O KRÓLU S(T)OCH(I) I JEGO ZIOMKACH!

Jest trzech takich w historii, którzy zgarnęli dwa złote medale w skokach na jednych Igrzyskach. Do niedawna Fin i Szwajcar, dziś także Polak.

AUSTRIA, NIEMCY, NORWEGIA, JAPONIA, SŁOWENIA, POLSKA…

Napiszę szczerze… Bardzo długo zbierałam się do napisania tego felietonu. Miał już się ukazać po konkursach w Willingen ale uznałam, że nic nie wiemy o formie dwóch filarów austriackich skoków...

ZAKOPANE OKIEM KIBICA - CZ.3.

Za nim w niedzielny poranek otworzyłem oczy, niestety do moich uszu dotarł ten wredny dźwięk! Zapowiadało się to, czego każdy polski kibic obawiał się przed wyjazdem.

MIKA KOJONKOSKI - WYMARZONY TRENER

Do napisania o Mikim nakłoniła mnie moja ostatnia lektura książki Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu.

MISTRZ OLIMPIJSKI - TO BRZMI DUMNIE!

Polska oszalała! Starsi czekali na ten moment od 42 lat. Nie udało się w Salt Lake City, Turynie i Vancouver Adamowi Małyszowi. Wielkiej legendzie i jednemu z najwybitniejszych skoczków w historii.

wtorek, 26 lutego 2013

Sportowa armia czerwona

Mistrzostwa Świata w Predazzo - Val di fiemme 2013 zbliżają się małymi krokami do końca. Polacy nie mają jak na razie powodów do zadowolenia. Nie zdobyliśmy do tej pory ani jednego medalu, co na Mistrzostwach Świata zdarzyło się nam po raz ostatni w 2005 roku. Czempionat na szczęście jeszcze trwa, a przed nami jeszcze cztery starty z udziałem Polaków (w tym trzy realne szanse medalowe). Justyna Kowalczyk mocno podrażniona poprzednimi startami będzie pomagała pojutrze koleżankom z drużyny w wywalczeniu jak najlepszego wyniku. Polski spisują się w biegach nadspodziewanie dobrze, a to przecież bardzo ważne. Szykujemy się jednak bardziej na królewską konkurencję - 30 km stylem klasycznym. Bieg ten odbędzie się w sobotę drugiego marca. Tutaj możemy liczyć na wielkie emocje, bo Kowalczyk i jej trener nie ukrywają, że na tą konkurencje szykowali się najbardziej. Przypomnę tylko, że Justyna jest Mistrzynią Olimpijską i Mistrzynią Świata (2009) na tym dystansie. W tej konkurencji miała także brąz na Igrzyskach w Turynie oraz na Mistrzostwach Świata dwa lata temu. Groźna będzie dzisiejsza złota medalistka na 10 km stylem dowolnym - Therese Johaug. Norweżka będzie broniła tytułu na 30 km sprzed dwóch lat. Możemy liczyć tutaj na prawdziwe emocje. Do tego dojdzie czwartkowy konkurs skoków na dużym obiekcie, gdzie przed rokiem triumfował Kamil Stoch (treningi pokazały, że znów jest bardzo mocny). W sobotę parę godzin po królewskim biegu, skoczkowie wystartują w konkursie drużynowym. Przed ostatni dzień zmagań zapowiada się więc bardzo ciekawie, oby była lepsza od ubiegłej. Nie idzie nam najlepiej, ale trzymajmy kciuki do końca!



Na niepowodzenie nie mogą narzekać natomiast Norwegowie. Nie dziwi to rzecz jasna, ale podziw budzi zawsze. Jeżeli drużyna wciągu połowy startów gromadzi aż 12 medali, w tym cztery złota, to ręce same składają się do braw. W mediach dosyć często reprezentacja Norwegii nazywana jest "armią czerwoną". Siłę Norwegów widać przede wszystkim w biegach narciarskich, gdzie na 21 możliwych do zdobycia medali, zgromadzili aż dziesięć! Warto podkreślić, że większość tych medali zdobywały kobiety, które w biegu na 15 km zdobyły wszystkie trzy medale. Mnie osobiście czasami ponoszą emocje, (zastanawiam się dlaczego połowa norweskich biegaczy i biegaczek jest chora na astmę) używam słów, które z pewnością mogą mieć na celu usprawiedliwiania porażki Justyny, czy np. Dario Cologna. Warto jednak podkreślić, że Norwegia to kraj, w którym nie żałuje się pieniędzy na sporty zimowe, a w szczególności na biegi. To jest sport numer jeden w tym państwie i to niepodważalnie. Tam w zawodach krajowych startuje 1500 biegaczy, a wybiera się tylko bardzo utalentowane perełki, które później mają zagwarantowane już wszystko. Nie ma co ukrywać, że Polska pod żadnym pozorem nie może równać się z tym krajem w tej dyscyplinie. Justyna Kowalczyk jestem ewenementem w skali światowej. Dzisiaj bardzo cennym ewenementem, który pozwala urozmaicać tą dyscyplinę. Skoki narciarskie w naszym kraju były popularne bez Adama Małysza (na pewno nie w takim stopniu jak za jego "kadencji", ale były). Kamil Stoch podkreślał, że on pamięta z dzieciństwa, że trybuny na Wielkiej Krokwi w trakcie Pucharu Świata zawsze były pełne. Adam przyczynił się do rozwoju tego sportu, ale Justynie będzie o to ciężko. Tutaj chodzi o korzenie. W skokach było zainteresowanie już szybciej, a w biegach właściwie nie. Nie wydaje mi się, abyśmy mieli w biegach narciarskich kiedykolwiek kadrę na miarę obecnej reprezentacji w skokach narciarskich. Obym się mylił.

Norwegia prawdopodobnie wygra te Mistrzostwa Świata, ale to nie będzie żadną niespodzianką. Kraj ten wygrywa czempionaty od ośmiu edycji, ostatni raz przegrał w 1997 roku. Wówczas klasyfikację medalową wygrała Rosja z sześcioma złotymi medalami. Było to za czasów świetnej biegaczki narciarskiej - Jeleny Välbe, która to zgarnęła wszystkie tytuły Mistrzyni Świata, co w historii udawało się tylko nielicznym. Za rok Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Sochi. Kraj wikingów zdobył najwięcej medali w historii na ZIO - 303, w tym aż 107 złotych. Warto podkreślić, że nie wygrali oni ostatnich Igrzysk w Vancouver. Znaleźli się dopiero na czwartym miejscu. Triumfowała wtedy sensacyjnie Kanada. Dla Polski była to najlepsza Zimowa Olimpiada w historii, bo zdobyliśmy sześć medali, w tym drugi w historii złoty. Wszystko zapowiada się więc bardzo ciekawie. "Armia czerwona" trwających właśnie Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym to przede wszystkim potęga w biegach narciarskich, ale jak pokazał konkurs skoków na normalnym obiekcie - skoki również wracają w tym kraju na dawne tory. Poczekajmy do zakończenia czempionatu i wtedy będziemy mogli realnie określić, czy Norwegia rzeczywiście znowu zdominowała resztę świata zimowego?


* STAN NA DZIEŃ 26.02.2013 - PO BIEGU KOBIET NA 10 KM STYLEM DOWOLNYM

poniedziałek, 25 lutego 2013

PolandLovesKamilStoch

To nie jest fajne uczucie, kiedy nastawiasz się na najlepsze Mistrzostwa Świata w historii, a wychodzi właściwie przeciętnie. Minęło już kilka dni zmagań we włoskim Predazzo, a polska osada pozostaje bez zdobycia medalu. Musiały minąć dwa dni od czarnej soboty, abym mógł w skupieniu napisać to, co czuję. Justyna Kowalczyk, Kamil Stoch - to są postaci, których nie chcę widzieć z tak posępnymi minami. To okropnie przykry widok, kiedy widzisz Mistrzynię Olimpijską, faworytkę mistrzostw, z takim wyrazem bezsilności po biegu. Cztery Norweżki! Nie jedna Bjoergen, nie jedna Johaug - tylko cztery! Przecież to właściwie było totalnie nie do przewidzenia. A ja, ja w ogóle nie jestem wściekły. Mi totalnie szkoda naszej Justyny, bo przecież ona robi wszystko, co może. Kamil Stoch. Przyznajcie, że od IO w Vancouver nie przeżywaliśmy takich dużych emocji podczas drugiej serii ważnego wydarzenia. Oddał kapitalny skok w pierwszej serii. Szczerze mówiąc mocno wierzyłem, że medal jest pewny. Stoch miał dzień na genialne skoki. W drugiej serii jednak coś się stało. Nie ma medalu, są gorzkie łzy rozczarowania u Kamila... a właściwie były, bo na całe szczęście sen pomógł naszemu skoczkowi i ukoił ból. Ale czy tylko sen?


