wtorek, 5 marca 2013

Kto zawiódł w Predazzo?

Mistrzostwa Świata w narciarstwie klasycznym Predazzo - Val di fiemme 2013 definitywnie za nami. Czy były to udane mistrzostwa, to rzecz jasna pojęcie względne. Dla jednych bardziej, dla innych mniej. Zawsze po większej imprezie następuje pewne podsumowanie, a że łatwiej pisać o rzeczach złych, to postanowiłem napisać najpierw o tym, kto odniósł w Dolinie płomieni porażkę. Chociaż, każdy może inaczej interpretować to, co się wydarzyło. Z racji, że nieco więcej wiem o skokach, to skupię się na nich.

Zacznę może od tego, że nareszcie pisząc o porażkach nie wspomnę ani trochę o polskiej kadrze. To bardzo przyjemne uczucie. Po raz trzeci w historii wyjeżdżamy z mistrzostw z dwoma medalami. Różnica jest jednak taka, że dwa pierwsze razy były za sprawą Adama Małysza, który w Lahti 2001 zdobył złoto i srebro, a dwa lata później w Predazzo dwa złotka. Teraz mamy radość za sprawą drużyny i Kamila Stocha. Jeśli wspomniałem już coś o drużynie, to warto podkreślić, że w tej części czempionatu zawiedli przede wszystkim Słoweńcy. Ekipa, która wygrała w tym sezonie aż dwa konkursy teamów zajęła dopiero szóste miejsce. To byli wcześniej główni faworyci do złota, jakim cudem wyjechali bez medalu w drużynie?! Nie ma jasnej odpowiedzi, ale wydaje mi się, że forma momentalnie z nich uleciała. Jaka Hvala mógł być usprawiedliwiony stresem w debiucie na mistrzostwach seniorów, ale Robert Kranjec... ?! Całe szczęście, że życiową formę złapał Peter Prevc... napisał bym o nim więcej, ale miało być tylko o tym, kto zawiódł.
Norwegia... no cóż. Może i nie zawiedli, bo to nie do końca można traktować w charakterze porażki. Przegrali, ale w dobrym stylu. Różnice między czołową czwórką, jak wiemy były niewielkie. Tylko za parę lat nikt nie będzie już pamiętał, kto ile zdobył punktów, tylko kto zdobył medal. A to dla Norwegii, która od ponad 10 lat zawsze była na podium MŚ - rozczarowanie. Moim zdaniem nie ma co usprawiedliwiać się tym, w jaki sposób to wszystko się odbyło. Jakby nie patrzeć zdobyli mniej punktów. Fakty są takie, że nie mają krążka w drużynie. Tylko dla całej kadry i tak wielkie gratulacje za Mistrza Świata na skoczni normalnej oraz brązowego medalu na dużej. Wielkie Team-y zawsze mają coś na osłodę...

W indywidualnych startach wiele więcej można mówić o porażkach. Teraz nie bierzemy na warsztat całych ekip, tylko jednostki. Rozliczmy najpierw faworytów do złota. No i nie można zacząć od kogoś innego... Gregor Schlierenzauer. Przyznam szczerze, że jestem osobiście rozczarowany. Nie piszę tego jakoś po złości. Obiektywnie... lider Pucharu Świata zdobył srebrny medal na skoczni normalnej. I koniec! Główny faworyt nawet nie miał szans na złoto. Na skoczni dużej zajął ósmą pozycję. W Austrii jest spore zaskoczenie brakiem złota, albo chociaż drugiego medalu indywidualnego. Trzeba przyznać, że od rekordzisty ilości zwycięstw wymagaliśmy wszyscy nieco więcej. Ale życie lubi płatać różne figle. Dwa lata temu nie będąc w wielkiej formie zdobył mistrzostwo... ironia. Może lepiej niech Gregor nie skacze w roli faworyta? Nie przekreślajmy go, wręcz przeciwnie. Przecież przed nim właściwie jeszcze cała kariera. Zdobył medal, więc patrząc z dystansu... nie jest źle.
Severin Freund... wiem, że od pewnego czasu przestał błyszczeć jakąś mega formą, chociażby taką, jaką prezentował na początku sezonu. Warto jednak powiedzieć, że miejsca: czwarte i dziewiąte, nie są jakimś spektakularnym sukcesem czwartego zawodnika Pucharu Świata. Niemcy z pewnością liczyli na coś więcej w jego wykonaniu. Może na normalnej skoczni zrobił dobry wynik, ale na dużej chyba zawiódł. Myślałem przed czempionatem, że będziemy go widzieć w obu konkursach w czołowej szóstce. Pomyliłem się, ale Niemcom miłą niespodziankę sprawił jednak Richard Freitag.

Idąc już nieco dalej, wspomnę o kimś, kto tutaj w roli faworyta nie występował. Jednakże patrząc na jego sukcesy, nieco dziwnie oglądało się konkursy Mistrzostw Świata bez jego udziału. Andreas Kofler nie dostał szansy na udział w żadnym z konkursów. Totalnie bez formy, a to moim zdaniem wielkie rozczarowanie. Kto pomyślałby jeszcze 2 lata temu, że vice-mistrz świata z Oslo nie będzie mógł bronić swojego miejsca na podium w Predazzo? W sporcie, jak w życiu. Raz na wozie, raz pod wozem. Tylko to uczucie, że kogoś w tej rywalizacji brakuje...

Wydaje mi się, że jakichś spektakularnych porażek jednak nie było. Pozostali faworyci tacy jak Bardal, Jacobsen i Stoch spisali się dobrze. Może ten drugi zawiódł w pierwszym konkursie. Właśnie! Chyba o tym zapomniałem. 19. pozycja w jego wykonaniu to zdecydowane rozczarowanie. Spodziewałem się więcej po zawodniku, który tak pięknie walczył w tegorocznym Turnieju Czterech Skoczni. Jednak coś w tym jest, że drugi konkurs w mistrzostwach wywiera większe wrażenie. Lepiej zapada się w pamięć, kiedy zdobywa się złoto w drugim konkursie. Lepiej zawieść w pierwszym, a w drugi się poprawić. Tak mi się wydaje... chociaż, w wypadku tytułu mistrzowskiego wszystko jedno. To i tak przyćmiewa wszystkie inne porażki.

I dziś nawet stary Roberto Cecon byłby w Italii na wagę złota.
 - Włodzimierz Szaranowicz, Pragelato 2005

1 komentarze:

  1. Prawda jest taka, że Słoweńcy są jedynie dobrymi lotnikami.

    OdpowiedzUsuń

Każda Wasza opinia buduje. Dziękujemy za wszystkie słowa krytyki!

Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".