drgnęło. Jak tu nie polepszyć choćby trochę skoków, kiedy wraca legenda. I to w jakim stylu. Sceptycy będą narzekać, że to dopiero lato... ale Janne zajął siódme miejsce. Wyprzedził nawet naszego Mistrza. Od początku uważałem, że jego decyzja wcale nie jest taka zła. Jeśli nie może żyć bez skoków to niech zostanie drugim Marusarzem, który będąc w sędziwym wieku potrafił jeszcze oddać skok. Kto wie, może Ahonen wreszcie zdobędzie swój pierwszy medal na Olimpiadzie w Sochi? Jak widać nie ma co go przekreślać. Norwegia bez Jacobsena to już nie ta sama energia. To Bardal jest Mistrzem Świata, ale tutaj brakuje jakiejś dynamiczności. Jacobsen musi szybko wrócić. Tymczasem Tom Hilde był jedynym Norwegiem w czołowej dziesiątce. Wiem, że to dopiero wakacje, pora letnia... ale czułem głód pisania o zawodach. Musiałem podejść do tego totalnie na serio. Pozdrawiam!

wtorek, 23 lipca 2013

Letnie Grand Prix - przed startem

"Zimowe spojrzenie na świat" mogłoby się wszystkim naszym czytelnikom kojarzyć tylko z zimą. Takie myślenie jest prawie adekwatne do naszego założenia, ale tylko "prawie". Chcemy bowiem także latem nawiązywać do zimy i sportów z nią związanych. Ciężko jest nam pisać o zawodach w biegach narciarskich, bo tutaj letnich zawodów FIS właściwie nie ma, ale o skokach narciarskich jak najbardziej. Tym bardziej w czasach, kiedy Letnie Grand Prix zyskuje na popularności. Chociaż dla bohaterów jest to tylko faza przygotowań, to dla kibiców zawsze znajdzie się niezła doza rozrywki, emocji i przede wszystkim świetnych skoków! Chciałbym dzisiaj nieco podsumować większość edycji, które miały miejsce do tej pory oraz opisać jakby swoje przewidywania co do tegorocznej. Zapraszam do lektury!

Ostatnimi czasy, jak to ja zwykłem, rozmyślam oczywiście nad aktualnymi tematami w skokach narciarskich. Nie mogłem pominąć całej Letniej Grand Prix, która moim zdaniem w ostatnich latach stała się w Polsce popularna jak nigdy. Wydaje mi się bowiem, że nawet za czasów Adama Małysza nie była tak zaciekle śledzona przez kibiców. Prawdą jest, że kiedy konkursy LGP gościły w Polsce, to trybuny Wielkiej Krokwi, czy skoczni Adama Małysza, były pełne, ale później słuch o niej ginął. Może to tylko moje subiektywne odczucie, ale zainteresowanie letnie zauważają też nasi skoczkowie. Maciej Kot, który wygrał ostatnio konkurs o Puchar Prezesa PZN, zauważył większe zainteresowanie ludzi ich treningami. Kibice przychodzą dość licznie, aby podglądać skoki treningowe swoich ulubieńców. Nic dziwnego, kiedy w szeregach kadry ma się Mistrza Świata i do tego brązowych medalistów w drużynie. Takie sukcesy tylko napędzają zainteresowanie. O tym świadczy także fakt, że na konkursy LGP w Wiśle przygotowano dodatkową trybunę, która może pomieścić nawet do 750 osób. Czekamy z niecierpliwością. Start FIS Summer Grand Prix już w nadchodzący weekend w Hinterzarten.

Źródło: Polski Związek Narciarski
Letnie Grand Prix w skokach narciarskich rozgrywane jest od 1994 roku. Najwięcej triumfów w klasyfikacji generalnej mają Adam Małysz i Thomas Morgenstern (3). Polak jest liderem w każdej z prowadzonych klasyfikacji, ponieważ wygrał najwięcej konkursów, stawał najwięcej razy na podium w "generalce" oraz w poszczególnych konkursach. Chociaż trudno było się doszukiwać polskich akcentów w początkach historii LGP, to od XXI wieku mamy już całą masę sukcesów. Chociaż Małysz jest jedynym Polakiem, który wygrał ten cykl, to w poszczególnych konkursach Polacy potrafili odgrywać znaczące role. Największe wrażenie zrobiliśmy chyba w 2010 roku, kiedy dwóch naszych skoczków stanęło na podium w klasyfikacji generalnej. Drugi był Kamil Stoch, a trzeci Adam Małysz. Ten pierwszy zajmuje dość wysokie miejsca w różnych rankingach. Stoch jest dziesiątym skoczkiem w historii biorąc pod uwagę liczbę miejsc w pierwszej trójce klasyfikacji generalnej, szósty pod względem liczby zwycięstw w konkursach letnich skoków (6), szósty także w ilości zajętych miejsc na podium (13). W 2010 roku nie mieliśmy sobie równych w Pucharze Narodów, a w Hinterzarten wygraliśmy pierwsze w karierze zawody drużynowe. Rok później nasze oczy skupione były już przede wszystkim na poczynaniach Kamila Stocha, który ponownie w "generalce" zajął drugie miejsce tuż za Thomasem Morgensternem. Stoch wygrał dwa konkursy tego cyklu i łącznie siedem razy stawał na podium. W 2011 roku także Piotr Żyła zaliczył udane występy, zajmując dwukrotnie drugie miejsca w Hakubie. Przed rokiem główni skoczkowie naszej kadry właściwie odpuścili starty w LGP. Wzięli jednak udział w konkursach inauguracyjnych w Wiśle. Maciej Kot sprawił nam miłą niespodziankę wygrywają pierwszy w karierze konkurs indywidualny. Polak wygrał później także zawody w Hinterzarten. Ostatecznie w klasyfikacji generalnej zajął 6. pozycję.
Źródło: ocdn.pl
Tegoroczne zawody mogą mieć nieco okrojoną stawkę zawodników czołowych, gdyż zbliżają się Igrzyska Olimpijskie. Znamy na razie informacje co do pierwszy konkursów. W Wiśle np. pojawią się obaj Mistrzowie Świata z Val di fiemme (Bardal i Stoch). Ten z dużej skoczni zapowiada większą ilość startów w tym sezonie, a niżeli było to w roku ubiegłym. Jednym z najciekawszych akcentów LGP 2013 wydaje się być powrót Janne Ahonena. Wszyscy, nawet sceptycy, są ciekawi w jakiej formie jest wielki Fin. Każdy z krajów traktuje letnie zmagania jako formę przygotowań, ale emocji z pewnością nie zabraknie. Skoczkowie zapewniają, że na każdych zawodach chcą osiągać jak najlepsze wyniki. Różnica jest tylko w podejściu do oceny wyników zawodów. Zimą porażka potrafi wzbudzić załamanie, latem większość raczej przechodzi obok tego obojętnie. Moim zdaniem w tym roku znowu będziemy mogli cieszyć się ze świetnych wyników Macieja Kota, biorąc pod uwagę te zawody, w których wystartuje. Co do formy Kamila Stocha przyznam szczerze, że słabe wyniki wcale mnie nie zaniepokoją. W ubiegłym roku nie było najlepiej, ale zimą w najważniejszym momencie pokazał klasę. Chociaż dwa lata temu szło mu w sezonie letnim świetnie i zimą też był w ścisłej czołówce. Będę trzymał kciuki za całą naszą kadrę, bo z pewnością w drużynówkach będziemy się liczyć. Chciałbym, aby jakiś Polak wygrał klasyfikację generalną. Tak aby kontynuować dzieło Małysza. Ciężko jest określić faworytów z zagranicy. Myślę, że mocny może okazać się Simon Ammann, który wystąpi już w Hinterzarten. Z czołówki w najsilniejszym składzie wystąpią tylko Niemcy i Norwegowie. Najlepszymi skoczkami mogą być więc: Amman, Freund, Freitag, Kot, Bardal i ... Stoch. Niech pojawi się ktoś nowy. Zawsze to ciekawiej. A więc... miłej zabawy!

