O KRÓLU S(T)OCH(I) I JEGO ZIOMKACH!

Jest trzech takich w historii, którzy zgarnęli dwa złote medale w skokach na jednych Igrzyskach. Do niedawna Fin i Szwajcar, dziś także Polak.

AUSTRIA, NIEMCY, NORWEGIA, JAPONIA, SŁOWENIA, POLSKA…

Napiszę szczerze… Bardzo długo zbierałam się do napisania tego felietonu. Miał już się ukazać po konkursach w Willingen ale uznałam, że nic nie wiemy o formie dwóch filarów austriackich skoków...

ZAKOPANE OKIEM KIBICA - CZ.3.

Za nim w niedzielny poranek otworzyłem oczy, niestety do moich uszu dotarł ten wredny dźwięk! Zapowiadało się to, czego każdy polski kibic obawiał się przed wyjazdem.

MIKA KOJONKOSKI - WYMARZONY TRENER

Do napisania o Mikim nakłoniła mnie moja ostatnia lektura książki Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu.

MISTRZ OLIMPIJSKI - TO BRZMI DUMNIE!

Polska oszalała! Starsi czekali na ten moment od 42 lat. Nie udało się w Salt Lake City, Turynie i Vancouver Adamowi Małyszowi. Wielkiej legendzie i jednemu z najwybitniejszych skoczków w historii.

niedziela, 24 listopada 2013

MAMY LIDERA PUCHARU ŚWIATA!

Ależ chciałem to wreszcie napisać na tym blogu. Tyle lat czekania, ale warto było. Pozwólcie, że spełnię teraz swoje marzenia i ogłoszę to pełną piersią! MAMY LIDERA PUCHARU ŚWIATA! Możecie mi wierzyć, albo nie... ja wierzyłem, przeczuwałem, że Polak wyjedzie z Klingenthal w koszulce lidera. Miałem co prawda na myśli Piotrka Żyłę, ale jakie to ma teraz znaczenie. Wielki sukces tak młodego zawodnika to coś, na co czekaliśmy od lat! Wierzę w jego siłę przede wszystkim psychiczną. Warto podkreślić, że to dopiero nasz drugi lider klasyfikacji generalnej w historii.
fot. Alicja Kosman, PZN
Euforia, radość i dostrzeżenie, że Polacy są potęgą. Śmiem twierdzić, że w chwili obecnej mamy najlepszą ekipę na świecie. Czterech Polaków w pierwszej dziesiątce i najważniejszy zwycięzca. Niech nikt mi nie pisze, że miał chłopak farta. To nie jest wcale przypadkowa wiktoria. Jego skoki od piątku były bardzo dobre. Wczoraj zachwycił cały świat, dziś właściwie nie można się dziwić. Czyżby Gregor Schlierenzauer miał rację wskazując na Bieguna, jako jednego z faworytów Pucharu Świata? Oprócz tego pierwszego miejsca najpiękniejsze jest to, w jaki sposób po wygranej wypowiadał się nasz 19-letni bohater. Widzę w nim od ubiegłej zimy wielkiego skoczka. W moim mniemaniu jest on naszą główną nadzieją na przyszłość. Trzeba bowiem wierzyć, że to nie był jednorazowy wyskok. Nasza ekipa szkoleniowa ma teraz nie lada orzech do zgryzienia. Biegun miał do Kuusamo nie lecieć, ale lider chyba powinien. Aż czterech naszych reprezentantów ma udział w pierwszej serii zagwarantowany. Tego również w historii nie mieliśmy. Cieszmy się, radujmy... chociaż wiem, że po takim dniu ciężko jednak uśmiechać się na sto procent.

