środa, 27 marca 2013

O sezonie jako takim...

O przemijaniu czasu pisał już nie jeden poeta, prozaik czy nawet felietonista. Osobiście nie bardzo lubię, kiedy nadchodzi wiosna. Może uznacie mnie za "dziwoląga", ale nie powinno nikogo to dziwić. Jeśli totalnie traci się głowę na tle sportów zimowych. No dobra... interesuje się mocno sportami "białego szaleństwa", ale najbardziej oszalałem na punkcie skoków narciarskich. I to od nich zacznę podsumowania sezonu. Zacznę nieco od końca. Dzisiaj odbył się konkurs o indywidualne mistrzostwo Polski. W gronie głównych faworytów wymieniało się przede wszystkim Kamila Stocha i Piotra Żyłę. I po raz kolejny można powiedzieć: Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Maciej Kot zdobył po raz pierwszy w karierze Mistrzostwo Polski! Wygrał on ze Stochem o 0,9 punktu! Żyła znalazł się na najniższym stopniu podium. Nareszcie można oglądać krajowe zawody z wielkim zaciekawieniem! Można też dodać, że mamy ogromny potencjał w młodzieży, bo to przecież jest bardzo ważne. Z niecierpliwością czekamy na jeszcze bardziej udany sezon, tym bardziej, że czeka nas Olimpiada!

Sezon historyczny...
Właściwie można napisać, iż każdy sezon wnosi coś nowego do historii tej dyscypliny. Każdy jest niezwykle wyjątkowy, ale ten był szczególnie taki! Wydarzyło się w nim przecież ogromnie wiele wielkich rzeczy. Dowodów na to przez całe 4 miesiące mieliśmy od groma... Nie można zacząć od niczego innego, jak od nowego rekordu w ilości zwycięstw! Gregor Schlierenzauer dokonał rzeczy, którą miał zrobić przecież Adam Małysz. Nie dość, że młody Austriak "przegonił" w klasyfikacji legendarnego fina, to "wyśrubował" swój rekord do pięćdziesięciu wiktorii! Ja ostatnio zaczynam się zastanawiać, czy dożyję skoczka, który będzie w stanie zdobyć więcej zwycięstw od Gregora. Dla Polaków ten sezon był wyjątkowo ważny, bo jak pamiętamy zdobyliśmy brązowy medal w konkursie drużynowym na Mistrzostwach Świata w Predazzo. Czego jeszcze nigdy w historii nie udało się nam osiągnąć. Zdobyliśmy najwięcej punktów w startach indywidualnych i drużynowych. Punktowało aż 10 naszych zawodników, z czego połowa zdobyła ponad 100 punktów w klasyfikacji generalnej. Niegdyś musieliśmy się cieszyć, jeśli jakiś skoczek (prócz Adasia) zapunktuje przynajmniej 3 razy w sezonie. Nigdy nie mieliśmy trzech skoczków w pierwszej dwudziestce Pucharu Świata. Nie mieliśmy też dwóch miast goszczących konkursy o punkty PŚ, a w tym sezonie do Zakopanego dołączyła przecież Wisła. Zostawmy nas, bo chyba jeszcze można byłoby wypisywać i wypisywać, a przecież także Słoweńcy mają z czego się cieszyć. Peter Prevc zdobył dla Słowenii pierwsze srebro i brąz indywidualne na Mistrzostwach Świata, do tej pory mieli "tylko" złoto wywalczone dość sensacyjnie przez Roka Benkovica. Na prawdę było to wyjątkowy sezon.

Zmiany, zmiany, zmiany...
Jeszcze na początku sezonu bardzo sporo mówiło się o nowy przepisach FIS dotyczących nowych kombinezonów, bardziej przyległych do ciała zawodnika. Wielu zawodników miało problemy z przystosowaniem się do tych wymagań, a u nas mówiło się o największych problemach Kamila Stocha. Z biegiem sezonu właściwie zapomniało się o tym przemianach i nikt już o tym nie mówił. Może to dlatego, że nie przyniosły one zapowiadanych zmian (tzn. przed ich wprowadzeniem mówiono, że mogą one wpłynąć na skrócenie odległości). Zdecydowanie więcej uwagi poświęcono nadaniu praw do zmiany belki dla zawodnika przez trenera. Miało to służyć poprawie bezpieczeństwa dla skoczków, a tymczasem posłużyło jako element taktyki. To jest rzecz, która moim zdaniem zdecydowanie się nie sprawdziła. Konkursy stały się nie czytelne dla odbiorców nie tylko pod skocznią, ale także przed telewizorami. Niektóre konkursy miał tyle zmian bramek startowych, że właściwie długo nie wiedziałem dlaczego wygrał ten zawodnik, a nie inny. To jest przywilej dla trenera, który nie powinien być nadany.

Sędziowie!
Mam też wrażenie, że z sezonu na sezon co raz bardziej narzeka się na ocenianie przez sędziów. W tym sezonie właściwie przechodzili oni samych siebie. Bardzo często wpływali na wyniki i często krzywdzili zawodników a premiowali innych. Zaczęło się od przegranej Kamila Stocha w Engelbergu - o 0,1 punktu. Oczywiście noty dostał zbyt niskie, jak na tak piękne lądowanie. Na Turnieju Czterech Skoczni sędziowie potrafili doprowadzić mnie do furii, szczególnie kiedy zawyżali noty Austriakom. A szczególnie jednemu... chociaż trzeba przyznać, że za wysokie noty dostawał także Anders Jacobsen. Niektórzy zapomnieli, że faza lotu też się liczy. Zaczęto oficjalnie mówić, że "patrzymy na to, czy nazwisko jest zasłużone". To jest jawne przyznanie się do niesprawiedliwego oceniania, a jak to się ma do znaczenia słowa "SĘDZIA"? Ostatnio mówi się, że władze FIS-u będą chciały zredukować liczbę sędziów do dwóch i wyłączyć lądowanie telemarkiem, jako bardzo istotnie. Zgadzam się jednak z Łukaszem Kruczkiem. To nie ma sensu, bo to jest związane z tą dyscypliną od dawien dawna. Nie miałoby dla mnie sensu śledzenie rywalizacji, gdyby opierała się ona tylko na tym, kto dalej skoczy. Zasady sędziowania powinny zostać bez zmian. Sędziowie... sprawiedliwości!

Zacząłem od ogólnego podsumowania sezonu 2012/2013, który wg przepowiedni Majów, miał się nie dokończyć. Na szczęście odbył się w całości i mamy o czym rozmawiać. Przez najbliższy okres będziecie mogli śledzić moje zdania na temat sezonu w wykonaniu poszczególnych zawodników. W tych wpisach będzie wiele wiadomości statystycznych. Zapraszam! 


2 komentarze:

  1. Dobry tekst, ale jedno zastrzeżenie. Rok Benković to chyba Słoweniec ;) ?

    OdpowiedzUsuń
  2. No i tak właśnie jest jak sie słucha komentatorów a samemu się nie sprawdzi ;) dzięki i zaraz to zmienię : D

    OdpowiedzUsuń

Każda Wasza opinia buduje. Dziękujemy za wszystkie słowa krytyki!

Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".