Odrywając się całkowicie od tej rywalizacji, pragnę powiedzieć, że nie pamiętam takiego poruszenia kibiców w Internecie. Zwykle, kiedy jakiś skoczek psuł szanse medalową był totalnie poniżany, czy nawet bluzgany. Wiem, takie zjawisko też miało miejsce i tym razem. Całe szczęście, że przyćmione zostało przez genialną akcję na Twitterze #PolandLovesKamilStoch , która zrzeszała (wciąż w sumie działa) wszystkich fanów Kamila, którzy ciepłymi słowami we wpisach, chcieli podbudować naszego najlepszego skoczka i pokazać, że wciąż są z nim. To było bardzo potrzebne. Szczególnie wtedy, gdy obejrzało się wywiad z Kamilem tuż po konkursie. Tak załamanego sportowca, to ja w życiu nie widziałem. Pojawiło się zmartwienie czy to załamanie nie odbije się na jakimś dołku formy. Przecież jest jeszcze konkurs na dużej skoczni, gdzie trenerzy uważają Kamila za głównego rywala dla Gregora. Na szczęście wczoraj nie było już łez na twarzy skoczka z Zębu. Wątpię, aby lider polskiej kadry czytał te wpisy, ale nasze poruszenie z pewnością jakoś niebezpośrednio wpłynęło na Stocha.

Oprócz tej akcji, która teraz znalazła także swój odpowiednik na Facebooku, pojawiło się wiele miłych akcentów na innych portalach. Moim zdaniem najważniejsze w tym całym skupieniu jest to, że Kamil Stoch wciągu tego jednego dnia właściwie zjednał sobie fanów. Przecież ja sam dawniej bym chodził wkurzony, pamiętam czasy Adama. Mistrzostwa Świata w Oberstdorfie. Po pierwszej serii na skoczni dużej też był na pozycji medalowej. Drugi skok zepsuty i marzenia prysły. Mistrzostwa Świata w lotach w Planicy 2010, po pierwszej rundzie prowadzenie, skończyło się bez medalu. Wiecie, jak ja się wtedy wściekałem?! Wiadomo, że w końcu to przechodziło. Przy tym zepsutym skoku Kamila nie było u mnie ani grama złości. Ja chciałem, aby Kamil mógł wreszcie udowodnić tym wszystkim niedowiarkom, że z niego jest wielka gwiazda skoków narciarskich. Może to zabrzmi dziwnie, w naszym społeczeństwie mogę spotkać się z wielkim oburzeniem. Ale wreszcie napiszę to, przecież mam prawo. Wydaje mi się, że wspieram bardziej Kamila niż Adama kiedykolwiek. Od pierwszych punktów w PŚ Stocha wierzyłem, że z niego będzie gwiazda. Patrzyłem na jego rozwój i to może stąd. Smutno mi się zrobiło, zwłaszcza w domu słysząc jakieś chore teksty pod jego adresem. Taki mam mały apel do ludzi "hejterów" - nie cieszcie się, jeśli Kamil zdobędzie medal w czwartek, ani kiedykolwiek.



Dumni po zwycięstwie, Wierni po porażce!!

piątek, 22 lutego 2013

Medalowa sobota?

Mistrzostwa Świata rozpoczęły się już na dobre. Chciałbym, aby podczas ich trwania jakiś wpis pojawiał się w każdy dzień rywalizacji biało-czerwonych. Może nie będą wpisy o standardowej długości, ale zawsze będę się starał. Za nim przejdę do sedna dzisiejszego postu, pragnę oświadczyć wszystkim czytelnikom, że nasz blog nawiązał właśnie współpracę w Oficjalnym Fan Klubem Kamila Stocha. Oznacza to, że wkrótce każdy fan odwiedzający stronę Fan Klubu znajdzie odnośnik do "Zimowego spojrzenia na świat" w dziale Polecane. Jest mi niezmiernie miło. Zachęcam wszystkich do zapisania się do OFC Kamila Stocha, można wraz z innymi fanami wyjeżdżać na różne wydarzenia (m.in. zwolennicy Stocha wyruszą na Mistrzostwa Świata w Predazzo). Ciekawym aspektem jest też możliwość zakupienia gadżetów. Polecam!

Dosyć reklamy, czas przejść do jeszcze bardziej przyjemnych rzeczy. Po wczorajszym, dosyć pechowym dniu dla polskiej osady w Predazzo, dzisiaj było już zdecydowanie lepiej. Proszę mi wierzyć, że tak doskonałe skoki w treningach i kwalifikacjach na pewno nie są przypadkiem. Nasza kadra jest bardzo mocna. Cieszy postawa Dawida Kubackiego, który momentalnie doskoczył do ścisłej czołówki światowej. Myślę, że jutro będziemy świadkami walki o medale nie tylko w wykonaniu Kamila Stocha (chociaż tutaj głównie nasze emocje pewnie się skupią), ale także Dawida, Maćka czy nawet Piotra. W dzisiejszym wywiadzie po kwalifikacjach Kamil Stoch powiedział, że ma jeszcze drobny mankament do poprawienia, ale spokojnie zrobi to na jutro. Otwarcie mówi, że chce sięgnąć po złoty medal. Ostrzega, że nie nakręca kibiców, a jedynie podkreśla, że posiada ambicje. Przyznacie bowiem, że taka wola walki w sporcie jest bardzo istotna. Nie chciałbym powiedzieć, że jestem w stu procentach pewien medalu, bo tak nigdy nie będzie. W ogóle jestem zdania, że na zawodnikach nie wolno nam "wieszać psów", bo tak na prawdę to, czy wywalczą trofeum jest ich indywidualną sprawą. Jeśli miejsce poza podium okaże się dla Kamila, czy innego zawodnika, satysfakcjonujące, to kibic moim zdaniem powinien uznać, że widocznie to było to, na co go było stać. Pierwsza szóstka dla Kamila jest bardzo, bardzo otwarta. Medal w zasięgu, ale trzeba oddać dwa świetne skoki, bo lista kandydatów jest bardzo szeroka.
Nam pozostaje dmuchać w telewizory, życzyć dalekich lotów i przede wszystkim... WIERZYĆ!

Tytuł tego wpisu wiąże się oczywiście z tym, że jutro mamy dwie szanse na medal. Oprócz skoczków, ogromne szanse na medal ma także Justyna Kowalczyk. Po pechowym wczorajszym konkursie sprinterskim, jutro Kowalczyk zmierzy się w biegu na 15 km stylem zmiennym. Nie ma co ukrywać, że jest jedną z głównych faworytek. Przyznacie, że pięknie byłoby zobaczyć jutro dwa razy złote medale dla Polski? Trzymamy kciuki!
Kamil Stoch po kwalifikacjach na skoczni HS-106



środa, 20 lutego 2013

Podwójne mistrzostwo

Prawdopodobnie każdy skoczek narciarski, zaczynając swoja karierę, marzy o tym, aby zostać w przyszłości Mistrzem Świata. To zdecydowanie wielki wyczyn, który udaje się tylko najlepszym. Zwróćmy uwagę, że sięgnięcie po złoty krążek jest bardzo trudnym zadaniem, a zdobyć dwa tytuły podczas jednej imprezy? To już w ogóle zadanie dla najlepszych z najlepszych. Najlepiej świadczy o tym fakt, że w historii Mistrzostw Świata tylko czterem skoczkom udało się zdobyć podwójne mistrzostwo. Ostatnim skoczkiem, który tego dokonał był Adam Małysz, który jak doskonale pamiętamy zgarnął dwa złota w Predazzo 10 lat temu. Czy komukolwiek uda się powtórzyć ten wyczyn w tym roku?

Przyznam, że chciałbym obejrzeć coś tak pięknego ponownie. Nie ma co ukrywać, że sposób, w jaki Adaś zdobywał te mistrzostwa, był fascynujący. Być dwa razy najlepszym podczas jednego czempionatu i do tego bić w sposób niewiarygodny rekordy skoczni - bezcenne. Trzeba być skoczkiem pokroju... no właśnie kogo? W chwili obecnej jest chyba ktoś, kto byłby w stanie tego dokonać. Może ciężko będzie pobić rekordy Małysza, ale Greogra Schlierenzauera na pewno stać na wiele. Młody Austriak i bez tego jest już jednym z najlepszych skoczków w historii. Mając zaledwie 23 lata! Gregor jest jeszcze aktualnym Mistrzem Świata na dużej skoczni, Mistrzem Świata w lotach, dwukrotnym medalistą olimpijskim, zdobywcą Pucharu Świata, zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni i oczywiście rekordzistą w ilości zwycięstw pucharowych zawodów (pewnie wiele jeszcze pominąłem). Nie muszę podkreślać jego sportowej wielkości. W tym sezonie już trochę nam udowodnił.