sobota, 20 lipca 2013

Legendarne areny skoków - Thunder Bay

Wiele uwagi przypisuje się w sporcie bohaterom głównym, czasami także trenerom. Skoki narciarskie są taką dyscypliną, w której na sukces składa się wiele czynników. Jednym z ważniejszych elementów jest dostosowanie się skoczka do skoczni. Nie od dziś wiadomo, że dużo łatwiej skacze się zawodnikowi na swojej ulubionej skoczni. Chociaż każda arena przygotowywana jest według ściśle określonego wzoru i powinna być taka sama, to sami skoczkowie zauważają liczne różnice. Na jednych próg przychodzi szybciej, na innych jakby dużo później. W związku z tym obiekty do skoków odgrywają ważne role. Chciałbym na tym blogu poświęcić także im nieco więcej uwagi, często wspominając także te, które dzisiaj są już zamknięte.



Big Thunder Ski Jumping Center

Ostatnio coraz więcej uwagi poświęcam zdobywaniu wiedzy na temat sportów zimowych. Wciąż bardziej intensywnie poszukuję informacji na temat przede wszystkim skoków. Natchnąłem się niedawno na bardzo ciekawy filmik ukazujący dzisiejszy wygląd skoczni w Thunder Bay. Tutaj odbywały się konkursy Pucharu Świata od 1980 do 1994 roku. Przez czternaście lat skocznia zdobyła sobie sławę i zapracowała na organizację Mistrzostw Świata w 1995 roku. Wielu obserwatorów uważa ten czempionat za jeden z najpiękniejszych w historii. Mistrzostwa odbywały się po zakończeniu sezonu, po raz drugi poza granicami Europy. Puchar Świata zdobył wówczas Andreas Goldberger, ale na czempionacie nie odegrał pierwszorzędnej roli. Na normalnym obiekcie (12. marca 1995) najlepszy okazał się Takanobu Okabe. Japończyk już dzień przed zawodami ustanowił rekord skoczni 108,5 metra. W samym konkursie po pierwszej serii zajmował miejsce trzecie po skoku na 90. metr. W drugiej rundzie skoczył aż 100 metrów i wyprzedził swojego rodaka Hiroya'ego Saito aż o 9,5 punkta. To był popis Okabe, który zapewnił mu sławę do dziś. Co ciekawe, ten japoński zawodnik nigdy wcześniej nie wygrywał zawodów o Puchar Świata. Swój pierwszy triumf odniósł dopiero w 1996 roku w Kuusamo. Dla nas świetną wiadomością była dobra postawa Adama Małysza. Debiutujący na mistrzostwach Polak zajął 10. miejsce. Włodzimierz Szaranowicz często powtarzał, że wówczas zrodziła się nadzieja, iż nareszcie pojawił się ktoś, kto będzie mógł pociągnąć polskie skoki w górę. Jak wiemy nie pomylił się, chociaż na pierwszy medal trzeba było poczekać jeszcze 6 lat.

18. marca odbył się konkurs o tytuł Mistrza Świata na dużej skoczni. Tutaj wielką niespodziankę sprawił Tommy Ingebrigtsen, który wywalczył złoty medal. Zaskoczenie była tak ogromne, gdyż młody Norweg wygrał przed samym czempionatem Mistrzostwa Świata Juniorów. Wszyscy wiedzieli, że jest w dobrej formie, ale powiedzmy sobie szczerze... Który Mistrz Świata Juniorów potrafi od razu zdobyć medal Mistrzostw Świata Seniorów? I to w jakim stylu! Tommy prowadził już po pierwszej serii, w której osiągnął 127,5 metra. Przed jego skokiem w finale na pewno pojawiały się opinie, że tak młody zawodnik może nie wytrzymać presji. Gdyby tak się stało, zdobywca Kryształowej Kuli Andreas Goldberger cieszył by się z tytułu Mistrza Świata. Na szczęście dla Norwegów Ingebrigtsen utrzymał ciężar oczekiwań. Skoczył aż 137 metrów, bijąc rekord skoczni pogromił rywali. Jego przewaga nad Austriakiem wyniosła 13,1 punktu! Brązowy medal zdobył legendarny niemiecki skoczek - Jens Weißflog. Kolejny raz wysokie miejsce zajął Adam Małysz. Tym razem Orzeł z Wisły ukończył zawody na 11. pozycji. Na żadnej ze skoczni nie udało się któremukolwiek z reprezentantów gospodarzy wskoczyć do finałowej trzydziestki. Chociaż Kanadyjczycy mieli wcześniej fantastycznego skoczka, Mistrza Świata Juniorów, 13-krotnego zwycięzcę konkursów w Pucharze Świata, drugiego w klasyfikacji generalnej PŚ 1982/83 - Horsta Bulau, to nikomu później nie udało się powtórzyć jego sukcesów. Śmiało można twierdzić, że taki brak świetnego skoczka trwa po dziś dzień.
Dwa dni przed konkursem indywidualnym na skoczni K-120, odbyły się zawody drużynowe. Wydawało się, że to raczej Japończycy po zawodach na skoczni normalnej odegrają tutaj główne role. Niestety nie udało się im wywalczyć złotego medalu, zajęli miejsce trzecie. Także Niemcy, którzy mieli wtedy świetną ekipę nie zdobyli tytułu Mistrzów Świata. Finowie wyprzedzili ich o 6,5 punktu. Warto podkreślić, że później na dużej skoczni w konkursie indywidualnym reprezentanci Finlandii spisali się nie najlepiej. Najwyżej sklasyfikowany był Janne Ahonen - 9. miejsce.
Dziś skocznia w Thunder Bay właściwie nawet nie przypomina wielkiej areny skoków narciarskich. Kiedy widzę te obrazki robi mi się bardzo przykro. Od 1997 roku nie oddano na niej żadnego skoku. Zdewastowana, ogrodzona i zamknięta. Władze prowincji Ontario zamknęli ją z powodów ekonomicznych. Wielka szkoda, bo niesie w sobie wiele historii. W Kanadzie ten sport nie należy do najpopularniejszych, ale trzeba poczynić wszelkie kroki, aby go spopularyzować. Puchar Świata powinien zagościć przynajmniej raz na jakiś czas na skoczniach w Vancouver. Jeśli nie chcemy, aby spotkał je ten sam los. Chociaż, co my możemy zrobić...