Mam takie pytanie: Czy ktoś sobie dzisiaj robił z nas jaja? Drugie pytanie: Kto uważał, że w Klingenthal będzie lepiej niż w Kuusamo? Dwa dni walki wietrznej! Najbardziej irytujący był moment, kiedy skakała ostatnia dziesiątka. Kto z Was wierzy, że świetnie skaczący Słoweńcy, Freund i Stoch tak popsuli swoje próby? To jakaś kpina, że można było ich puścić w takich warunkach! Po czym momentalnie przerwano skoki. Nikt tak na prawdę nie wie dlaczego. Cyrk na kółkach! Nie wiem co sądzić o decyzji Gregora i Andersa. Z jednej strony wyglądało to na mało sportowe zachowanie, tylko czy końcówkę tego konkursu można było traktować poważnie? Wydaje mi się, że gdyby nie rezygnacja dwóch najlepszych zawodników ubiegłego sezonu, to konkurs zostałby odwołany i Polak nie odnotowałby zwycięstwa. Nie boję się o tym mówić, że organizatorzy za wszelką cenę nie chcieli pozwolić na sensacyjną wygraną Bieguna. Nigdy nie mieliśmy właściwie szczęścia w takich konkursach, więc niech chociaż raz nam się to odbije! Mam nadzieję, że to była ostatnia inauguracja Pucharu Świata w Klingenthal. Dość tego pobłażania. Tam nigdy nie ma dobrych, sprawiedliwych warunków. Ktoś ma ogromne plecy w radzie FIS. Najgorsze jest to uczucie, że za tydzień zawody w... Kuusamo. Kto układał ten kalendarz? Zamiast cieszyć się inauguracją sezonu olimpijskiego mamy szopkę. Walter Hoffer... ach szkoda słów. Do tego piękną chwilę radości z sukcesu naszego juniora popsuli nam... NIEMCY! Czy nikt nie może im zwrócić uwagi, że Polski hymn grają w złym tempie? Przecież robią to zawsze! Targają mną skrajne emocje, wiele chciałbym napisać. Trzeba jednak chyba zapomnieć cyrk i utrwalić wiktorię. Głowa do góry. Jesteśmy najlepsi!

sobota, 23 listopada 2013

Musimy wierzyć!

Mamy powody, więc uwierzyć w siebie musimy. Wczorajszy dzień to z pewnością wielka eksplozja radości wszystkich polskich kibiców skoków narciarskich. Nie znam już terminu "pompowania balonika", jest mi totalnie obcy. Po co studzić nadzieje, oczekiwania i przede wszystkim emocje. Skoczkowie dają nam powody do radości, jakich dawno nie daje nam nikt w tym kraju. Znowu nadeszła pora sportów zimowych i pojawiła się szansa, aby skoki narciarskie totalnie opanowały nasz kraj. Wczoraj rano przeczytałem, że w chwili obecnej Piotr Żyła jest najlepszy na świecie. Treningi i kwalifikacje nie pozostawiły żadnych złudzeń, bo Polak wygrał wszystko, co można było. Niech sceptycy sobie klepią, że to "tylko treningi, kwalifikacje". Tacy ludzie niech się tłumią, nie przeżyją na pewno takich emocji jak my. Na prawdę czuję znowu w sobie taką pewność. Chociaż chyba nieco inną niż zwykle. Mamy okazję przeżyć coś, czego nigdy w skokach nie przeżywaliśmy. Widzieliście naszych orłów? Oni są przygotowani tak genialnie, że aż dech zapiera. Teraz już z pewnością mamy najlepszą drużynę w historii.
fot. Alicja Kosman, PZN
Czekamy na pierwsze konkursy bez dozy niepewności. Przecierajmy oczy ze zdumienia. Przeżyjmy niezapomniane, historyczne chwile. Niech Polak założy w niedzielę koszulkę lidera. Niech przewidywania bukmacherów się sprawdzą. Jeśli nie pójdzie po naszej myśli to głowa do góry, przecież jak nie dziś to jutro! Wiara czyni cuda. Wiara góry przenosi. Wiara nasza niech skoczków ponosi!

PS. To pierwszy taki krótki wpis na tym blogu. Bo istniała potrzeba napisania jakieś zapowiedzi, zaczarowania nadchodzącego sezonu. Czarujmy, oczekujmy i kibicujmy! Tymczasem zapraszam na pierwszy odcinek "SPORTS IN WINTER - NEWS"!

wtorek, 19 listopada 2013

Final countdown!

