wtorek, 5 lutego 2013

Harrachov okiem kibica - Część 2.


Samotna pogoń za marzeniem
W sobotni poranek obudziłem się z lekkim nie dowierzaniem. Jestem tu i teraz. W dodatku na wprost mojego łóżka malował się kapitalny widok zza okna - skocznia! To było mega przyjemne mieć łóżko na wprost skoczni. Wstajesz i wiesz czego chcesz. Chwila przygotowań i czas wyruszyć. Z racji, że nikt z moich towarzyszy nie wyraził chęci na poszukiwanie obranego celu, wyruszyłem sam. 
Znowu ta sama trasa, przynajmniej na razie. Śnieg bardzo mocno prószył, wiatr powiewał... było zimno, ale mnie grzała myśl o celu, do jakiego podążam. Jest okolica godziny 10:30, a na ulicy pełno Polaków. Znowu widziałem biało-czerwone barwy, rozumiałem co mówią przechodnie. Jak tu nie czuć się, jak u siebie w kraju?
Myślałem, gdzie właściwie iść, aby odnaleźć ten hotel skoczków. Trzeba być niesamowitym szczęściarzem, aby w obcym mieście odnaleźć coś takiego. Ja byłem!
Idąc dość szybkim krokiem, zauważyłem przejeżdżający obok samochód w logo "TVP". Zapaliło się światełko w głowie! Może skoczkowie mieszkają tam, gdzie jedzie te auto? Nagle samochód skręcił w lewo. Zniknął. Na szczęście zapamiętałem,  w którym momencie nastąpiła zmiana kierunku jazdy. Wszedłem w tą uliczkę, a dookoła były właściwie same drzewa. Przez chwilę myślałem, że to nie możliwe. Bez przesady, kto wysłałby gwiazdy w taki zaułek. Bez nadziei szedłem jednak przed siebie, jakby coś mnie pchało do przodu. To przeznaczenie!


Nie wiem nawet kiedy, wyłoniły się trzy budynki, rzeczywiście przypominające najbardziej luksusowe hotele w mieście. W duchu uspokajałem się, przecież to jeszcze nic nie znaczy. Takich hoteli może być mnóstwo! A co mi tam, wchodzę na ten teren!
Po chwili ujrzałem samochód Telewizji Polskiej. Tak, to musi być tutaj! Idę dalej, w poszukiwaniu kolejnych dowodów. 
Wcześniej nie myślałem, że pójdzie mi tak łatwo. Zobaczyłem tym razem niepodważalny dowód. Samochód naszej kadry! Logo Lotosu, 4F i innych sponsorów - to już na 100% tutaj! Cel odkryty, wracam do domu... po konkursie będzie najlepszy czas, aby tu wrócić. W końcu tak było w Zakopanem.

Konkurs dla latawców, nie lotników

Do Harrachova przyjechaliśmy oglądać konkursy Pucharu Świata w lotach narciarskich. Żadna nowość. Sobota dała nam jednak nie miłe rozstrzygnięcia. Stałem pod tą skocznią, dookoła spora ilość kibiców. Nie dziwiły mnie odgłosy "Polacy, jesteśmy u siebie!". Teraz Polaków jest około 10.000, tak jak głosiły przewidywania przed konkursem. 


Wszyscy patrzyliśmy w górę błagalnym wzrokiem. Wietrze, przestań wiać! Wszystko działo się jakby na złość! Już wiem, co to znaczy stać pod skocznią i dostawać co chwilę komunikat o przerwie 10 minut, 15, 30, 30... nie pamiętam już tych cyferek. W przerwie wystąpił nawet jakiś zespół The Mirrors. Nie zdołał nawet na chwilę odciągnąć uwagi odbiorców od czerwonych, cholernie powiewających wstążek, czy czarnego ekranu ochronnego "Adidas" miotanego przez wiatr o prędkości ponad 10 m/s. Konkurs miał odbyć się o godzinie 16! A po 18 dostaliśmy informację, że został odwołany! Zupełnie nie rozumiem dlaczego przetrzymywano nas tak długo! Od tej pory nienawidzę słów "wind" oraz "canceled". Nie każdy zrozumiał słowa spikera, które oznaczały, że dnia następnego miały odbyć się dwa konkursy! Więc nagle zrobiło się bardzo głośno. Dookoła słychać było ostre wołanie "Złodzieje! Złodzieje! Złodzieje!". Moje zdanie takie.... bez przesady, najważniejsze zdrowie skoczków!


Na osłodę mieliśmy okazję zobaczyć pokaz światełek laserowych oraz sztucznych ogni! Przyznam, zrobiło to wrażenie! To był chyba popis przed przyszłorocznymi Mistrzostwami Świata w lotach, które odbędą się w Harrachovie. Dziwie się władzom FIS, że wybrali te miasto. W Harrachovie rozegrano do tej pory 11 z 18 zaplanowanych konkursów. To niezbyt dobra statystyka.


Wieczorny marsz do krainy skoczków

Po ogrzaniu się w domu, zabrałem współtowarzyszy pod hotel. Chcieliśmy spotkać się z tymi bohaterami. Pogoda nie szczędziła, było zimo. Ale czego nie robi się, aby spełnić marzenia. Szczęście było o krok. Dotarliśmy na miejsce, było ciemno... ale zauważyliśmy bus polskiej kadry skoczków. Z nimi poszedłem o krok dalej. Jaki duży ten ich hotel. W jednym z okien zauważyliśmy kombinezon skoczka. Wtedy wszystko było jasne. Spośród trzech budynków, skoczkowie mieszkali własnie w tym. Po chwili obserwacji głównego wejścia, coś mnie tchnęło, aby poszukać autobus Austriaków. Poszliśmy z tyłu hotelu. Stał i on! Niemal jak statek kosmiczny. Na nim zdjęcia gwiazdorów. Widziałem już na żywo w Zakopanem przed rokiem, ale wrażenie robi wciąż. Co chwila wyglądał ktoś przez okno z hotelu, ale nie śmieliśmy o nic pytać. Może wyglądaliśmy dziwnie, ale jakie to miało znaczenie? Byłem pewien, że powtórzy się scenariusz z Zakopanego. Tam skoczkowie długo kręcili się po mieście, wchodzili do hotelu i wychodzili. Tutaj staliśmy około 2 godziny i właściwie nic ciekawego się nie działo. Kadra Włochów grała na sali w ping-ponga, ktoś imprezował na jakiejś sali. Inni zasłaniali swe okna. Byłem w stanie się lekko załamać, ale wtedy kolega spotkał pana od spraw technicznych w naszej kadrze:
- Przepraszam, gdzie można znaleźć naszych skoczków?
- Znaleźć?! Nasi już śpią.
- A kiedy można przyjść i zrobić sobie z nimi zdjęcia?
- Najlepiej rano, przed ósmą. Wtedy będzie wyjazd na skocznie.
Wtedy wszystko było jasne. Wszystko było inaczej, ponieważ wiatr nakazał iść skoczkom spać wcześniej. Skoro z rana konkurs...



2 komentarze:

  1. Super! Swietnie, ze realizujesz swoje marzenia! Trzymam kciuki i zycze powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie !!!!!! jaki to był hotel ? ☺☻

    OdpowiedzUsuń

Każda Wasza opinia buduje. Dziękujemy za wszystkie słowa krytyki!

Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".