Myślę, że ten sezon, chociaż nieco mniej odniósł takich miażdżących wygranych (jak to bywało w sezonach 2008/2009 i 2009/2010), może uznać za bardzo udany. Aktualnie jest liderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata (właściwie kule ma już w kieszeni). Do tej pory wygrał aż osiem konkursów! Od pewnego czasu nie wypada z pierwszej trójki zawodów i do tego tylko raz w sezonie znalazł się poza czołową dziesiątką! A było to dawno, dawno temu! Zwycięzca tegorocznej edycji Turnieju Czterech Skoczni jest chyba na najlepszej drodze do zdobycia tytułu. Jeżeli za statystyki wieszano by medale na szyi... jest bezkonkurencyjny. Jesteśmy chyba świadkami startów wielkiej gwiazdy w skokach, która zapisze swoje piękne karty w historii. Zdobycie podwójnego mistrzostwa, jak wspominałem, nie jest łatwym zadaniem. Jednakże moim  zdaniem, to Gregor jako jedyny w tym sezonie może o to się pokusić. Taki mój ewentualny faworyt do tego. Jeśli komuś innemu uda się tego dokonać - uznam, że sport rzeczywiście jest nieprzewidywalny. Bądźmy jednak szczerzy, trzeba mieć iście mistrzowski organizm, aby tego dokonać. Chociaż jeszcze większym wyczynem zdaje się być, to czego dokonał na Igrzyskach Simon Ammann. Ale o tym, to chyba za rok! Tymczasem zapraszam do zapoznania się z małymi statystykami Gregora (stan na dzień 19.02.2013).


wtorek, 19 lutego 2013

Kto błyśnie na Mistrzostwach Świata w skokach narciarskich?



Mistrzostwa Świata, to obok Igrzysk Olimpijskich, druga najważniejsza impreza w skokach narciarskich. Skoczkowie co dwa lata mają szansę zyskać miano najlepszego skoczka na świecie. Kiedy w kalendarzu na dany sezon pojawiają się mistrzostwa, każdy zawodnik stara się tak dostosować plany treningowe, aby trafić z formą na ten najważniejszy moment w cyklu. 


Rzecz jasna, kiedy zbliża się czempionat, kibice i inni bardziej lub mniej baczni obserwatorzy, starają się wskazać faworytów. Nie należę w tym wypadku do wyjątków, od dłuższego już czasu staram się ułożyć sobie w głowie pewien układ podiów w tych dwóch konkursach indywidualnych, a i ostatnio także w drużynowym. Za nim jednak przejdę do moich typów, chciałbym zdecydowanie podkreślić, że wypisani poniżej „artyści” nie są żadnymi pewniakami. W sporcie najpiękniejsze jest to, że nigdy nie możemy być do końca pewni, czy ktoś zdobędzie złoto, czy też nie. Gdybyśmy mieli z góry powiedziane, kto zostanie Mistrzem Świata, w ogóle pewnie byśmy konkursu nie oglądali. Ta lekka niepewność daje nam emocje, bez których sport nie byłby sportem.

Przechodząc już do sedna dzisiejszego wpisu, pragnę powiedzieć, że mój rozum prowadzi właśnie batalię z sercem. Rozum zdecydowanie każe mi myśleć, że Mistrzem Świata zostanie Gregor Schlierenzauer. Ten zawodnik, co uświadomiłem sobie dopiero wczoraj, jako jedyny w tym sezonie, tylko raz znalazł się poza czołową dziesiątką konkursów o Puchar Świata. Idąc dalej, tylko cztery razy nie stanął na podium, a startował aż osiemnaście razy. Podkreślając dalej jego wielkość, w tym sezonie wygrał aż ośmiokrotnie. Za wyjątkiem startu w Zakopanem (gdzie dopadła go choroba i był ósmy), od pierwszego konkursu w Engelbergu do ostatniego na mamucie w Oberstdorfie – nie wypadł z pierwszej trójki zawodów. Czy statystyka pozwala nam myśleć, że Gregor nie jest głównym faworytem do złota? Ba… konkursy są dwa! A jeżeli mówimy o Predazzo, to wspominamy wspaniały wyczyn Adama Małysza (podwójne mistrzostwo). Myślę, że jeśli komuś się uda ten wyczyn – to głównym pretendentem jest właśnie on. Kto może mu przeszkadzać? To temat rzeka, ale na samym początku wspominałem o konflikcie serca z rozumem. Więc moje serce murem stoi za Kamilem Stochem. W tym sezonie nie było jeszcze żadnej wiktorii, ale Kamil jako jedyny w tym roku, nie wypadł jeszcze z czołowej dziesiątki Pucharu Świata (zapominając o dyskwalifikacji w Klingenthal). Z czołowej piątki ma najmniej startów, ale za to najwięcej miejsc w pierwszej dziesiątce (wciąż wykluczając Gregora). Na 18 startów, aż szesnastokrotnie punktował, z czego siedem razy znalazł się w czołowej szóstce, w tym trzy razy na podium. Nie było w tym sezonie żadnego zwycięstwa, ale medale na mistrzostwach dostaje się za skoki na tej imprezie, a nie za zasługi w sezonie. W tym wypadku trzymajmy się tego. Medal jest blisko Kamila Stocha, nie koniecznie złoto, ale na podium miejsca są trzy.

Wspominałem już chyba, że pretendentów jest wielu. W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata za plecami Gregora Schlierenzauera, znajduje się dwóch Norwegów. W mojej opinii – oni są najgroźniejszymi (obok Kamila) rywalami dla lidera PŚ. Anders Bardal (zdobywca KK z w ubiegłym sezonie) na 19 startów aż pięciokrotnie meldował się na podium (raz wygrał, raz był drugi i trzy raz stał na trzecim stopniu podium), 12 razy znalazł się w najlepszej dziesiątce, w tym aż dziesięciokrotnie wskakiwał do czołowej szóstki zawodów. Chociaż od drugiego konkursu w Sapporo nie znalazł się czołowej dziesiątce, to moim zdaniem należy na niego zwrócić uwagę. Podobnie jak na jego rodaka – Andersa Jacobsena. Ten zaś w dziewiętnastu startach aż cztery razy znalazł się na podium, w tym trzy razy był najlepszy, a raz drugi. Zaliczył 11 miejsc w czołowej dziesiątce, do tego osiem razy w najlepszej szóstce. Warto wspomnieć, że Norwegowie złoty medal indywidualnie zdobyli ostatnio aż 18 lat temu! Wówczas Tommy Ingebrigtsen zgarnął tytuł Mistrza Świata na dużej skoczni w Thunder Bay. Od tego czasu zdobyli na czempionatach cztery medale indywidualnie (dwa srebra – Predazzo 2003, Oberstdorf 2005; dwa brązowe – Sapporo 2007, Liberec 2009). Przykładowo Polacy na złoto czekają „tylko” sześć lat.

Szanse na medale mają także Niemcy, dzięki ostatnio zwyżkującemu Richardowi Freitagowi oraz Severinowi Freundowi. Tutaj statystyk nie przywołuje, bo z pewnością nie są już tak ciekawe jak u zawodników wyżej. Osobą, która może zrobić jakąś niespodziankę jest Jan Matura.. Dwa zwycięstwa, cztery raz na podium… to są spore sukcesy.  Pamiętajmy, że bardzo mocni sa Słoweńcy Jeżeli mowa o prezentach, to my możemy mówić, że miłe zaskoczenie może nam zafundować Maciej Kot. No i drużyny…

Rozpisałem się dzisiaj, ale to rzeczywiście temat bardzo ciekawy. W drużynowych konkursach potrzeba ośmiu równych i przede wszystkim dalekich skoków, aby myśleć o tytule. W tym sezonie w konkursach teamów wygrywali: dwa razy Słoweńcy, raz Niemcy i Norwegowie. To pierwszy sezon od lat, w którym żadnej wiktorii nie mają Austriacy. Nie ma co ukrywać, że obrońcy tytułu nie są tutaj faworytami do złota. Ba… o medal będą musieli powalczyć. W gronie faworytów do złota obstawiłbym dwie drużyny: Słowenia i Norwegia. O medal będą walczyli Niemcy, Austria i… Polska. Ci ostatni w tym sezonie zaskakują. Jestem ostrożny, bo moim zdaniem jeśli zajmiemy miejsce piąte, to nie będzie źle. Na tyle nas spokojnie stać, każde miejsce wyżej będzie ogromnym sukcesem. Chociaż komentatorzy zagraniczni twierdzą, że jesteśmy kandydatami do złota. Nie pompujmy balonika! 

Możemy liczyć zatem na emocje w każdym konkursie skoków podczas nadchodzących Mistrzostw Świata w narciarstwie klasycznym. To nie są rzecz jasna wszyscy faworyci, ale wypisałem tutaj moim zdaniem najważniejszych. I tak pragnę podkreślić, że to tylko typy. Mam nadzieję, że i tak będziemy świadkami małych niespodzianek. Ile zdobędziemy medali? Czy Kamil Stoch będzie kolejnym Polakiem zdobywającym medal Mistrzostw Świata? Zacieramy ręce i trzymamy kciuki! Powodzenia!