wtorek, 16 lipca 2013

Dlaczego kobiety kochają skoki narciarskie?

Chciałabym przedstawić wam skoki oraz skoczków z trochę z innej, kobiecej perspektywy. Jeszcze do niedawna mogłoby się zdawać, że skoki to dyscyplina, która największe grono kibiców posiada wśród mężczyzn. Obecnie można powiedzieć, że płeć piękna stanowi znaczną część sympatyków tego sportu. 



Co się do tego przyczyniło? Zapewne fakt, iż kobiece skoki narciarskie bardzo się rozwinęły. Kobiety nie tylko mogą trenować ale i rywalizować na wysokim poziomie a ich skoki stają się coraz bardziej emocjonujące i popularne. Chciałam jednak zwrócić uwagę na męską część sportowców i rzeszę ich fanek. Co takiego mają w sobie, że są tak uwielbiani? Odpowiedź jest prosta. Skoczkowie imponują nam – kobietom nie tylko swoim wyglądem czy sylwetką. Przede wszystkim robią na nas wrażenie pod względem swoich cech charakteru. Mają wiele zalet. Jedną z nich jest ambicja, chęć stawania się coraz lepszym w tym co robią. Są bardzo zmotywowani do ciągłego doskonalenia się. Nie opuszcza ich wola walki i rywalizacji z innymi. Ciężko pracują na swój sukces, by być w światowej czołówce. Wylewają wiele potu na treningach a to wszystko z miłości do sportu, który uprawiają. Muszą mieć silną psychikę, by nie załamywać się gdy coś nie wyjdzie, aby mieć siłę do dalszej walki. 


Równocześnie skoczkowie są po prostu sympatycznymi chłopakami. Mają bardzo dobry kontakt z kibicami, nie zamykają się na nich. Mimo swoich sukcesów jakie odnoszą, pozostali zwykłymi ludźmi, z którymi można porozmawiać. Bije od nich pozytywna energia, na co świetnym przykładem jest nasza kadra. Chłopaki nie tylko żartują ale widać, że są dobrymi kolegami a atmosfera w drużynie jest świetna. 


Oczywiście nie tylko dlatego nam imponują. Są to przecież po prostu przystojni mężczyźni. Nie da się koło nich przejść obojętnie. Nie w sposób jest ich nie uwielbiać. Wielu z nich ma swój fanpage na facebooku i tam biją rekordy popularności. Mam tylko nadzieję, że te tysiące fanów w internecie nie są tylko kibicami sezonowymi, choć tacy również się zdarzają.


Skoczkowie również chętnie pomagają. Pokazują, że mają wielkie serca dla ludzi, którzy potrzebują pomocy. Angażują się w różne akcje charytatywne i łączą przyjemne z pożytecznym. Powiedzcie sami, czy nie są to faceci idealni? 


Skoki to sport, który wzbudza w nas wiele emocji i niezapomnianych wrażeń. Wyzwala adrenalinę i dzięki temu możemy przeżywać piękne chwile. Łączy kibiców bez względu na płeć, narodowość czy wiek. To jest właśnie to, co jest w tym sporcie najważniejsze i najpiękniejsze. 

poniedziałek, 15 lipca 2013

Skoczkowie drugiego planu - Alborn i Lindström

Dzisiejsza pogoń za sukcesem sprawia, że w głowach kibiców pozostają zwykle tylko najlepsi. W skokach narciarskich najlepiej zostać Mistrzem Olimpijskim, Mistrzem Świata, zdobyć Puchar Świata, wygrać parę zawodów lub często stawać na podium. Niestety większości zawodników takie sukcesy się nie udają. Ciężko jest im więc zapaść w pamięć kibiców narciarskich na całym świecie. Zdarzają się jednak wyjątki, o których chciałbym nieco tutaj napisać. Dzisiaj wspomnę o bardzo popularnym niegdyś w Polsce Alanie Albornie oraz równie u nas lubianym Finie Veli Mattim Lindströmie.