Już za chwilę, za momencik... zaczynam szczerze obawiać się o moje zdrowie! Jeśli w chwili pisania na blogu moje serce bije jak oszalałe, to co będzie się ze mną działo w trakcie konkursów? A co w trakcie Igrzysk w Sochi? Niesamowite! Tyle miesięcy czekania i mam nadzieję po zawodach inauguracyjnych napisać: "i opłaciło się". Przed nami ostatnie nadzieje dla polskiego sportu. W sytuacjach, kiedy piłkarze, czy siatkarze zawodzą w najważniejszych momentach - nasi zimowi bohaterzy zapragną całą swoją uwagę zwrócić na siebie. Wcale nie wątpię, że im się uda. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu można zauważyć, że media piszą o skokach narciarskich, jakby to był ich jedyny temat do pożywienia. Justyna Kowalczyk z pewnością także odczuwa, że zbliża się już lada moment sezon olimpijski. Jej ostatnie wygrane w Muonio napawają optymizmem, ale na starty w Pucharze Świata musi zaczekać jeszcze do ostatniego weekendu listopada. Kamil Stoch chyba jak nigdy musi odpowiadać dzielnie, wytrwale i ostrożnie na setki pytań, które zadają mu dziennikarze. Nic dziwnego, kiedy zostaje się Mistrzem Świata w jednej z najpopularniejszych dyscyplin w Polsce.
Źródło: smcloud.net
Poziom wiedzy dziennikarzy sportowych w naszym kraju mnie zatrważa. Obejrzą jeden konkurs i już mają podstawy do wysuwania daleko idących wniosków. Wiecie, że według dziennikarza TVN24 Polska kadra nigdy nie zbliżyła się do medalu w drużynie na MŚ w czasach lidera Adama Małysza? Ten Pan chyba nie wie, że nie ma wyższego miejsca poza podium od czwartego. A tak się składa, że gdyby historię skoków śledził, to by się zdziwił. Liberec 2009? Oslo 2011? Niektórzy wmawiają nawet Kamilowi, że sezon letni nie był udany... jak słyszę taki tekst to padam ze śmiechu. Nieudany sezon był rok temu. Dzisiaj śmiało można powiedzieć, że może nie idealny, ale bardzo dobry. W końcu Kamil zakończył go w pierwszej dziesiątce. Nie wiem skąd bierze się u mnie ta wiara w jego sukcesy. Nie mam żadnych wątpliwości, że ten sezon będzie należał do niego. Życzę mu aby sezon rozpoczął z wysokiego C i odpłacił się Vogtland Arenie za dwa ostatnie konkursy. Niechże sobie ta skocznia przypomni, że jest ulubioną naszego Mistrza. Módlmy się, aby warunki pozwoliły na przeprowadzenie konkursu. Nie chcę, aby znowu sezon rozpoczynał się od problemów z wiatrem. To specjalność Kuusamo. Dobrze, że drugi rok z rzędu zrezygnowano z inauguracji tam.

Źródło: e-vive.pl
Kamil jest oczywiście moim idolem, ale nigdy nie zapominam o naszej drużynie. Skoki narciarskie kocham od lat, ale jakoś nigdy nie śledziłem konkursów drużynowych z wielkim zaciekawieniem. Dzisiaj nie widzę żadnej różnicy między startami indywidualnymi, a zawodami teamów. Chyba czas na odniesienie pierwszej wiktorii w tej konkurencji. Miło byłoby, gdyby nastąpiło to w konkursie otwierającym sezon. Wszystkim nam się to marzy, bo takiej drużyny nie mieliśmy nigdy. Krzysztof Biegun wcale nie musi jeszcze podbijać świata, ale jak najbardziej może. Młody chłopak, który od początku tego roku kalendarzowego robi na mnie wspaniałe wrażenie. Letnia Grand Prix pokazała, że można bez żadnych kompleksów, czy zażenowania wejść do światowej czołówki. Jan Ziobro - czas najwyższy. Po udanym sezonie letnim nasze apetyty rosną. Janek nie jest już juniorem, 22 lata to czas na wielkie przebudzenie. Znamy oczywiście skoczków, którzy wielką karierę rozpoczęli dużo później, ale Jaśka stać na to już teraz. Kto znajdzie się w czwórce na zawody drużynowe? To pytanie będzie nas nurtowało jeszcze przez kilka dni. Już dawno nie odczuwałem tych zimowych emocji. To bardzo, bardzo, bardzo miłe. Czas na Polskę! It's a final countdown! Spędźcie ten sezon z nami ;).

sobota, 16 listopada 2013

Polskie medale na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich - cz.1.