PS. Nie zapominajmy o Simonie Ammannie!

niedziela, 17 lutego 2013

Ostatni sprawdzian za nami!

Do Mistrzostw Świata w Val di fiemme zostało już tylko kilka dni. Wkrótce wszystko będzie jasne. Dzisiaj odbyły się ostatnie zawody przed najważniejszą imprezą tego sezonu. Zdecydowanie możemy powiedzieć, że błysnęli Norwegowie. Pytanie, czy skoki z mamuta przełożą na skocznie dużą, gdzie będzie odbywał się konkurs drużynowy o mistrzostwo świata? To nie jest powiedziane. W ogóle ciężko wskazywać pewniaków. Ba... nie da się! Mistrzostwa Świata rządzą się własnymi prawami. Ostatnio sporo mówiło się o Słowenii, która była faworytem numer jeden do tytułu w drużynie. Pamiętajmy, że na takiej imprezie dochodzi też stres. Myślicie, że Jaka Hvala poradzi sobie z presją? Kiedy (obecnie wielki) Gregor Schlierenzauer zaczynał swoją karierę, zaskakiwał w Pucharze Świata, ale podczas Mistrzostw Świata 2007 w Japonii, nie odniósł znaczących sukcesów. Właściwie zjadła go trema. Wszystko więc może się jeszcze zdarzyć.



Zakończyliśmy jedną z nowszych imprez w cyklu Pucharu Świata. FIS Team Tour, chociaż przed jednych uważana za zbędną, cieszy się jednak sporym zainteresowaniem ze strony wszystkich kadr. W tym sezonie nie do końca tak było, ale przecież to sezon mistrzostw. Z drugiej strony patrząc, to tylko Polacy odpuścili starty najmocniejszego składu. Wcale nie uważam tego z błąd. Wręcz przeciwnie. Nasza reprezentacja na czempionat ma więcej czasu na potrenowanie i poprawienie błędów. Widzieliśmy już nie raz, ile daje taka chwila odpoczynku i spokojnego treningu. Może będziemy mieli efekty już podczas pierwszego konkursu indywidualnego w najbliższą sobotę? Po dzisiejszym konkursie w Oberstdorfie mogę powiedzieć, że na pewno mamy już przyszłość w polskich skokach. Miejsce szóste w drużynówce, startując po raz pierwszy (lub drugi niektórzy) na mamucie, to ogromny sukces. Brawa dla Krzytofa Bieguna. Wiele mówiło się o Klimku Murańce, Aleksandrze Zniszczole oraz po tegorocznych zawodach w Zakopanem o Janie Ziobrze. Natomiast o Krzyśku właściwie było wiadomo mało. To bardzo miła niespodzianka tego weekendu. Ciesze się, że w każdej chwili jakiś młody skoczek pokazuje się z dobrej strony. To napawa optymizmem.



Na koniec chciałbym się przyjrzeć klasyfikacji zwycięstw drużyn w tym sezonie. Do tej pory odbyły się cztery konkursy drużynowe, dwa konkursy wygrali Słoweńcy (Zakopane, Willingen) oraz po jednym Niemcy (Kuusamo) i Norwegowie (Oberstdorf). Ciekawe jest, że nadal bez wiktorii zostają Austriacy, którzy stawali trzy razy na podium (dwa razy drudzy i raz trzeci). Oprócz tych drużyn na podium raz zameldowali się Polacy, jak pamiętamy drugie miejsce w Zakopanem. To chyba czterej główni faworyci do medali w drużynie na nadchodzącym narciarskim mundialu. Do tej pory starałem się zachować zimną krew. Ale ciężko o to. Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy nie emocjonowałem się tak startami drużyn. Zwykle uważałem to za gorszej klasy zawody. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że emocje będą takie same, jak podczas zawodów indywidualnych. Sam odliczam już godziny do rozpoczęcia tej prestiżowej imprezy. Co chwila zadaje sobie pytania: ile zdobędziemy medali? Czy możemy to przewidzieć? Jak myślicie Wy?


Wszystkie flagi w górze wszystkich państw... - Włodzimierz Szaranowicz, Willingen 2005

środa, 13 lutego 2013

Belka, wiatr, kombinezon - czy to jeszcze skoki?

Tak szczerze mówiąc od samego początku, to w chwili obecnej jestem rozbawiony tym wszystkim, co wydarzyło się dziś w Klingethal. Muszę przyznać, że przez pewien okres czasu zaczynałem wierzyć, że nowe przepisy FIS-u odnośnie tych punktów za wiatr, belki oraz nowych kombinezonów, nie są wcale takie złe. Musze jednak przyznać, że na tą moją wcześniejszą opinię wpłynął fakt, że do tej pory w tym sezonie wszystkie konkursy były na prawdę sprawiedliwe (jak na tą dyscyplinę). W dniu dzisiejszym totalnie się w tym wszystkim pogubiłem. Wydaje mi się, że nie jestem jednak zbyt wymagający, kiedy oczekuję od organizatorów ukazania mi w sposób jasny tego, co dzieje się na skoczni. Głównie tego mi zabrakło.



Teoretycznie w tej chwili jestem roześmiany, ale proszę sobie wyobrazić, że po pierwszej serii moja mina była wręcz kolosalnie inna. Wystarczy dać na przykład Richarda Freitaga... moim zdaniem to jeden z największych poszkodowanych dnia dzisiejszego. Przykro mi.
Początek był dla naszej ekipy bardzo, ale to bardzo przyjemny. Z mojej strony owacje na stojąco dla Krzyszofa Miętusa. 145 metrów, to moim zdaniem najlepszy skok Krzyśka w życiu. Nie ma co mówić, że wyszło tak tylko dlatego, bo powiało mu pod narty. Ewidentnie z progu wyszedł kapitalnie. W drugim skoku też było widać bardzo ładne i płynne wyjście. Tak w ogóle to Miętus uchodzi w chwili obecnej moim zdaniem za bardzo, bardzo pięknego styliste. Lot ma bardzo piękny, a lądowanie... przyznajcie, że genialnie patrzy się na tego skoczka.
Szkoda, że na dobre warunki nie trafił Dawid Kubacki. Zawodnik, który błyszczał podczas skoków treningowych i w kwalifikacjach, dzisiaj nie miał tyle szczęścia. Moim zdaniem też jest w dobrej formie, przede wszystkim widzę nieco poprawioną sylwetkę w locie. Inny kąt natarcia. Dopisując do tego wszystkiego kolejny w sezonie świetny wynik Piotrka Żyły... na prawdę nie chciałbym być teraz na miejscu naszego trenera. Drużyna spisuje się świetnie! Szkoda, że humory na koniec musiała nam zepsuć dyskwalifikacja Kamila Stocha...



W chwili kiedy myślałem, że mogę wybaczyć wszystkie wpadki z tymi belkami, w ogóle (moim zdaniem) nie trafionymi punktami za wiatr, musiałem dowiedzieć się, iż Kamil został zdyskwalifikowany za nieodpowiedni strój w drugiej serii. Zabawne, że w pierwszej nikomu on nie przeszkadzał. Stoch awansował aż o 9. pozycji w finałowej rundzie, dzięki czemu mieliśmy dwóch zawodników w dziesiątce i czterech w piętnastce. Na prawdę decyzja o dyskwalifikacji (przeniesienie na 30. miejsce) doprowadziła mnie do szału. W dodatku, kiedy przeczytałem wywiad z Łukaszem Kruczkiem, gdzie można dowiedzieć się, na czym polegała wada stroju, to ręce mi opadły.
Kombinezon Kamila został uznany za nieprzepisowy, ponieważ na kontroli wyszło, że przód kombinezonu z tyłem nie pokrywa się idealnie. Brakowało niewiele, tylna część weszła wyżej. Dlaczego ta dyskwalifikacja akurat teraz, nie wiemy, bo kombinezon jest używamy przez Kamila od dłuższego czasu i nigdy nie było z nim problemów. - Łukasz Kruczek, wywiad: skijumping.pl
Wszystko jest denerwujące dlatego, że nasz lider odrobiłby nieco punktów do Severina Freunda. Chociaż 3. miejsce w klasyfikacji generalnej na razie ucieka, to moim zdaniem dogonienie czwartego Freunda jest możliwe. Tylko byłoby łatwiej bez dyskwalifikacji. Mam nadzieję, że do końca sezonu jakoś uda się nieco odbić te stracone dziś szanse. Może medalem na Mistrzostwach Świata?