Alan Alborn
Z tym amerykańskim skoczkiem kojarzą mi się przede wszystkim pierwsze moje momenty ze skokami narciarskimi. Zaczynałem oczywiście razem z wielkimi sukcesami Adama Małysza. Przez kilka pierwszych konkursów oglądałem tylko skoki Polaków. W końcu jednak ten sport mnie wciągnął i pierwszymi zagranicznymi zawodnikami jakich wtedy poznałem byli: Janne Ahonen i Alan Alborn. O tym pierwszym pisałem ostatnio i jak wiemy nie pasuje do tematu dzisiejszego wpisu. Alborn nie zachwycił mnie jednak pierwszym skokiem, który w jego wykonaniu widziałem. Zresztą, co tu dużo mówić... nie był skoczkiem najwyższych lotów. Najwyższe miejsce, jakie zajął w konkursach Pucharu Świata to... czwarte! Było to w 2001 roku w Engelbergu, gdzie zdawało się, że zbudował wreszcie optymalną formę. W oby konkursach na szwajcarskiej skoczni plasował się w pierwszej szóstce. To zwiastowało już najlepszy sezon w jego karierze. Amerykanin, co pewnie nikogo nie zdziwi, nie startował we wszystkich konkursach. Pojawił się na starcie w 18 konkursach i tylko raz nie awansował do drugiej serii. W całym sezonie 2001/2002 zdobył łącznie 263 punkty i uplasował się na 20. miejscu. W Turnieju Czterech Skoczni zajął wysokie (jak na niego) miejsce - 14. Ciężko mówić o jakichś spektakularnych sukcesach na imprezach ważniejszych. Na Igrzyskach Olimpijskich w Salt Lake City zajął dobre 11. miejsce na skoczni normalnej, ale na dużej nie awansował już do finałowej trzydziestki. Choć to i tak były jego najlepsze Igrzyska w życiu. Na Mistrzostwach Świata w większości przypadku nie awansował do drugiej rundy, a jeśli już, to zajmował miejsca w trzeciej dziesiątce. Alan Alborn raz wskoczył na podium w konkursach Letniej Grand Prix (Sapporo 2001 - 3.). Swoją karierę zakończył po sezonie 2006/2007 . Zastanawiam się, dlaczego Alborn przetrwał w pamięci wielu kibiców po dziś. Możliwe, że dlatego, iż był wówczas najlepszym skoczkiem z tamtego kontynentu.
Veli Matti Lindström
Skoczek, o którym chcę teraz napisać, jest nieco kontrastem dla poprzedniego. Ten fiński zawodnik może pochwalić się zdecydowanie większymi sukcesami, niż Alborn. W czasach, kiedy Veli Matti rozpoczynał swoją karierę, zdobywał złoty medal na Mistrzostwach Świata Juniorów w Karpaczu, bardzo ciężko było się przebić do świadomości kibiców w jego kraju. Finlandia była ogarnięta wówczas pasmami sukcesów Janne Ahonena, Matti Hautemaekiego czy Risto Jussilainena. W Polsce jednak był bardzo popularny i to nie tylko ze względu na rekord skoczni Orlinek, ale przede wszystkim dzięki reklamie mleka. Nie musiał jednak długo czekać na pierwsze podium w zawodach Pucharu Świata. W tym samym roku, kiedy został Mistrzem Świata Juniorów (2001), zajął drugie miejsce w lotach w Oberstdorfie tuż za Jussilainenem. Okrzyknięto go wielkim talentem i zyskał nieco popularności w świecie. W swojej karierze stawał łącznie 5 razy na podium, ale niestety ani razu nie okazał się najlepszy. W ważniejszych sportowych wydarzeniach potrafił spisać się dobrze. Indywidualnie nie wywalczył żadnego medalu, ale zdobył srebro w drużynie podczas IO w Salt Lake City 2002. Pamiętny konkurs, gdyż Finowie przegrali złoto z Niemcami o 0,1 punktu! Na skoczni normalnej Lidström zajął wysoką piątą lokatę. Niestety na obiekcie K-120 skoczył tylko 114,5 metra i nie przeszedł do drugiej rundy zmagań. Chociaż były to jego jedyne Igrzyska Olimpijskiej w karierze, to trzeba przyznać, że i tak wypadł całkiem nieźle. Startował także na Mistrzostwach Świata w Predazzo 2003, gdzie zajął 8. miejsce na skoczni normalnej. Veli był uważany za dobrego lotnika, co potwierdzały jego wysokie lokaty na Mistrzostwach Świata w lotach. Fin otarł się o podium (4.) w Harrachovie 2002, a w 2004 roku w Planicy zajął miejsce ósme. W tym samym roku zdobył srebrny medal w drużynie.
Chociaż ten fińskim zawodnik wciąż nie zakończył oficjalnie kariery, to od 2009 roku nie startuje w zawodach najwyższej rangi. W czasach swojej najwyższej formy był popularny, ale dziś nie wymienia się jego nazwiska w gronie słynnych skoczków. Dzisiaj z pewnością byłby bohaterem fińskiej kadry, ale 10 lat temu bez spektakularnych zwycięstw ciężko było zapaść w pamięć.

Z pewnością jest wielu zawodników, którzy odeszli w niepamięć. Warto o nich wspominać, bo wnosili do tej dyscypliny na prawdę wiele. Przecież sport to nie tylko najlepsi, ale także ci, którzy się starają, aby być w jak najlepszej dyspozycji. Jakich wy skoczków "drugiego planu" pamiętacie najlepiej?
"Piękny moment dla każdego sportowca. Nie każdy sportowiec może to przeżyć. Kamil dokonał wielkiej rzeczy, teraz w nagrodę ma złoty medal a za chwilę będzie słuchał Mazurka Dąbrowskiego" - Marek Rudziński, Predazzo 2013