W czasach, kiedy sport odgrywa coraz większą rolę w dziedzinie rozwoju państwa, bardzo ważne są sukcesy jego bohaterów. Polska nie jest i nigdy nie była potęgą w sportach zimowych, o czym świadczy liczba medali, które zdobyli nasi reprezentanci na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Jako jedyni startowaliśmy we wszystkich edycjach tej imprezy, która swój początek miała w Chamonix w 1924 roku. Na mroźnym podium olimpijskim stawało do tej pory tylko ośmiu naszych reprezentantów, którzy łącznie zdobyli w naszych barwach 14 medali. Dla mocnego porównania dodam, że liderująca na liście wszech czasów Norwegia zdobyła ich ponad 21 razy więcej (303!). Warto jednak podkreślić, że aż 10 polskich krążków zostało wywalczone na przestrzeni ostatnich trzech edycji ZIO (12 lat). Tajemnicą nie jest też fakt, że najbardziej udane były dla nas ostatnie Igrzyska w Vancouver, na których zdobyliśmy 6 miejsc na podium i wreszcie upragniony drugi medal z najcenniejszego kruszcu.
Źródło: historiawisly.pl
Na pierwszy medal musieliśmy poczekać jeszcze 11 lat od czasu zakończenia II Wojny Światowej. W 1956 roku Zimowa Olimpiada odbywała się we włoskiej miejscowości Cortina d`Ampezzo. To właśnie tutaj Franciszek Gąsienica Groń wywalczył brązowy krążek w kombinacji norweskiej. Najlepszy wówczas okazał się Norweg - Sverre Stenersen. Polak wreszcie przerwał złą passę polskiej osady na tej imprezie, ale niestety jest jedynym medalistą w kombinacji norweskiej. To bardzo przykre, że dyscyplina, w której odnieśliśmy tak duży sukces nie miała w późniejszych czasach tak silnego bohatera. Dziś Polacy właściwie nie istnieją, a przecież kombinacja to jeden z najpiękniejszych sportów. Miejmy jednak nadzieję, ze zła karta się obróci.
Bardzo ważny jest fakt, że na kolejne sukcesy polskiej ekipy nie musieliśmy czekać długich lat. Podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Squaw Valley (1960) wywalczyliśmy aż dwa krążki. Na czoło wysunęło się łyżwiarstwo szybkie. Elwira Seroczyńska została Wicemistrzynią Olimpijską w biegu na 1500 metrów, a wyprzedziła Helenę Pilejczyk. Obie Panie zgotowały polskim kibicom przepiękny prezent i udowodniły, że także Polacy mogą stawać razem na podium. Na całe szczęście nie były to jedyne medale w łyżwiarstwie szybkim, chociaż na kolejną euforię musieliśmy czekać do Igrzysk w 2010 roku.
Źródło: fakt.pl
Przerwa między kolejnymi sukcesami polskich sportowców trwała aż 12 lat. Na Olimpiadę do Sapporo w 1972 roku chyba żaden z naszych bohaterów nie jechał w roli faworyta. Faktycznie Wojciech Fortuna był dobrym skoczkiem, ale nikt nie postawiłby na to, że może on wywalczyć medal. A już na pewno nie na jego wygraną. Sport znowu jednak pokazał swoje najpiękniejsze oblicze - nieprzewidywalność. Tutaj nie było, nie ma i nie będzie pewniaków. To nie są produkty w Tesco, więc zawsze możemy tylko przewidywać, podejrzeć i kibicować. Sapporo okazało się najszczęśliwszym miejscem dla polskiej osady w historii. Wojciech Fortuna w trakcie pierwszej serii na dużej skoczni osiągnął niewyobrażalną wówczas odległość 111 metrów! Pan Bogdan Tomaszewski komentując tą próbę powiedział wówczas: "Pofrunął tak, jakby zaprzeczył wszelkim prawom ciążenia". Słowa i skok, które przeszły do historii polskich skoków. Druga runda, jak potwierdza sam Fortuna, nie była rewelacyjna w jego wykonaniu. Stracił nadzieję na złoty medal, ale los uśmiechnął się do niego. Jakby ktoś chciał mu udowodnić, że jego nazwisko wcale nie jest przypadkowe. Po raz pierwszy Polak zdobył złoty medal podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich, a swojego rywala wyprzedził o 0,1 punktu! To niesamowite, żeby na tak ważnej imprezie pokonać przeciwnika o tak niewielką ilość punktów. Polak nie był faworytem, co potwierdził fakt, iż na odegranie Mazurka Dąbrowskiego musiano poczekać kilkadziesiąt minut. Kto by się spodziewał, że Polak zostanie Mistrzem Olimpijskim? Jaka wielka szkoda, że na kolejny medal musieliśmy czekać aż 30 lat! Ale to już zupełnie inna historia. Bardziej nowoczesna, elektryzująca i przede wszystkim obfita w lata wielkich sukcesów. O czym oczywiście napiszę w kolejnej części, a dziś zapraszam do głosowania w sondzie obok!