Nie mogę przejść obojętnie obok zwycięzcy! Jaka Hvala udowodnił dziś, że można wygrywać, będąc juniorem. To rzeczywiście talent na miarę wielkich mistrzów. Tegoroczny Mistrz Świata Juniorów wytrzymał presję i pokonał w bezpośrednim pojedynku giganta światowych skoków - Gregora Schlierenzauera. Przewaga Hvali nad drugim Takeuchim wyniosła 4,9 pkt, natomiast nad trzecim Schlieriem 6,4. To zdecydowana wiktoria. Trzeba dodać, że młody Słoweniec wygrał zawody w bardzo ciekawym momencie. Wielu specjalistów zacznie stawiać go w gronie faworytów podczas nadchodzących mistrzostw. Byłbym tutaj ostrożny, osobiście nazwałbym go czarnym koniem. Jeśli chodzi o pewniaków, to w sporcie nigdy nie można być niczego pewnym. Faworyta można wskazać zawsze, tylko w tym momencie uważam, że kandydatem do złota jest Słowenia, ale w drużynie. Kolejny świetny konkurs. Czy ktoś powstrzyma ich od tytułu Mistrzów Świata?


 Nadmiar filozofii szkodzi w sporcie. - Włodzimierz Szaranowicz, Zakopane 2009


poniedziałek, 11 lutego 2013

Przełom w biathlonie?

Wyobraźcie sobie Drodzy Czytelnicy, że od początku istnienia tego bloga, zastanawiałem się nad tym, czy powinienem pisać tutaj o biathlonie. Myślałem, czy ja jestem wstanie pisać o tej dyscyplinie tak samo jak o skokach narciarskich. Odpowiedziałem sobie wczoraj, po srebrnym medalu Krystyny Pałki. Skoro jest to przełomowy moment w polskim biathlonie, to niechaj i będzie rewolucją u mnie. Przecież nie muszę pisać tak samo, jak o skokach.



Biathlon to na prawdę bardzo piękna i emocjonująca dyscyplina. Właściwie zawsze trzyma w emocjach do samego końca. Nie jest trudna w zrozumieniu, a przede wszystkim posiada bardzo ciekawy aspekt. Moim zdaniem połączenie biegu na nartach ze strzeleniem jest kapitalnym pomysłem. Nic więc dziwnego, że biathlon cieszy się na świecie bardzo dużym zainteresowaniem. Szkoda, że w Polsce oglądać go można tylko na mało dostępnych kanałach takich jak Eurosport i TVP Sport. Musze tutaj zaznaczyć, że jeśli ktoś z Was ogląda biathlon to szczerze polecam transmisje na Eurosporcie. Panowie komentatorzy (Wyżykowski i Jaroński) w sposób genialny oddają to, co dzieje się na trasach biegowych i strzelnicach. Ich komentarze są na bardzo zaawansowanym poziomie, a dodatkowo zawierają bardzo wiele humorystycznych anegdot. Miło ogląda się zaciętą rywalizację przy tak rozluźniających wypowiedziach.



Wczoraj przeżyłem bardzo spore emocje. Szczerze mówiąc załamałem się, że nie odbył się konkurs w Willingen. Szykowałem się na super zawody, w których jedne z głównych skrzypiec odegra Kamil Stoch. Myślałem, że to już koniec sportowych emocji na nadzielę. Myliłem się. Miałem co prawda w planach oglądanie konkursu Mistrzostw Świata w biathlonie, ale nie spodziewałem się, że zadowoli on moją potrzebę na dużą dawkę rywalizacji. W tym sezonie śledzę poczynania polskich biathlonistek i wiem, że stać je na wiele. Powiedzmy sobie szczerze, że mało kto spodziewał się wczoraj medalu dla Polski. Krystyna Pałka zajęła pierwsze w karierze miejsce na podium i to na imprezie takiej rangi. To był pierwszy medal polskiej zawodniczki w historii mistrzostw. Wyczyn jest na prawdę ogromny! Wielka szkoda, że transmisji na żywo nie przeprowadziła telewizyjna jedynka. Niemcy, bardzo mocni w biathlonie, mimo faktu, że w tym sezonie nieco zawodzą i nie zdobyli jeszcze żadnego medalu, zawsze są ze swoimi zawodnikami na imprezach takiej rangi. Przeciwnie do nas, bo tam te zmagania są na kanałach ogólnodostępnych. Może polityka Telewizji Polskiej wreszcie się zmieni, tym bardziej, że przed nami zmaganie sztafet kobiet, w których mamy dużo większe szanse na medal. Nasze dziewczyny są w świetnej formie, Magdalena Gwizdoń mimo wielu błędów na strzelnicy zajęła wczoraj 12. miejsce, a tuż za nią była Młoda Monika Hojnisz. 27. była Weronika Nowakowska-Ziemniak. Mamy silną drużynę i już zacieram ręce na tą rywalizację. A Wy oglądacie biathlon?

sobota, 9 lutego 2013

Tak na czwórkę!

Totalny faworyt
Dzisiejsze zawody w Willingen były zdecydowanie bardziej sprawiedliwe niż wczorajsze kwalifikacje. Kolejny konkurs, który udowadnia , że to jeden z najbardziej łaskawych sezonów w historii. Szkoda Harrachova, ale umówmy się... trzeba o tym jak najszybciej zapomnieć.
To był generalny sprawdzian przed Mistrzostwami Świata dla drużyn. Co prawda wyniki nie muszą wcale się pokryć, ale faworytów możemy śmiało wskazywać. Słowenia! Właściwie w tym sezonie "odpalili rakietę" i będzie ciężko, bardzo ciężko ich przegonić w Predazzo. Skaczą jak natchnieni. Miło się patrzy na tak zgrany i równy team. Nieco dziwie się, że zajmują "dopiero" czwartą pozycję w Pucharze Narodów. Stratę do Niemców mają całkiem sporą, ale w sezonie mistrzostw najważniejsze wydają się być medale.



Zacięcie potęgi
Jeśli możemy mówić o swego rodzaju wyskoku ze strony drużyny słoweńskiej, to powinniśmy powiedzieć także o czymś, co właściwie mnie zdumiewa. Austria! Austria, która nawet kiedy obniżała loty i tak w ostatnich latach była właściwie nie do pokonania. Kto wyobrażał sobie jeszcze rok temu, że drużyna Pointnera może nie wygrać żadnego z rozgrywanych konkursów drużynowych w sezonie. Właściwie, niektórzy twierdzą, że odbudowują się pomału. Miejsca w poszczególnych konkursach mówią jednak zupełnie co innego. Można zauważyć bowiem tendencję spadkową : 2,3,4. Sensacją moim zdaniem jest fakt, że nie zawitali na podium Pucharu Świata. Totalnie pogubił się chyba Andreas Kofler, którego zabrakło nawet w drużynie. Powiedzmy sobie zupełnie szczerze, że gdyby nie fenomenalny Gregor Schlierenzauer, to Austria mogłaby zajmować maksymalnie 7-6. miejsca. Ciekawe, w jakiej formie wróci Thomas Morgenstern, który jak dla mnie jest wielką niewiadomą. Dawno nie widziałem kogoś, kto na tak długi okres odpuszcza starty. Jakie będą tego efekty? Dowiemy się dokładnie za 2 tygodnie, kiedy to Mistrz Olimpijski z Pragelato będzie bronił tytułu Mistrza Świata. Jak oceniacie jego szansę?



Czy to jest porażka?
Szczerze mówiąc, dziwie się ludziom, którzy uważają dzisiejsze 5. miejsce za osiągnięcie "katastrofalne". Wierzę słowom naszego trenera, który twierdzi, że niewątpliwie był to skład eksperymentalny. Zabrakło nam w drużynie Macieja Kota, ale jeśli rzeczywiście nie czuł się najlepiej na tej skoczni, to jego brak w drużynie oceniam na plus. Dawid Kubacki moim zdaniem zastąpił go nam bardzo dobrze. Występ Krzysia Miętusa oceniam na dobry z plusem. Ważne, abyśmy mieli równo skaczących zawodników. Szkoda Piotrka Żyły, bo szczerze mówiąc zawiodłem się. Myślałem, że jest już pewnym punktem drużyny, aczkolwiek dzisiejsze jego skoki mnie rozczarowały. Nie można jednak mówić tutaj o jakiejś porażce. Jeśli to są słabsze skoki Piotrka, to zdecydowanie boję się pomyśleć, jak wyglądają kapitalne próby w jego wykonaniu. Przejdźmy do najjaśniejszego punktu naszej drużyny. Kamil Stoch udowodnił, że wcale nie utracił formy. Zapowiedział nam walkę w jutrzejszym konkursie indywidualnym. Zliczając dzisiaj noty pojedynczych zawodników zająłby czwarte miejsce z minimalną stratą do trzeciego miejsca. Tuż za nim uplasowaliby się Anders Jacobsen i Severin Freund. Przypominam, że jego strata w Pucharze Świata do Norwega i Niemca jest niewielka. Jeśli Kamil postara się o super występ, możemy być świadkami zaciętej walki o trzecie miejsce w "generalce". Wierzę, że Stochowi uda się spełnić założenie sprzed sezonu o czołowej trójce Pucharu Świata. Niech i tak będzie. Muszę wspomnieć, ze jaram się stylem Kamila! W powietrzu właściwie nie widać, jakichś problemów. Lądowanie kapitalne, jak niemal zawsze. Nareszcie sędziowie zaczynają zauważać technikę Polaka. Zdecydowanie zasługuje on bowiem na noty 19.0. Nie mogę się doczekać jutra!



