niedziela, 20 stycznia 2013

Na "łożu śmierci" z Marit Bjørgen

Marit Bjørgen bardzo długo kazała nam czekać na swój powrót. Dla mnie te 47 dni jej nieobecności minęło stanowczo za szybko, jednak z wytęsknieniem czekałam na walkę z Justyną Kowalczyk. Biegi bez Norweżki, owszem, były ekscytujące, jednak dopiero rywalizacja z Marit wywołuje we mnie skrajne emocje. Sama wyżej wymieniona czuła się jak na "łożu śmierci" podczas tej całej medialnej nagonki na jej chorobę. 

Czekałam, czekałam i się doczekałam. Przed nami rozciągał się pozytywny widok na La Clusaz we Francji i ulubioną konkurencję Justyny – bieg na 10 km stylem klasycznym. Dodatkowo Polka 19. stycznia obchodziła swoje 30. urodziny, więc mogła sprawić sobie dodatkowy prezent. Nie wiedziałam czy Justyna wygra, ja byłam tego pewna! Przecież Norweżka przez prawie półtora miesiąca odpoczywała! Może nie leżała brzuchem do góry, ale przecież była wyłączona z konkursów Pucharu Świata i nie wystartowała w morderczym Tour de Ski. A Polka i owszem! Budowała swoją silną formę od początku sezonu, w Tour de Ski rozwinęła skrzydła i wzniosła się na wyżyny formy. Jej siła nie przyszła ot, tak. Pracowała na nią długie miesiące, dlatego wszystko zapowiadało jej wygraną we Francji. Jednak wszystko potoczyło się nie po naszej myśli…
Tego dnia w La Clusaz śnieg był potworny, lekki, lepiący się i sprawiał nie małe trudności ze smarowaniem nart. Wielka ekipa norweskich serwismenów spisała się na medal, jednak zwykle chwaleni przez media Estończycy zajmujący się nartami Kowalczyk, zawiedli. Od samego początku biegu Justyna trzymała się czołówki, lecz od razu było widać, że coś jest nie tak. Gdy Norweżki biegły spokojnie, rytmicznie, Justyna niesamowicie szarpała, podskakiwała, wręcz wiła się w agonii w torach. Wtedy pomyślałam, że nie trafiono ze smarowaniem, ale Polka jest wyjątkowo silna i nie powinno jej to znacząco przeszkodzić. 

Spokojnie oglądałam bieg, widziałam pulsującą żyłkę na czole Polki, a kiedy pół kilometra przed metą prowadząca Kowalczyk przeskoczyła na drugi tor, przepuściła Norweżki, po czym zniknęła z kadru, zamarłam. Nagle wszystkie najgorsze myśli przebiegły mi przez głowę. Pierwsza i najbardziej trudna do zaakceptowania: Justyna się wywróciła. Jednak chwilę pomyślałam logicznie: owszem, Justyna wciąż wygląda jak paralityk na ostrzejszych zakrętach, na zjazdach (ja wciąż zamykam oczy na tych odcinkach trasy), ale poprawiła i tą umiejętność, a tam przecież nie było ani wielkiego zjazdu, ani zakrętu. Gdy realizator pokazał Polkę stojącą przy trasie i zdzierającą śnieg nartą o nartę, wszystko stało się jasne. Wróciła na tory, do samej mety biegła z Japonką Ishidą, by ostatecznie wygrać z nią sprint o trzecie miejsce. Wygrała naturalnie Bjørgen, a druga była Therese Johaug.
Nasi serwismeni nie popisali się we Francji, tutaj nie ma nad czym debatować. Mimo, że warunki były niesprzyjające, to Norwegom, jak i całej reszcie kadr, udało się, jeśli nie dobrze wybrać smary, to przynajmniej nie zatrzymać swoich zawodniczek, jak to zrobili Estończycy pani Kowalczyk. 

Mimo wszelkich problemów, zaliczam ten bieg do udanych, ponieważ Justyna dobiegła do mety, na trasie męcząc się ze smarami kilka razy bardziej niż Bjørgen, po czym normalnie zdjęła narty i poszła w swoją stronę. A Norweżka padła na śnieg, niczym po wbiegnięciu na Alpe Cermis w zeszłym sezonie, nie potrafiła ustać na nogach ze zmęczenia. To właśnie określa siłę Justyny Kowalczyk!

Bjørgen w klasyfikacji Pucharu Świata znajduje się na 7. pozycji i wciąż traci do Justyny ogromną ilość punktów. 


Na koniec wypadałoby się przedstawić. :)
Nazywam się Rin i będę tutaj opisywać swoje odczucia związane między innymi z biegami narciarskimi! Pozdrawiam!

1 komentarze:

  1. Tyle czekał i się doczekałem. Siedzę sobie w pracy a tu nagle sms. "Kto pisze na Twoim blogu...". W dodatku dostałaś pochwałę od tego kogoś. Świetny artykuł. Oby więcej takich : D Justyna jest w chwili obecnej nie do pokonania moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń

Każda Wasza opinia buduje. Dziękujemy za wszystkie słowa krytyki!

Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".