piątek, 8 listopada 2013

Szukamy następców Mistrzyni Olimpijskiej!

27.02.2010 roku - ostatni dzień startów Polaków na niezapomnianych dla nas Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver. Ostatnia szansa dla Justyny Kowalczyk na wywalczenie drugiego w historii Polski złotego medalu. Ten niewiarygodny bieg na 30 km zapadł w pamięć nie tylko polskim kibicom, ale wszystkim oglądającym to niezapomniane wydarzenie. Tak, jakby ktoś tam na górze chciał nam pomóc i wywołać u nas fale szczęścia. Pierwszy medal, który został wywalczony w tak emocjonujących warunkach. Niech mi ktoś powie, że biegi narciarskie nie są widowiskowe. Jeśli w obsadzie konkursu widnieją nazwiska Bjoergen i Kowalczyk - emocje gwarantowane. Chociaż, gdyby zabrakło choć jednej, to i tak konkursy ogląda się z wielkim zaciekawieniem. Szkoda, że sukcesy Justyny Kowalczyk nie przekładają się na nowe pokolenie wielkich polskich biegaczy.
Źródło: napolowe.blogspot.com
Kiedy Adam Małysz eksplodował swoją wielką formą, w naszym kraju wybuchła mania na skoki. Młodzi chłopcy zapragnęli być tak jak nasz Mistrz. Choć skoki narciarskie wydają się być trudniejszą dyscypliną do nauki od biegów. Kowalczyk to Mistrzyni i Wicemistrzyni Olimpijska, dwukrotna brązowa medalistka IO, dwukrotna Mistrzyni Świata. Trzy razy zdobywała srebro i dwa razy brąz podczas czempionatu. Zdobyła tyle samo Kryształowych Kul co Orzeł z Wisły, a odpowiednik Turnieju Czterech Skoczni (Tour de Ski) zwyciężała aż cztery razy! Nie chcę oczywiście teraz porównywać sukcesów tych sportowców, bo to nie ma najmniejszego sensu. Chodzi o fakt, że nie widać nigdzie następców Justyny. Polka coraz częściej mówi o zakończeniu kariery i chociaż data (na szczęście) jeszcze nie padła, to o polskie biegi narciarskie trzeba się obawiać. Biegaczki z kadry zapewniają, że czują się teraz dużo mocniejsze i liczą na dobre wyniki w nadchodzącym sezonie. Chcę w to wierzyć, bo jak na razie bywa gorzej niż za czasów super formy Małysza w skokach, kiedy to oprócz niego w czołowej trzydziestce pojawiał się choć jeden skoczek. Nie zawsze, ale zdecydowanie częściej niż w biegach. Jak na razie rzeczywistość nie daje nam powodów do optymizmu. Jeśli Polakom trudno jest zakwalifikować się do zawodów głównych, to nie ma co się łudzić. Polskie biegi narciarskie bez Kowalczyk zginą w przepaści, a to być może nasza ostatnia nadzieja, bo takie talenty rodzą się u nas raz na kilkadziesiąt lat. Jeszcze rzadziej są zauważane... zupełnie inaczej niż w kraju wielkiej rywalki.