Jak widać biednym nie wieje wiatr w oczy, bo gdyby wiał, to byłoby dobrze. - Włodzimierz Szaranowicz, Kulm 2009

środa, 6 lutego 2013

Harrachov okiem kibica - Część 3.

Marzenia się spełniają
Właściwie krótka chwila snu w ostatnią noc pobytu i czas wstawać. W ogóle nie czułem zmęczenia, a przyznam, że mój organizm wymaga dużej dawki snu. Wstałem z pewnym zaciekawieniem. Uda się, czy nie? Przecież mogliśmy zostać oszukani, ale dlaczego nie spróbować?
Wyszedłem na dwór i właściwie już się cieszyłem, bo pogoda wyglądała na idealną do skoków, zupełnie jak nie w Harrachovie. I znów podążałem tą samą trasą, zastanawiając się ilu skoczków spotkam dnia dzisiejszego. Kiedy dotarłem pod hotel, nie zastałem tam takiego spokoju jak w sobotę. To był właściwie znak, że chyba nie zostaliśmy oszukani. Wraz z kolegą ustawiliśmy się na wprost wejścia głównego i z lekką dozą niepewności czekaliśmy. Koło nas przechodziła masa ludzi związana ze skokami, tylko nie wszyscy byli rozpoznawalni.
Po chwili rozpoczęło się! Pierwszy wynurzył się Jakub Janda, z daleka nie do końca byliśmy pewni. To on? Nie, to nie on? A nie! To on! Bez problemu, na naszą prośbę przystał i pozował do zdjęć. Byliśmy świadomi, że się spieszą, więc nie chcieliśmy zawracać im głowy niczym innym. I tak mieliśmy sporo szczęścia, że byliśmy tam tylko my. Co chwilę wynurzał się inny skoczek, właściwie mogliśmy uświadomić sobie, że te istoty żyją na prawdę. Wychodzili jakby z jakiejś czarnej dziury, postaci jak z bajki. W pewnym momencie zaczęli wychodzić grupkami, więc nie było jak zrobić zdjęcia ze wszystkimi. 
Jaka Hvala w pośpiechu niestety odmówił, miał przecież do tego prawo. Nie mam żalu. Gorzej było już z Rune Veltą, który przeszedł obok i zaczął ironicznie się śmiać. Przejmować się? Chyba nie... to o nim świadczy, nie o mnie. To tylko dwa przypadki odmowy. Na zdjęcie zgodził się nawet zapracowany, spieszący się Walter Hofer. Przyznam, że jeszcze rok temu uważałem go za człowieka, który lekko ustawia skoki. W tym sezonie wiem, że się myliłem. Wzbudza we mnie podziw. Cieszę się, że mam z nim zdjęcie. To miła pamiątka.
Ale wyczekiwałem tam spełnienia marzenia. W ubiegłym roku nie zdołałem zrobić sobie zdjęcia z Kamilem Stochem. Przyjechałem nadrobić to w Harrachovie. Nagle z hotelu wychodzi drobny człowieczek, w stroju naszej kadry. Zatrzymuje się. Czeka na kogoś. O! Idzie następny nasz. Przecież Kamil od zawsze trzymał sztamę z Krzyśkiem Miętusem. Powolnym krokiem obaj podążali w naszym kierunku. Nie powinno być dla mnie żadnym zdziwieniem, że skoczkowie to takie skromne istotki. A jednak! Zdziwiłem się, jak taki wielki człowiek, jak Stoch, może być taki drobny. Całe szczęście, że zgodzili się obaj na zdjęcia. Marzenie spełnione! Mieliśmy okazję zrobić sobie także zdjęcie z świetnym skoczkiem tego sezonu - Maciejem Kotem oraz nareszcie punktującym Dawidem Kubackim. Nieco szkoda, że uciekł nam Piotr Żyła. Spieszył się mocno, bo gdy przechodził koło nas, Jan Matura otworzył drzwi od Hyundaia (takimi autami byli wożeni skoczkowie na Certak) i zawołał naszego reprezentanta do środka. Na szczęście mam z nim zdjęcie z ubiegłego roku.


Staliśmy jeszcze tak chwilę. Zdołaliśmy zrobić sobie zdjęcie z powracającym do formy Wolfgangiem Loitzlem. Po chwili wynurzył się ktoś, kto w chwili obecnej jest absolutnym rekordzistą, biorąc pod uwagę liczbę zwycięstw w Pucharze Świata. Gregor Schlierenzauer. To decydujący moment dla mnie, bo właściwie przez te kilka minut zmieniłem swoje nastawienie do niego o 180 stopni. Ale nie o tym teraz. Zapytałem grzecznie, czy zrobi sobie z nami dwa szybkie zdjęcia. Popatrzył i z uśmiechem powiedział: "Tak, ale chwilę.". Zaniósł rzeczy do samochodu. Po chwili słyszymy wołanie. Zawołał nas do siebie, koło samochodu. I z uśmiechem pozował do zdjęć. Przyznałem mu się, że to moje drugie zdjęcie z nim. Kolejny uśmiech. Pożegnaliśmy go, jak każdego skoczka dziękując i życząc powodzenia. Po chwili podszedł do nas człowiek, który chyba zajmował się organizacją rozwozu skoczków itd., pogratulował "great photos" i powiedział:
- Jeśli byłby tutaj Thomas Morgenstern, to on zwykle wychodzi ostatni. Ale nie ma go w Harrachovie, więc Gregor był ostatnim skoczkiem.

I tak zdołaliśmy zrobić sobie zdjęcia z bardzo liczną grupą gwiazd. Od dziś zdjęcia będą dostępne w Moich galeriach.

Zero zmian w konkursach Harrachovskich
Wiecie co, przed chwilą zastanawiałem się, czy tej części nie zostawić na kiedyś. Tak miło pisało mi się wyżej. A teraz... teraz muszę po marudzić. Nie będę opisywał nawet przebiegu tych dwóch konkursów. Zmarzłem na maksa. Pierwszy konkurs można było nazwać jako tako sprawiedliwym. Wiatr i tak robił co chciał. Najczęściej nasi skoczkowie byli przetrzymywani, nie winię za to organizatorów rzecz jasna. Po prostu mieli pecha. Dobre skoki oddali w sumie wszyscy nasi reprezentanci, ale brakowało tego czegoś. Emocje zagwarantowało nam tylko kilku skoczków, z Jurijem Tepesem na czele. Stojąc pod skocznią widzieliśmy prawie cały zeskok, gdzieś tak do 215 metrów. Dalej zasłaniała nam mała budka. Mogliśmy zmienić miejsce, ale kto spodziewał się, że ktoś będzie w stanie skoczyć dalej. Wyobraźcie sobie, że nie widzieliśmy, gdzie Słoweniec wylądował. Zniknął jakby w jakiejś otchłani. Zasłużył na ogromne brawa!
Emocjonujący był pojedynek o zwycięstwo... tak do czasu, kiedy nie ujrzałem tych not za styl. Jak można ocenić skok z lądowaniem na dwie nogi i przykucnięciem na 17,0 i 17,5? Można! Można! Tylko trzeba mieć odpowiednie nazwisko. Sędziowie znowu udowodnili, że mogą się mylić. Co najważniejsze. W ogóle się tego nie boją. W efekcie wygrał Gregor Schlierenzauer, to nie jego wina rzecz jasna. Skoczył najdalej, ale wszyscy wiem, że na skoki od zawsze składały się także noty za styl. I miały, mają i będą miały decydujący wpływ. Ach... po co znowu o tym mówić?
Na plus można zapisać, że byłem świadkiem historycznego wydarzenia. To będzie za parę lat bardzo miłe uczucie, móc przyznać się, iż oglądałem na żywo zwycięstwo najlepszego skoczka w historii startów w Pucharze Świata. Brawo Gregor! Brawo!
O drugim konkursie właściwie nie chcę mówić. Najbardziej irytujący był fakt odwołania drugiej serii, gdy warunki się poprawiły. Ale trudno! Zastanawiam się tylko, co takiego w sobie ma ten Harrachov, że wciąż jest upychany do kalendarza PŚ. Wieczne problemy z wiatrem od lat irytują kibiców. Moim zdaniem, ktoś ma mocne plecy w szeregach FIS. Tylko, czy to nie odbije się na atrakcyjności tej dyscypliny? Strach pomyśleć, czy za rok w Harrachovie odbędą się Mistrzostwa Świata w lotach... śmiem twierdzić, że ktoś, kto przyznał im prawo do organizacji, musi być bardzo nieodpowiedzialny. Kogo obchodzą dziś pieniądze kibiców? Bilety nie są tanie, a za odwołany konkurs nikt kasy zwracać nie chce. Ale co ja chcę? Przecież obejrzałem dwa konkursy...
Powiedziałem "Siema Harrachov" i trzeba było ruszać do domu. Spełniłem swoje marzenia, obejrzałem parę dalekich skoków. Życzę temu miastu, aby wreszcie zła passa została przerwana... bo inaczej kibice się odwrócą na stałe.

wtorek, 5 lutego 2013

Harrachov okiem kibica - Część 2.