czwartek, 11 lipca 2013

Wielkie postaci skoków - Janne Ahonen

Od ponad połowy roku niemal wszystkie media sportowe wymieniają się informacjami na temat kolejnego powrotu do sportu wielkiego skoczka - Janne Ahonena. Mimo faktu, że Fin po raz kolejny zarzekał się, że do skoków nie wróci, to ponownie swoje przyrzeczenie łamie. Ciężko poddać to jednoznacznej ocenie, bo każdy z nas  ma swój indywidualny tok myślenia. Ja mogę powiedzieć od siebie tylko tyle, że się cieszę. Nawiążemy chociaż tą osobą do przeszłości, która kojarzy się nam wszystkim z bardzo ciepłymi i przede wszystkim ciekawymi czasami. Zanim jednak poznamy nową formę Janne Ahonena, przypomnijmy sobie jego największe sukcesy.
Źródło: wp.pl
Równy przez całą karierę...
Janne Ahonen zmagania w Pucharze Świata zaczął 13. grudnia 1992 roku! (Mój rocznik! :) ) 56. miejsce z pewnością nie napawało młodego skoczka optymizmem, chociaż w Finlandii wciąż był uważany za wielki talent, o czym można przeczytać w książce Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu. Popularny "Maska" zdobył jednak w swoim pierwszym sezonie punkty. Było to dokładnie 7. marca 1993 roku w Lahti, gdzie zajął wysokie 11. miejsce. Janne nie musiał długo czekać na pierwszą wygraną w Pucharze Świata, bowiem w sezonie 1993/1994 wygrał zawody w Engelbergu. Dzisiaj już wiemy, że ta szwajcarska skocznia była dla Fina szczęśliwa. Jako jedyny w historii wygrał na niej pięciokrotnie. Coś chyba jest na rzeczy, że arena, na której wielcy skoczkowie zdobywają pierwszą wiktorię, jest dla nich bardzo szczęśliwa w całej karierze. (Patrz: Adam Małysz i Holmenkollen.) Było to co prawda jedyne podium w tamtym sezonie dla Ahonena, ale w klasyfikacji generalnej już znalazł się na 10. miejscu. Warto podkreślić, że od sezonu 1993/1994 do 2005/2006 (włącznie), fiński skoczek zawsze przynajmniej w jednym z konkursów meldował się na podium. To jest 13 udanych sezonów z rzędu! Pod tym względem wyprzedza Adama Małysza bardzo wyraźnie. W całej swojej bogatej drodze sportowej Janne Ahonen wygrał aż 36. konkursów Pucharu Świata i pod tym względem jest czwartym skoczkiem w historii. Należy jeszcze dodać, że Ahonen 108 razy stawał na podium konkursów o Puchar Świata - najwięcej w historii tej dyscypliny.
Źródło: snstatic.fi
Mistrz Turnieju Czterech Skoczni
Jedną cechą, z których najbardziej słynie Janne Ahonen, to oczywiście świetna forma na Turniejach Czterech Skoczni. Kiedyś zastanawiałem się, dlaczego ten turniej jest aż tak prestiżowy. Po kilku latach ze skokami już wiem. Nie jest łatwo skakać równo i daleko przez cztery konkursy odbywające się w niedługim odstępie czasowym. Ten legendarny skoczek aż dziesięciokrotnie stawał na podium w klasyfikacji generalnej TCS, a w tym aż pięć razy był najlepszy. Nie ma żadnych wątpliwości! Ahonen jest najlepszym zawodnikiem w historii tego touru. Swoje pierwsze zwycięstwo w TCS odniósł nie wygrywając ani jednego z czterech konkursów, co zdarzało się jeszcze siedem razy w historii. Przedostatnie zwycięstwo odniósł ex-aequo z Jakubem Jandą, co do tej pory wydarzyło się tylko raz. Dla tych, którzy twierdzą, że ten pierwszy powrót Fina do skoków był złą decyzją... Janne po powrocie zajął jeszcze drugie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni (2009/2010). W tym też sezonie zajął 11. miejsce w Pucharze Świata i trzykrotnie gościł na podium w trakcie konkursowych zmagań.
Źródło: topnews.in
Mistrz Świata - brak medalu olimpijskiego
Janne Ahonen w swojej karierze pięciokrotnie brał udział w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. To nie był jednak chleb powszedni dla tego wielkiego skoczka. Nawet w latach swojej największej formy nie zdobył indywidualnego medalu. Trzeba powiedzieć, że "Maska" miał ogromnego pecha, gdyż trzykrotnie zajmował miejsca czwarte na skoczniach normalnych (Hakuba, Park City, Whistler). Dla niego raczej słabym pocieszeniem są dwa srebra wywalczone z drużyną. Skoczkowi tak wielkiej klasy raczej ciężko pogodzić się z faktem, że nie był w stanie wywalczyć ani jednego krążka na najważniejszej imprezie w skokach narciarskich. To na pewno nieco przyćmiewa i tak udaną drogę sportową Ahonena. Na otarcie łez ma przecież dwa indywidualne tytuły Mistrza Świata. Pierwszy z nich zdobył już w 1997 roku w Trondheim. W 2001 roku wywalczył brązowy medal na skoczni dużej w Lahti. Najlepsze Mistrzostwa Świata w jego wykonaniu przypadają jednak na rok 2005. Wówczas zdobył brąz na skoczni normalnej i złoto na dużej w pięknym stylu. Ahonen wreszcie na ważniejszych zmaganiach wspiął się na szczyt swoich możliwości. Skoczył 141,5 m w pierwszej kolejce oraz 142,5 m w drugiej i wyprzedził Roara Ljoekelsoeya o 6 punktów. Ahonen to także trzykrotny Mistrz Świata w drużynie. Prawdą jest, że indywidualnie zdobył mniej medali od Adama Małysza na wysokiej rangi zawodach, ale dwa tytuły Mistrza Świata to także wielki wyczyn.
Osobiście uważam Janne za skoczka z Top Five w historii skoków narciarskich. Za tą moją opinią przemawia fakt o powtarzalności sukcesów w Pucharze Świata przez lata i wielkie wiktorie w Turnieju Czterech Skoczni. Jeśli dodamy dwie Kryształowe Kule z rzędu to mamy zawodnika z najwyższej światowej półki. Pozostaje pytanie w jakiej formie wróci teraz? Pierwsze zwiastuny już w konkursie inauguracyjnym LGP w Hinterzarten. Kto nie może się doczekać?
Źródło: przedskoczek.blox.pl
P.S. Dość mocno zmienił się wygląd strony. Nawiązaliśmy współpracę ze świetnym montażystą z YouTube . W efekcie mamy świetne intro na kanał YT. Polecam nowym film o Kamilu Stochu mojego autorstwa {LINK}. Dzięki za wszystkie miłe opinie! Pozdrawiam!