Jak wyobrażamy sobie nadchodzący sezon? Chociaż niektórych może męczyć ta ciągła walka dwóch, trzech zawodniczek. Mnie to wciąż elektryzuje, bo nie wszystko zostało wyjaśnione, wciąż można coś udowodnić, zdobyć, wywalczyć. Nie ma co ukrywać, głównymi marzeniami są Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Wszystkie ostatnie wielkie imprezy wychodziły na korzyść Marit Bjoergen. To niesamowite, jak silny jest organizm tej kobiety. Zawsze udaje się jej przygotować na najważniejszą część sezonu i chociaż w ostatnim sezonie wydawało się, że Mistrzostwa Świata jej nie wyjdą... ona jakby śmiejąc się wszystkim w twarz zdobyła trzy złota i jedno srebro indywidualnie. Justyna zaś ma utartego nosa, bo nie ukrywajmy. Od Igrzysk w Vancouver nie wygrała ani jednego startu rangi mistrzowskiej. I moim zdaniem właśnie to ją faworyzuje. Życzę jej, sobie i Wam, aby te Igrzyska były niezapomniane i aby Kowalczyk wywalczyła chociaż jeden złoty medal. A jako wierny kibic wierzę w więcej. Chociaż obie panie mają wielkie rzesze kibiców w swoich krajach. Różnica jednak tkwi w tym, że kibice Marit Bjoergen wymagają złota. Polscy kibice - wierzą i życzą Justynie złota. A jak wszyscy wiemy... diabeł tkwi w szczegółach!

PS. Miło mi poinformować, że na naszym Oficjalnym Kanale opublikowaliśmy zwiastun naszego programu "SPORTS IN WINTER - NEWS", zapowiadanego od jakiegoś czas na FanPage'u na FB. W programie przygotujemy reportaże, przedstawimy opinie, felietony i zdanie ludzi! To pierwszy takie program w sieci i liczymy na Wasze wsparcie! Pozdrawiam!

niedziela, 3 listopada 2013

Wielkie postaci skoków - Stanisław Marusarz

Nie wiele jest dziś takich ludzi jak on. Człowiek o tak wielkim duchu sportowym i do tego tak dobry i szczery. Przeczytałem ostatnio książkę Stanisława Marusarza, który opisał w niej swoją karierę sportową, ale także działalność w trakcie okupacji hitlerowskiej. Nie wiedziałem, że nasz chyba najsłynniejszy przedwojenny sportowiec aż tak bardzo działał w trakcie II Wojny Światowej. Warto czytać książki o tym, co się kocha.

Stanisław Marusarz od małego dziecka marzył o karierze w sportach zimowych. Nie ukrywa, że nie miał wsparcia ze strony rodziny w tym, co po prostu kochał. Nie było go stać na profesjonalny sprzęt narciarski, więc musiał tworzyć go własnoręcznie - prowizorycznie. Swe pierwsze kroki w skokach stawiał na dziecięcej skoczni w Lipkach. O wszystko musiał walczyć na własną rękę, ewentualnie z kolegą. To pewnie ta determinacja doprowadzała go stopniowo do statusu jednego z najlepszych skoczków na świecie. Najpierw marzył o skokach z czołowymi skoczkami polskimi. Później, gdy mógł z nimi walczyć, jak równy z równym, stawał do bitwy ze skoczkami zagranicznymi. Marusarz miał aspiracje do bycia najlepszym, zawsze chciał pokonać skoczków skandynawskich. Szczególnie słynnych norweskich braci Ruud. Trenował właściwie sam, według własnego planu treningowego. Przepiękną sytuację z Planicy opisuje w swojej książce. W trakcie treningów przed międzynarodowymi zawodami skakał najdalej ze wszystkich, bijąc przy tym norwegów i rekordy. Ekipa norweska postanowiła wycofać się z zawodów, aby nie ponieść wstydliwej porażki. Ostatecznie zawody wygrał nasz skoczek, bijąc przy tym rekord świata - 88,5 metra. Czym podrażnił ambicje niestartujących wcześniej Norwegów. Na raz szóstka skoczków tego kraju zechciała skakać i pobić ten rekord. Najlepszy z nich - Raidar Andersen, pobił rekord skacząc 91 metrów. Trzeba przyznać, że nasz dzielny zawodnik nosił w sobie upór jak na wielkiego sportowca przystało. Licytował się z Andersenem na odległości, ale po kilku oddanych skokach czuł już zmęczenie w nogach. Ostatni skok oddał na odległość 97 metrów, ale Norweg poprawił go jeszcze o dwa metry. Tyle właśnie po tych zmaganiach wynosił rekord świata w długości skoków na nartach. Może gdyby Raidar skakał w konkursie nie miałby tyle siły?