Samotna pogoń za marzeniem
W sobotni poranek obudziłem się z lekkim nie dowierzaniem. Jestem tu i teraz. W dodatku na wprost mojego łóżka malował się kapitalny widok zza okna - skocznia! To było mega przyjemne mieć łóżko na wprost skoczni. Wstajesz i wiesz czego chcesz. Chwila przygotowań i czas wyruszyć. Z racji, że nikt z moich towarzyszy nie wyraził chęci na poszukiwanie obranego celu, wyruszyłem sam. 
Znowu ta sama trasa, przynajmniej na razie. Śnieg bardzo mocno prószył, wiatr powiewał... było zimno, ale mnie grzała myśl o celu, do jakiego podążam. Jest okolica godziny 10:30, a na ulicy pełno Polaków. Znowu widziałem biało-czerwone barwy, rozumiałem co mówią przechodnie. Jak tu nie czuć się, jak u siebie w kraju?
Myślałem, gdzie właściwie iść, aby odnaleźć ten hotel skoczków. Trzeba być niesamowitym szczęściarzem, aby w obcym mieście odnaleźć coś takiego. Ja byłem!
Idąc dość szybkim krokiem, zauważyłem przejeżdżający obok samochód w logo "TVP". Zapaliło się światełko w głowie! Może skoczkowie mieszkają tam, gdzie jedzie te auto? Nagle samochód skręcił w lewo. Zniknął. Na szczęście zapamiętałem,  w którym momencie nastąpiła zmiana kierunku jazdy. Wszedłem w tą uliczkę, a dookoła były właściwie same drzewa. Przez chwilę myślałem, że to nie możliwe. Bez przesady, kto wysłałby gwiazdy w taki zaułek. Bez nadziei szedłem jednak przed siebie, jakby coś mnie pchało do przodu. To przeznaczenie!


Nie wiem nawet kiedy, wyłoniły się trzy budynki, rzeczywiście przypominające najbardziej luksusowe hotele w mieście. W duchu uspokajałem się, przecież to jeszcze nic nie znaczy. Takich hoteli może być mnóstwo! A co mi tam, wchodzę na ten teren!
Po chwili ujrzałem samochód Telewizji Polskiej. Tak, to musi być tutaj! Idę dalej, w poszukiwaniu kolejnych dowodów. 
Wcześniej nie myślałem, że pójdzie mi tak łatwo. Zobaczyłem tym razem niepodważalny dowód. Samochód naszej kadry! Logo Lotosu, 4F i innych sponsorów - to już na 100% tutaj! Cel odkryty, wracam do domu... po konkursie będzie najlepszy czas, aby tu wrócić. W końcu tak było w Zakopanem.

Konkurs dla latawców, nie lotników

Do Harrachova przyjechaliśmy oglądać konkursy Pucharu Świata w lotach narciarskich. Żadna nowość. Sobota dała nam jednak nie miłe rozstrzygnięcia. Stałem pod tą skocznią, dookoła spora ilość kibiców. Nie dziwiły mnie odgłosy "Polacy, jesteśmy u siebie!". Teraz Polaków jest około 10.000, tak jak głosiły przewidywania przed konkursem. 


Wszyscy patrzyliśmy w górę błagalnym wzrokiem. Wietrze, przestań wiać! Wszystko działo się jakby na złość! Już wiem, co to znaczy stać pod skocznią i dostawać co chwilę komunikat o przerwie 10 minut, 15, 30, 30... nie pamiętam już tych cyferek. W przerwie wystąpił nawet jakiś zespół The Mirrors. Nie zdołał nawet na chwilę odciągnąć uwagi odbiorców od czerwonych, cholernie powiewających wstążek, czy czarnego ekranu ochronnego "Adidas" miotanego przez wiatr o prędkości ponad 10 m/s. Konkurs miał odbyć się o godzinie 16! A po 18 dostaliśmy informację, że został odwołany! Zupełnie nie rozumiem dlaczego przetrzymywano nas tak długo! Od tej pory nienawidzę słów "wind" oraz "canceled". Nie każdy zrozumiał słowa spikera, które oznaczały, że dnia następnego miały odbyć się dwa konkursy! Więc nagle zrobiło się bardzo głośno. Dookoła słychać było ostre wołanie "Złodzieje! Złodzieje! Złodzieje!". Moje zdanie takie.... bez przesady, najważniejsze zdrowie skoczków!


Na osłodę mieliśmy okazję zobaczyć pokaz światełek laserowych oraz sztucznych ogni! Przyznam, zrobiło to wrażenie! To był chyba popis przed przyszłorocznymi Mistrzostwami Świata w lotach, które odbędą się w Harrachovie. Dziwie się władzom FIS, że wybrali te miasto. W Harrachovie rozegrano do tej pory 11 z 18 zaplanowanych konkursów. To niezbyt dobra statystyka.


Wieczorny marsz do krainy skoczków

Po ogrzaniu się w domu, zabrałem współtowarzyszy pod hotel. Chcieliśmy spotkać się z tymi bohaterami. Pogoda nie szczędziła, było zimo. Ale czego nie robi się, aby spełnić marzenia. Szczęście było o krok. Dotarliśmy na miejsce, było ciemno... ale zauważyliśmy bus polskiej kadry skoczków. Z nimi poszedłem o krok dalej. Jaki duży ten ich hotel. W jednym z okien zauważyliśmy kombinezon skoczka. Wtedy wszystko było jasne. Spośród trzech budynków, skoczkowie mieszkali własnie w tym. Po chwili obserwacji głównego wejścia, coś mnie tchnęło, aby poszukać autobus Austriaków. Poszliśmy z tyłu hotelu. Stał i on! Niemal jak statek kosmiczny. Na nim zdjęcia gwiazdorów. Widziałem już na żywo w Zakopanem przed rokiem, ale wrażenie robi wciąż. Co chwila wyglądał ktoś przez okno z hotelu, ale nie śmieliśmy o nic pytać. Może wyglądaliśmy dziwnie, ale jakie to miało znaczenie? Byłem pewien, że powtórzy się scenariusz z Zakopanego. Tam skoczkowie długo kręcili się po mieście, wchodzili do hotelu i wychodzili. Tutaj staliśmy około 2 godziny i właściwie nic ciekawego się nie działo. Kadra Włochów grała na sali w ping-ponga, ktoś imprezował na jakiejś sali. Inni zasłaniali swe okna. Byłem w stanie się lekko załamać, ale wtedy kolega spotkał pana od spraw technicznych w naszej kadrze:
- Przepraszam, gdzie można znaleźć naszych skoczków?
- Znaleźć?! Nasi już śpią.
- A kiedy można przyjść i zrobić sobie z nimi zdjęcia?
- Najlepiej rano, przed ósmą. Wtedy będzie wyjazd na skocznie.
Wtedy wszystko było jasne. Wszystko było inaczej, ponieważ wiatr nakazał iść skoczkom spać wcześniej. Skoro z rana konkurs...



poniedziałek, 4 lutego 2013

Harrachov okiem kibica - Część 1.

Kiedy usypiasz z myślą, że następnego dnia zobaczysz na żywo to, co kochasz, masz wrażenie, że wszystko dookoła jaśnieje. Noc w jednym momencie zamienia się w dzień. Pamiętam ten stan z czwartku oraz sprzed roku. Zwykle nie chętnie wstaję wcześnie rano, jednakże z taką myślą wyskakuje z łóżka, co najmniej tak, jakby parzyło. Świetne uczucie, szkoda, że już za mną...

Kiedy przekroczyłem granicę, właściwie już w oko rzuciły się skocznie. Miałem wrażenie, że jadę prosto do niej. W gruncie rzeczy w podświadomości jechałem tylko do niej. Od miejsca noclegu na Certak miałem około 3 km, większość drogi pod górkę. Zupełnie bez żadnej myśli, że to męczące. Pełen zapału dotarłem na miejsce, flaga i trąbka... trzeba dopomóc naszym. Zdumienie, zadziw... skocznia mamucia robi ogromne wrażenie. Zatyka dech w piersi. Ile trzeba mieć w sobie odwagi, determinacji, aby odepchnąć się z samej góry i polecieć. Oni są szaleni! 
Po przekroczeniu bramy wejściowej rzucił mi się ważny aspekt w oczy. Boże! Ile Polaków! Harrachov już w trakcie piątkowych treningów i kwalifikacji był biało-czerwony. Spiker pozdrawiał w różnych językach wszystkich kibiców. Właściwie, kiedy pozdrowienia były kierowane do Polaków, robiło się najgłośniej. Przyjemnie dla nas, kiedy na obcej ziemi Polscy kadrowicze mają większe wsparcie niż gospodarze. Mówmy, co chcemy, ale w Harrachovie tak było.