sobota, 6 lipca 2013

Śnieżni "wrogowie" Polaków - Sven Hannawald

O ile Marit Bjoergen wciąż doprowadza niektórych z nas do frustracji, o tyle ten skoczek od dawna już nie. Większość z nas kojarzy trzy wspaniałe sezony Adama Małysza. W pierwszym artykule tych felietonów pisałem o pojedynku naszego Adama z Martinem Schmittem. To był pierwszy właściwie trud, jaki napotkał Małysz na swojej drodze do chwały. W pamięci wielu kibiców to jednak inny zawodnik zapisał się jako ten najważniejszy, najgroźniejszy i potrafiący zamknąć marzenia Adasia w nie jednym konkursie. Sven Hannawald to postać, która w pewnym momencie została znienawidzona przez niemal wszystkich kibiców w Polsce.
Źródło: wrzuta.pl
Główne pojedynki między Małyszem a Hannawaldem rozgrywały się w sezonie 2001/2002. Polak bronił w tym sezonie Pucharu Świata i wygrał konkurs inauguracyjny w Kuopio. Kolejnego dnia był drugi, tuż za Risto Jussilainenem. Pierwszy zwiastun rywalizacji pojawił się tydzień później w słynnym niemieckim Titisee-Neustadt. Polak wygrał bezapelacyjnie pierwszy konkurs, natomiast dzień później musiał uznać wyższość Svena Hannawalda. W Villach Adam znowu nie miał sobie równych. Nic nie zapowiadało, że przyjdzie nagły dołek formy, który będzie premiował Niemca. W Engelbergu Małysz zajął czwarte i pierwsze miejsce. W Predazzo na próbie przed Mistrzostwami Świata wygrał oba konkursy. Nadszedł czas na Turniej Czterech Skoczni... jak wszyscy pamiętamy, nie było tutaj żadnych mocnych na Svena Hannawalda. Niemiec pierwszy konkurs w Oberstdorfie wygrał wyprzedzając drugiego Hoellwartha o 8 punktów! Nasz Orzeł z Wisły zajął "dopiero" 5. miejsce. W tamtym okresie brak zwycięstwa dla Adama było w Polsce przez wielu traktowane jako zły wyniki. Moim zdaniem byłoby to zbyt surowe. Kolejny konkurs TCS również padł łupem Niemca, ale tym razem Adam był trzeci. Wydawało się, że Polak zbliża się do Svena. Nasz Mistrz w Innsbrucku uplasował się co prawda tuż za Hannim, ale stracił do niego aż 23 punkty! Już tylko jeden konkurs dzielił wielkiego niemieckiego skoczka od wygrania wszystkich zawodów turnieju. W Bischofshofen nie było już chyba żadnych nadziei, że jest ktoś jeszcze w stanie wygrać z dominatorem touru. Mieliśmy nadzieję na podium Adama w generalnej klasyfikacji, ale niestety ostatni konkurs zakończył dopiero na 9. miejscu i ostatecznie TCS zakończył na miejscu czwartym. To nie był jednak ostatni akcent rywalizacji tych dwojga.
Źródło: gazeta.pl
Z niecierpliwością wszyscy polscy kibice czekali na zawody w Zakopanem. Po turnieju skoczkowie gościli w Willingen. Tam niestety znowu najlepszy okazał się Sven, a Adam był czwarty. Niemiec gonił Polaka w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Była to przecież jego piąta wygrana z rzędu. Nadszedł czas zakopiańskich konkursów. Właśnie wtedy cały narciarski świat został zadziwiony. Takiej atmosfery nie ma nigdzie! Mówiło się, że zawody może oglądać na żywo ponad 100 tysięcy kibiców! Wszyscy liczyli na odwet Adama na Hannim. W pierwszy konkursie niestety Małysz nie stanął na podium, ale Niemiec również nie wygrał. Pewne pocieszenie dał nam Matti Hautamakki, który wyprzedził triumfatora Turnieju Czterech Skoczni o 0,4 punktu! Kolejnego dnia ta wielka widownia wierzyła w odrodzenie Małysza! I stało się! W pierwszej serii Adam pofrunął na odległość 131 metrów i był liderem konkursu. Sven na drugim miejscu. W drugiej serii niemiecki gigant skoczył 125 metrów i wszyscy wiedzieli, że Orzeł z Wisły musi skoczyć daleko. Skoczył 123,5 metra i serca kibiców zamarły. Może być za mało! Ależ sędziowie okazali się łaskawi! Adam dostał noty po 19,5 - 20,0 punktów i wygrał z Niemcem o 0,6 punktu! To było wielkie odrodzenie przed Igrzyskami, na których Małysz z zawodnikiem naszych zachodnich sąsiadów miał stoczyć bój o złoto. Jak wiemy obaj walczyli tylko o srebro i brąz. W pierwszym konkursie Hanni okazał się lepszy, ale w drugim to Polak cieszył się ze srebra. Hannawald zdobył w tym sezonie jeszcze złoty medal na Mistrzostwach Świata w lotach. Ostatecznie nie udało mu się zagrozić Polakowi w ostatecznym triumfie w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Kolejny sezon zapowiadał się jednak znowu ciekawie...
Źródło: tvp.pl
Ciężko było doszukiwać się jednak jakichś wielkich pojedynków między tymi zawodnikami. Bardziej nagonkę taką tworzyły media, ale trzeba przyznać, ze obaj zawodnicy sezon rozpoczęli mało spektakularnie. Chociaż Adam w konkursie inauguracyjnym w Kuusamo zajął drugie miejsce, to kolejne konkursy nie były już tak udane. Na podium stanął jeszcze w pierwszym konkursie w Neustadt. W Polsce mówiono o kryzysie formy Małysza. Domagano się wygranych, ale niestety trudno było ich się doszukać. Stworzyło się też grono osób, które mówiło o "końcu Orła". Hannawald początek miał jeszcze gorszy od swojego rywala z Polski. Pierwsze podium zaliczył dopiero w Engelbergu. Jak się okazało, było to gwałtowne przełamanie. Niemiec wygrał drugi konkurs w Szwajcarii. Także pierwszy konkurs Turnieju Czterech Skoczni padł jego łupem. Małysz był dopiero trzynasty! W drugim konkursie Polak wskoczył na drugą pozycję. Hannawald był dwunasty! Konkurs w Innsbrucku wygrał Janne Ahonen, Sven był 4., a Małysz 6. W Bischofschofen najlepszy okazał się Bjoern Einar Romoeren. Hanni był drugi, Małysz siódmy. Turniej wygrał Janne Ahonen, Sven Hannawald uplasował się tuż za nim. Małysz był trzeci. Było to pewne podtrzymanie na duchu. Ale znowu ten Niemiec lepszy od naszego skoczka! Prawdziwy pogrom nastał jednak w Zakopanem. Co prawda Adam był dwa razy trzeci, ale Sven wygrał oba konkursy. W jednym z nim pobił rekord skoczni - 140 metrów! Jak pamiętamy przetrwał on aż do 2010 roku. Bez zwycięstwa w konkursach tego sezonu Adam nie był faworytem do Mistrzostw Świata w Predazzo. Apoloniusz Tajner zabrał naszego Mistrza do Ramsau, gdzie ten odbudował formę. Wszyscy stawiali jednak na Hannawalda, ponieważ nikt jeszcze nie był pewny co do formy Adasia. Niemiec był liderem Pucharu Świata, ale w Predazzo nie zdobył ani jednego medalu. Mało tego! W pierwszym konkursie na dużej skoczni uplasował się na siódmej pozycji, ale na normalnym obiekcie był dopiero 24.! Małysz, jak pamiętamy, zdobył mistrzostwo na obu skoczniach w fenomenalnym stylu! Właśnie te mistrzostwa były przełomem w tym pojedynku. W tym momencie zaczęto mówić o załamaniu Svena. Chociaż do końca sezonu zaliczył dwa miejsca na podium, to ostatecznie przegrał walkę o Kryształową Kulę ze swym największym rywalem - Adamem Małyszem. Orzeł z Wisły wygrał konkurs w Oslo i dwa w Lahti. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Jedno jest pewne. Zmagania tych dwóch zawodników przeszły do historii tej dyscypliny. Czy Waszym zdaniem to największy pojedynek dotychczas?

czwartek, 4 lipca 2013

Mika Kojonkoski - wymarzony trener

Odkąd istnieje ten blog zawsze piszę o głównych bohaterach w sportach zimowych. Zazwyczaj poruszam temat skoków i zawodników (ich wzloty i upadki). Rzadko bowiem jakikolwiek trener potrafi wbić się w pamięć tak mocno, jak super bohaterzy zdobywający największe trofea. Takiego coacha znamy jednak wszyscy doskonale. Dziś nie jest już aktywnym trenerem, ale Mika Kojonkoski wciąż żyje w sercach kibiców skoków narciarskich.