Pięknym, ale i za to frustrującym momentem kariery naszego "Dziadka Marusarza" były Mistrzostwa Świata FIS w Lahti w 1938 roku. Sam skoczek napisał w swojej książce, że był w niewiarygodnie wysokiej formie. W takim czasie chce się wygrywać, a czempionat to była doskonała okazja to pokonania skoczków skandynawskich. W Finlandii Polak rywalizował głównie z Asbjornem Ruudem, jednym ze słynnych braci. Już w pierwszym skoku Stanisław Marusarz zdystansował głównego przeciwnika, bijąc rekord skoczni (66 metrów!). Ruud skoczył "tylko" 63,5 m. Widoczna przewaga dała prowadzenie Polakowi po pierwszej serii. W drugiej serii rywal skoczył 64 metry, a Stanisław poprawił rekord skoczni. Zaczął się jednak spór między sędzią fińskim i norweskim o dokładną odległość. Ten pierwszy przyznawał skok na 67,5 metra. Drugi zaś skracał odległość o pół metra. Niestety Norweg postawił na swoje, w głośnikach ogłoszono nowy rekord skoczni, a publiczność oszalała z radości. Wyniki miały zostać ogłoszone w hotelu o 18:00. Gdy wszyscy zebrali się, aby usłyszeć werdykt, przeciągano ten moment o jeszcze kilka kwadransów. W pewnym momencie Marusarza na bok zawołał fiński działacz sportowy i powiedział, że wg niego to Polak wygrał zawody, ale Norwegowie są innego zdania. Przecież odległością pobił rywali, a styl również był dobry. Ostatecznie w trakcie ogłaszania wyników okazało się, że Mistrzem Świata został... Norweg - Ruud! Na sali wypełnionej kibicami zaległa cisza. Po czym rozpoczęły się gwizdy, nawet ze strony norweskich kibiców. Marusarz został oficjalnie Wicemistrzem Świata. Tytuł przegrał na trybunie sędziowskiej. W związku z tym w mojej pamięci... Stanisław Marusarz to pierwszy polski Mistrz Świata w skokach narciarskich.
Gorąco polecam wszystkim książkę "Na skoczniach Polski i świata". Nie jest to dzieło wypełnione samymi osiągnięciami sportowymi. Większą część akcji zajmuje działalność bohatera w trakcie wojny. Stanisław Marusarz przeprawiał ludzi przez granicę Słowacką. Używał przy tym swych umiejętności narciarskich, bowiem nie był tylko doskonałym skoczkiem. Odnosił liczne sukcesy w innych sportach zimowych (zjazdy, kombinacja norweska, biegi). Kilkakrotnie zatrzymywany, więziony. Skazany na śmierć przez rozstrzelanie, zorganizował ucieczkę w więzienia. Niewiarygodne fakty! Z pilnie strzeżonego więzienia udało się uciec skazańcowi. Moment ucieczki zresztą bardzo ciekawie i emocjonująco opisany. Uciekł na Węgry, gdzie ukrywał się do końca wojny. Był tam trenerem skoczków, pracował przy budowie skoczni. Wielka postać. Cokolwiek by o nim nie napisać i tak będzie za mało. Z pewnością warto o nim pamiętać. Kilka dni temu minęło 20 lat od jego śmierci. Pamiętajmy!

PS. Przypominam o plebiscycie na najlepszego komentatora skoków ubiegłego sezonu! GŁOSUJ!

Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".