niedziela, 3 listopada 2013

Wielkie postaci skoków - Stanisław Marusarz

Nie wiele jest dziś takich ludzi jak on. Człowiek o tak wielkim duchu sportowym i do tego tak dobry i szczery. Przeczytałem ostatnio książkę Stanisława Marusarza, który opisał w niej swoją karierę sportową, ale także działalność w trakcie okupacji hitlerowskiej. Nie wiedziałem, że nasz chyba najsłynniejszy przedwojenny sportowiec aż tak bardzo działał w trakcie II Wojny Światowej. Warto czytać książki o tym, co się kocha.

Stanisław Marusarz od małego dziecka marzył o karierze w sportach zimowych. Nie ukrywa, że nie miał wsparcia ze strony rodziny w tym, co po prostu kochał. Nie było go stać na profesjonalny sprzęt narciarski, więc musiał tworzyć go własnoręcznie - prowizorycznie. Swe pierwsze kroki w skokach stawiał na dziecięcej skoczni w Lipkach. O wszystko musiał walczyć na własną rękę, ewentualnie z kolegą. To pewnie ta determinacja doprowadzała go stopniowo do statusu jednego z najlepszych skoczków na świecie. Najpierw marzył o skokach z czołowymi skoczkami polskimi. Później, gdy mógł z nimi walczyć, jak równy z równym, stawał do bitwy ze skoczkami zagranicznymi. Marusarz miał aspiracje do bycia najlepszym, zawsze chciał pokonać skoczków skandynawskich. Szczególnie słynnych norweskich braci Ruud. Trenował właściwie sam, według własnego planu treningowego. Przepiękną sytuację z Planicy opisuje w swojej książce. W trakcie treningów przed międzynarodowymi zawodami skakał najdalej ze wszystkich, bijąc przy tym norwegów i rekordy. Ekipa norweska postanowiła wycofać się z zawodów, aby nie ponieść wstydliwej porażki. Ostatecznie zawody wygrał nasz skoczek, bijąc przy tym rekord świata - 88,5 metra. Czym podrażnił ambicje niestartujących wcześniej Norwegów. Na raz szóstka skoczków tego kraju zechciała skakać i pobić ten rekord. Najlepszy z nich - Raidar Andersen, pobił rekord skacząc 91 metrów. Trzeba przyznać, że nasz dzielny zawodnik nosił w sobie upór jak na wielkiego sportowca przystało. Licytował się z Andersenem na odległości, ale po kilku oddanych skokach czuł już zmęczenie w nogach. Ostatni skok oddał na odległość 97 metrów, ale Norweg poprawił go jeszcze o dwa metry. Tyle właśnie po tych zmaganiach wynosił rekord świata w długości skoków na nartach. Może gdyby Raidar skakał w konkursie nie miałby tyle siły?

Pięknym, ale i za to frustrującym momentem kariery naszego "Dziadka Marusarza" były Mistrzostwa Świata FIS w Lahti w 1938 roku. Sam skoczek napisał w swojej książce, że był w niewiarygodnie wysokiej formie. W takim czasie chce się wygrywać, a czempionat to była doskonała okazja to pokonania skoczków skandynawskich. W Finlandii Polak rywalizował głównie z Asbjornem Ruudem, jednym ze słynnych braci. Już w pierwszym skoku Stanisław Marusarz zdystansował głównego przeciwnika, bijąc rekord skoczni (66 metrów!). Ruud skoczył "tylko" 63,5 m. Widoczna przewaga dała prowadzenie Polakowi po pierwszej serii. W drugiej serii rywal skoczył 64 metry, a Stanisław poprawił rekord skoczni. Zaczął się jednak spór między sędzią fińskim i norweskim o dokładną odległość. Ten pierwszy przyznawał skok na 67,5 metra. Drugi zaś skracał odległość o pół metra. Niestety Norweg postawił na swoje, w głośnikach ogłoszono nowy rekord skoczni, a publiczność oszalała z radości. Wyniki miały zostać ogłoszone w hotelu o 18:00. Gdy wszyscy zebrali się, aby usłyszeć werdykt, przeciągano ten moment o jeszcze kilka kwadransów. W pewnym momencie Marusarza na bok zawołał fiński działacz sportowy i powiedział, że wg niego to Polak wygrał zawody, ale Norwegowie są innego zdania. Przecież odległością pobił rywali, a styl również był dobry. Ostatecznie w trakcie ogłaszania wyników okazało się, że Mistrzem Świata został... Norweg - Ruud! Na sali wypełnionej kibicami zaległa cisza. Po czym rozpoczęły się gwizdy, nawet ze strony norweskich kibiców. Marusarz został oficjalnie Wicemistrzem Świata. Tytuł przegrał na trybunie sędziowskiej. W związku z tym w mojej pamięci... Stanisław Marusarz to pierwszy polski Mistrz Świata w skokach narciarskich.
Gorąco polecam wszystkim książkę "Na skoczniach Polski i świata". Nie jest to dzieło wypełnione samymi osiągnięciami sportowymi. Większą część akcji zajmuje działalność bohatera w trakcie wojny. Stanisław Marusarz przeprawiał ludzi przez granicę Słowacką. Używał przy tym swych umiejętności narciarskich, bowiem nie był tylko doskonałym skoczkiem. Odnosił liczne sukcesy w innych sportach zimowych (zjazdy, kombinacja norweska, biegi). Kilkakrotnie zatrzymywany, więziony. Skazany na śmierć przez rozstrzelanie, zorganizował ucieczkę w więzienia. Niewiarygodne fakty! Z pilnie strzeżonego więzienia udało się uciec skazańcowi. Moment ucieczki zresztą bardzo ciekawie i emocjonująco opisany. Uciekł na Węgry, gdzie ukrywał się do końca wojny. Był tam trenerem skoczków, pracował przy budowie skoczni. Wielka postać. Cokolwiek by o nim nie napisać i tak będzie za mało. Z pewnością warto o nim pamiętać. Kilka dni temu minęło 20 lat od jego śmierci. Pamiętajmy!

PS. Przypominam o plebiscycie na najlepszego komentatora skoków ubiegłego sezonu! GŁOSUJ!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Każda Wasza opinia buduje. Dziękujemy za wszystkie słowa krytyki!

Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".