Do napisania o Mikim nakłoniła mnie moja ostatnia lektura książki Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu. Muszę przyznać, że dzieło Jona Gangdala czyta się z zaskakującym zaciekawieniem. Bardzo ciekawie jest ukazane życie Kojonkoskiego na tle sukcesów kadr Austrii, Finlandii i oczywiście Norwegii. Możemy zagłębić się nieco w starszą historię tej dyscypliny, zauważyć, że Norwegia jest uznawana za "kraj, który pokazał światu narciarską drogę". Sam bohater tej książki początkowo był obiecującym skoczkiem fińskim. Potrafił poskromić największych wówczas Finów w zawodach krajowych. Niestety ojciec obawiał się o niego i nakazał poświęcić więcej czasu na naukę. Młody wówczas fin dorastał, przytył i w efekcie zatracił dawną zdolność do uzyskiwania dobrych odległości i wyników. Zakończył sportową karierę i studiował matematykę. Przerwał te studia, kiedy zdecydował się zająć trenerstwem. Skończył studia na kierunku biologii sportu oraz psychologię. W okresie, kiedy fińskie skoki przeżywały "złoty wiek" zauważono, że zbyt mało uwagi poświęca się młodzieży. Po wielu namysłach postanowiono kadrę juniorów powierzyć w opiece Kojonkoskiemu. Już wówczas okazał swój wielki trenerski talent, chociaż jakichś ogromnych sukcesów ciężko było się doszukać.

Dzisiaj wiemy, że Mika był trenerem kadry Austrii. Sam mówi, że był to bardzo pouczający okres w jego życiu. Później powrócił do Finlandii, która za czasów jego trenowania powróciła do czołówki światowej, zdobywając dwa srebrne medale w drużynie na Mistrzostwach Świata w Lahti. Prawdziwa popularność czekała jednak na Kojonkoskiego, kiedy objął kadrę Norwegii. Z tym krajem kojarzymy tego trenera mimo wszystko. Norwegowie zaufali temu Finowi w czasie jednego z największych kryzysów w ich historii. 
W ostatnim sezonie przed Mikim, kraj wikingów zajął dopiero 7. miejsce w Pucharze Narodów, a Igrzyska Olimpijskie w Salt Lake City, gdzie jako drużyna nie weszli do drugiej serii, były dalekie od oczekiwań. Kojonkoski szybko jednak sobie poradził i już w trakcie następnego sezonu jego drużyna zajęła trzecie miejsce w PN. Tommy Ingebrigtsen zdobył srebro indywidualnie na Mistrzostwach Świata w Predazzo, a drużyna brąz. Na większe sukcesy trzeba było jednak poczekać do sezonu 2003/2004. Mika uważał wprawdzie, że w skokach potrzebny jest bardzo trening fizyczny, ale cała filozofia leży w głowie. Wiedział, że musi być delikatny w swoich słowach. Wówczas wyzwoliło się jego słynne powiedzenie do skoczków "Normal is easy". Starał się zawsze podkreślać, że siła tkwi w drużynie, co pomogło norweskim skoczkom przechodzić obok porażek bardziej obojętnie. Jako absolwent psychologii zbudował kadrę bardzo silną psychicznie. Kiedy po konkursach, treningach analizował z każdym indywidualnie jego skoki, starał się nie dawać wskazówek sam. Zadawał pytania i doprowadzał do tego, aby zawodnik sam wysunął propozycję, co trzeba poprawić. Nigdy nie stawiał siebie w centrum, jako najważniejszej postaci, mającej najwięcej do powiedzenia. Kiedy nastał sezon 2003/2004 wszyscy kibice przecierali oczy ze zdumienia. Sigurd Pettersen w imponującym stylu wygrał Turniej Czterech Skoczni, triumfując w trzech konkursach, co w historii także nie zdarzało się często. Norwegowie wygrali wszystkie konkursy drużynowe w tamtym sezonie i niemal zawsze gościli na podium konkursów indywidualnych. Ostatecznie wygrali Puchar Narodów i umieścili trzech swoich zawodników w pierwszej czwórce klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Roar Ljoekelsoey przegrał Kryształową Kulę z Janne Ahonenem o 10 punktów! Trzeci wówczas był Bjoern Einar Romoeren, a czwarty Sigurd Pettersen. 
To był zdecydowanie najlepszy sezon Norwegów za czasów Miki Kojonkoskiego, ale to nie znaczy, że był to koniec sukcesów. Spełniły się marzenia Norwegów, aby ich kraj na stałe zawitał do czołówki skoków narciarskich. Do 2011 roku kadra Kojonkoskiego wyjeżdżała z każdych Mistrzostw Świata z przynajmniej dwoma medalami. Największe oczekiwania były chyba w przed Igrzyskami Olimpijskimi w Turnie 2006. Kibice tego kraju pragnęli złota w drużynie, które było także celem samego trenera. Ten cel jednak się nie spełnił, ale kadra norweska wyjechała i tak z wielkim sukcesem. Lars Bystoel zdobył bowiem złoty medal na skoczni normalnej i brązowy na dużej. Również trzeciego miejsca drużyny nie można traktować jako wielkiej porażki.

Osobiście uważam Mikę Kojonkoskiego za najlepszego trenera w tej dyscyplinie sportu. Szczególnie po przeczytaniu tej książki, która udowodniła mi, że to jest bardzo mądry człowiek. Osiągnął tyle sukcesów, że pozazdrościć może mu każdy trener. Bardzo sympatyczny Fin, który zjednał sobie bardzo duże grono sympatyków w Polsce. Szczególnie, kiedy zachwycał się naszym Zakopanem. Także ten aspekt nie został pominięty w książce Jona Gangdala. Polecam ją wszystkim fanom skoków narciarskich!