To był dzień, w którym można było oglądać loty właściwie bez większych problemów. Świetnie wygląda lot skoczka od dołu, widzisz niemal każdy detal... żadna kamera telewizyjna nie wypaczy elementu lądowania. W związku z tym, że nasi skoczkowie w tym sezonie radzą sobie świetnie, trzeba było poczekać chwilę, na pierwszy skok. Później, już każda próba wprawiała w coraz większe osłupienie. Mimo, że były to tylko treningi i kwalifikacje, to emocje sięgały zenitu. Świetne skoki oddał niemal każdy reprezentant naszego kraju. Nieco zawodził Piotrek Żyła, który chyba od zawsze powtarzał, że ta skocznia nie bardzo mu leży. Tego dnia, chyba największą furorę zrobił jednak Maciej Kot. Biorąc pod uwagę wszystkich skoczków startujących w zawodach (51). Dwa skoki ponad 200 metrów, na tej skoczni robią ogromne wrażenie. Dookoła słychać tylko mój ulubiony odgłos podziwu "OOOooo!". Echo niesie się kapitalnie! To są już skoki na miarę zwycięstwa w zawodach. Wszyscy mieliśmy ogromne apetyty. Zobaczyć naszą bardzo mocną kadrę na żywo, z takimi lotami... bezcenne.



Przyjemnie było zobaczyć najlepszych lotników świata. We wszystkich seriach treningowych oraz kwalifikacjach startowali Mistrzowie Świata w lotach z ostatnich trzech czempionatów. Gregor Schlierenzauer, Simon Ammann oraz Robert Kranjec dali kibicom możliwość zaspokojenia potrzeby na ujrzenie czegoś na najwyższym światowym poziomie. To zdecydowanie największe gwiazdy, które można było zobaczyć w Harrachovie. Trójka PŚ w lotach właściwie od samego początku była uważana za faworytów. Już wówczas mogłem stwierdzić, że Simona Ammana lubi cały świat. Kiedy spiker wymawiał jego nazwisko, nagle robił się ogromny szum. To skoczek, który zjednał swymi wyczynami chyba wszystkich kibiców skoków narciarskich na całym świecie.



Właściwie w piątek nie byłem świadomy, że w trakcie tego weekendu będę świadkiem wydarzenia historycznego. Ale o tym w kolejnych relacjach. Na koniec skok Ole Mariusa Ingvaldsena. Niech to będzie mała zapowiedź innych zdjęć i nagrań :). Zapraszam!




fot. Archiwum własne
video: Archiwum własne

sobota, 2 lutego 2013

Choroba Justyny Kowalczyk?

Tytuł kontrowersyjny, ale cóż... Nie od dziś wiadomo, że norweskie media mają bujną wyobraźnię. Dzisiejszy dzień miał się potoczyć zupełnie inaczej, lecz los zwykle nie bywa łaskawy.

Już wczoraj robiłam pierwsze podejście do napisania tutaj, ale stwierdziłam, że dziś wydarzy się więcej ciekawych rzeczy i będzie wiele spraw do omówienia.
I owszem - są, jednak nie takie jak sądziłam, iż będą.
Euforia dopadła polskie media kiedy już w środku tygodnia Justyna poleciała do Soczi, aby wypróbować trasy przed weekendowymi zawodami. Co oczywiście jest bardzo ważne biorąc pod uwagę fakt, że już za rok i 5 dni (7. lutego) właśnie na tych trasach w Soczi odbędą się Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Media wrzały gdy okazało się, że Marit Bjørgen i Therese Johaug nie wybierają się do rosyjskiego kurortu. 

"W Rosji wiele uwagi poświęcają bezpieczeństwu. Dlatego zawody Pucharu Świata w Soczi są pierwszą i ostatnią okazją do obejrzenia tras biegowych przed przyszłorocznymi igrzyskami. Wiele ekip myślało, my zresztą też, że taka możliwość nadarzy się jeszcze wiosną po zakończeniu rywalizacji w Pucharze swiata, ale nic z tych rzeczy. Wszyscy zostali poinformowani, że poza zawodami Pucharu Świata nie będzie już możliwości zapoznania się z tymi trasami. Dlatego nasza obecność na tych zawodach okazała się strzałem w dziesiątkę. Bez względu na wyniki, jakie uzyskam w weekend, muszę dobrze poznać te trasy." - Kowalczyk.

I to właśnie ostatnie zdanie w wypowiedzi Justyny jest kluczowe!
Można cieszyć się z tego, że poznała olimpijskie trasy, bo innych powodów do radości nie mamy.
We wczorajszym sprincie techniką dowolną Kowalczyk nie przeszła kwalifikacji - była dopiero 43. Mówiła, że na trasach w Soczi łatwo o "odcięcie prądu" ze względu na dużą wysokość nad poziomem morza. A dzisiaj serce stanęło mi jak prawie dwa tygodnie temu kiedy w La Clusaz Polka nagle zniknęła z pola widzenia.
Sytuacja się powtórzyła, lecz z innych powodów. Justyna od początku biegu trzymała się czołówki; owszem, nie wyglądała zachwycająco, bo dość szybko zaczęła pochylać się do przodu, co jest jej oznaką zmęczenia, ale biegła, wciąż biegła i starała się. A pod koniec pierwszych 7,5 km stylem klasycznym zaczęła znikać. Z pierwszej pozycji przesunęła się na czwartą, piątą, ósmą... Aż po zakręcie rozpłynęła się w powietrzu. Zawodniczki które nie miały prawa jej minąć przejechały przed kamerą, a ja razem z komentatorami Telewizji Polskiej zaczęłam się mocno niepokoić. Chociaż nie... To zbyt słabe słowa. Gdy trzydzieści, czterdzieści zawodniczek mignęło na ekranie, a Polki wciąż nie było nawet widać, złapałam się za głowę. Gdzie ona jest?! Co się stało?! Oczywiście przed oczami, jak zwykle, miałam serie jej upadków na zakrętach sprzed kilku sezonów, ale tam przecież nie było zakrętu. I nagle Justyna Kowalczyk na ekranie, stoi z trenerem i rozmawia...


Wolałabym nie cytować swoich myśli ani nie opisywać swojej miny w tamtym momencie. Jednak niewątpliwie nie zatkało... To co się stało najlepiej opiszą słowa Justyny.

"Trzeci raz w życiu. To boli, chce mi się płakać, bo to takie najbardziej sportowe przyznanie do bezradności. Zawiodłam ja. Źle wybrałam narty. Moi serwismeni nie mają z tym nic wspólnego, proszę ich nie obwiniać. (...) Po pierwszych stu krokach wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Próbowałam wychodzić na prowadzenie, użyć siły, ale nic z tego. Tylko przeszkadzałam innym dziewczynom. (...) Byłam na tyle zmęczona, że wiedziałam: części łyżwowej, z tymi wielkimi podbiegami, po prostu nie przebiegnę. Nie ma szans. (...) Co by było na dobrych nartach? Na pewno dobiegłabym do mety. (...) Dostałam po dupie i na pewno wyciągnę wnioski. To mogę obiecać. "

No cóż... Błędy zdarzają się najlepszym.
Osobiście sądzę, że Justyna już dwa tygodnie temu była w świetnej formie i po prostu przeszarżowała ostrym treningiem w Livigno. Wystarczyło trenować, aby utrzymać formę. Ale sportowcy to też ludzie, nie roboty i mają swoje granice.
Norweskie media od razu zaczęły niepotrzebne spekulacje o ukrywanej chorobie Kowalczyk czy też wzywali do przejścia na emeryturę. Sądzę, że powinni zainteresować się własnymi "emerytowanymi" biegaczkami, które wciąż coś osiągają, a też czasami wpadają w poślizg. 
Ostatecznie bieg wygrała Norweżka Kristin Størmer Steira. Za drugim miejscu dojechała Rosjanka Czekaliewa, a za nią Niemka Fessel.


Podejrzewam, że nasz drogi Książę jest niepocieszony, iż dzisiejszy konkurs w Harrachowie został przesunięty na jutro rano, z powodu (jak to na czeskiej skoczni bywa) porywistego wiatru, który momentami dochodził do 13 m/s. Jednak za to jutro czekają nas dwa fascynujące konkursy lotów narciarskich (o 9.00 i 14.00). 
Pozdrawiam! 






Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".