poniedziałek, 1 lipca 2013

Pamiętny piątek w Zakopanem

Wyjątkowość tego miasta jest tak ogromna, że ciężko ubrać w jakieś słowa. Ciężko jest użyć jakichś odpowiednich, wykwintnych wyrazów, które mogłyby oddać wielkość Zakopanego. Szczególnie w okresie, kiedy gości całą karuzelę Pucharu Świata w skokach narciarskich. Dostaliśmy od losu kapitalne miejsce, w którym możemy przeżywać swoje wielkie chwile sukcesu, ale i wspólnie jednoczyć się w momentach, kiedy nie dzieje się najlepiej. To właśnie Zakopane uwielbiał najbardziej Mika Kojonkoski, o czym przekonywaliśmy się przez lata na własne oczy. Ten niepodważalnie wielki trener, przyjeżdżał kiedyś rokrocznie do stolicy polskich Tatr z rękawiczką "I Love Zakopane". Przez lata śledziłem wielkie wydarzenie u nas w kraju przed teleodbiornikiem. Dziś wiem, że te emocje w domu  i te na skoczni są zupełnie inne. Nieporównywalne.
Źródło: skijumping-blog.blog.onet.pl

Był piątek, 20. stycznia 2012 roku. W Zakopanem gościłem już od kilku dni, ale wciąż nie mogłem oderwać oczu od tego cudu, jakim niewątpliwe jest Wielka Krokiew. Kwalifikacje, które odbywały się dzień wcześniej dały już namiastkę wielkiego święta skoków narciarskich. Skoro tak wiele osób przybyło śledzić kwalifikacje, to ile będzie na konkursie głównym. Czy Polacy przybędą licznie po zakończeniu kariery Adama Małysza? Chociaż u nas w kraju mówiono, że skoki nie mają sensu, to jednak prawdziwe grono fanów tego sportu przetrwało. Wcale nie takie wąskie, jak się okazało potem. Emocje podgrzewało przekonanie o wysokiej formie lidera naszej kadry - Kamila Stocha. W czwartek wygrał jeden z treningów, a na zawodach w Kulm wskoczył na najniższy stopień podium. Zważając, że skacze u siebie, można było pokusić się o duży optymizm. Kiedy stopniowo wchodziłem na trybuny Wielkiej Krokwi, rosło we mnie zdumienie. Z minuty na minutę przybywało widzów, a to oznaka, że będzie mi dane przeżyć na własnej skórze zakopiańską atmosferę. Spikerzy rozpoczęli zabawianie, wielka trąba, czytanie z flag i witanie miast. Nauczono nas tańczyć do piosenki Ai Se Eu Te Pego, przez moment zdjęcia kamerą robiła niemiecka telewizja. Weź nie oszalej, kiedy jesteś uczestnikiem takiej fety! A przecież nikt jeszcze nie wygrał. Pogoda również nie wyglądała najlepiej.
Źródło: archiwum własne
Przed konkursem miała odbyć się standardowa seria próbna... niestety po kilku skokach została odwołana przez silny wiatr i mocny opad śniegu. Konkurs również się opóźniał, wszyscy błagalnie patrzyliśmy w niebo. Po kilkudziesięciu minutach niebiosa wysłuchały próśb dwudziestotysięcznego tłumu. Zmagania można rozpoczynać. Pierwszy skok Marcina Bachledy nie zachwycił, ale kolejny Polak wprawił w zachwyt. Aleksander Zniszczoł skoczył 124,5 metra i objął prowadzenie. Zawody pomału zbliżały się do czołowej dziesiątki. Pod koniec pierwszej serii zaczął sypać mocny śnieg, widoczność była ograniczona. Na prowadzeniu było dwóch Niemców - Sverin Freund, a za nim Richard Freitag. Zawodnicy oddawali kolejno słabe skoki. Przyszła pora na Kamila Stocha, a śnieg sypał coraz mocniej, jakby chciał mu przeszkodzić. Wielka wrzawa na dole i świetny skok na odległość 125,5 metra. Skakał w nieco gorszych warunkach i dostał wysokie noty za styl - jest drugi! Kolejni zawodnicy skakali już tylko słabiej. Thomas Morgenstern zaliczył upadek. Trzeci wówczas w klasyfikacji Anders Bardal nie wszedł do czołowej trzydziestki, a Schlierenzauer i Kofler zajęli odległe pozycje, daleko poza pierwszą dziesiątką. - Kamil Stoch drugi po pierwszej serii ! - krzyczy spiker! Wielki szum i nadzieja! Mamy na kogo liczyć, kiedy nie ma Adama! A ja... ja byłem szczęśliwy, że być świadkiem wielkiej fety, kiedy Polak staje na podium!
Źródło: sport.wp.pl
Przed drugą serią skoków śnieg przestał sypać, wiatr się uspokoił. Zapowiadały się wielkie emocje w kolejnej rundzie. Zwłaszcza pod jej koniec. Do drugiego etapu zakwalifikowało się czterech Polaków, co dzisiaj w Zakopanem nie byłoby zbyt wielkim sukcesem. Wówczas trzeba było to ocenić na cztery z plusem. Szczególnie dwóch zawodników zasługiwało na pochwałę. Oprócz Stocha, także wcześniej wspomniany Zniszczoł zrobił ogromne wrażenie. W drugiej serii skoczył metr krócej (123,5 m), ale pozwoliło mu to awansować do czołowej dziesiątki (9.)! Wiecie przecież, jaki to ogromny sukces dla juniora! Powoli w wielkim huku i celebracji zbliżaliśmy się ku finałowi. Gregor Schlierenzauer z pewnością po dwóch skokach mógł zaliczyć ten konkurs do nieudanych. Andreas Kofler przebijał się z odległej pozycji i prowadził aż do ostatniej trójki. Wtedy Świetny skoki na odległość 126,5 metra oddał Richard Freitag! Objął prowadzenie i czekaliśmy już na najważniejszy skok dnia. Dwadzieścia tysięcy kibiców zrobiło wielki doping i w napięciu patrzyło na skocznie! Jest w powietrzu. Spikej: Leeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeć! I wielka euforia! To niesamowite co zrobił Stoch! 135 metrów! Ależ zamieszanie, hałas, radość... teraz to dopiero szaleństwo! Jeszcze większa burza ogarnęła całą publikę, kiedy Niemiec (Severin Freund) nie wytrzymał presji i skoczył tylko 113,5 metra! Kamil Stoch wygrywa! Kamil Stoch wchodzi na podium! Mazurek Dąbrowskiego... to jeden z najważniejszych punktów zakopiańskich konkursów w oczach polskiego kibica! Udało mi się! Udało zaśpiewać z tak ogromną dumą! Wychodząc ze skoczni dokoła skandowano imię zwycięzcy. "Nie ma lepszego, od Kamila naszego!". Wszyscy byliśmy jedną wielką rodziną. 

"Musi idealnie trafić z odbiciem, a później wyzwolić marzenia. Polecieć daleko! Jest wysoko, czy będzie daleko?! Jest pięknie, jest pięknie! Jest tak jak przed dziesięciu laty."
 - Włodzimierz Szaranowicz, Predazzo 2013

Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".