środa, 22 stycznia 2014

Zakopane 2014 okiem kibica - cz.1.

Kiedy w głowie odlicza się już do wyjazdu w wymarzone miejsce, to czuje się niezwykłą ekscytację. Przynajmniej ja tak czuję, kiedy planuje wyjazd do zimowej stolicy Polski. Zakopane to nie tylko skoki narciarskie, ale przede wszystkim miasto, w którym można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Brakuje mi często słów, abym mógł opisać to, co najpiękniejsze. Z punktu widzenia fanatyka sportów zimowych wskazałbym oczywiście na skocznię. Byłem tam przed dwoma laty i to, co dodawało bajkowej atmosfery, to wielka ilość białego puchu. Tym razem go zabrakło i początkowe odczucia były mieszane. Dopiero, gdy wyruszyłem na pierwsze spotkanie z Wielką Krokwią zrozumiałem, że te miejsce nie jest wyjątkowe ze względu na śnieg. Tutaj mieści się cała historia polskich skoków. Zobaczyłem przed oczyma książkę Stanisława Marusarza, którą przeczytałem w ubiegłym roku. "A więc to tutaj ten wielki człowiek stawiał pierwsze kroki". Mówcie co chcecie, ale ta skocznia nosi w sobie jakąś tajemnicę. Oczywiście poza tym, że należy do jednych z najpiękniejszych na świecie. Polska mekka! Szkoda,  że zabrakło śniegu na kompleks skoczni mniejszych...
Źródło: Archiwum własne
Pierwsze starcie ze skokami nastąpiło oczywiście w piątek. Wyruszyłem nieco szybciej, żeby zająć odpowiednie miejsce. W Zakopanem już tak jest, że trzeba wciąż mieć w świadomości ten tłum, który rokrocznie nawiedza skocznie. Nawet podczas oficjalnych treningów i kwalifikacji. Zostałem znowu zadziwiony, że frekwencja w ten dzień była już tak wysoka. Śmiało zaryzykuje stwierdzenie, że nigdzie na świecie nie ma takiej. Polacy kochają skoki narciarskie, a w tym sezonie dodatkowo wierzą i w Kamila Stocha, i w naszą drużynę. Zobaczyć każdy chciał Polaka w żółtym plastronie lidera Pucharu Świata (dość powiedzieć, że zdarzyło się to w Zakopanem dopiero drugi raz w historii). Ujrzeć Stocha jako Mistrza Świata. Wierni kibice wiedzą, że Polak lubi tą skocznię. W latach 2011-2013 trzykrotnie meldował się na podium + raz z drużyną. Kamil przyzwyczaił swoją publiczność do sukcesów, a to w swoim kraju cieszy kibiców najbardziej. Wielka trąba, tańce i oczywiście inne zabawy, które prowadzili panowie z Crowd Supporters, wprawiały pomału w tą słynną zakopiańską atmosferę. Ten dzień, to głównie wielka frajda z oglądania skoków bez większych emocji związanych z rywalizacją. Wiemy bowiem, że Polacy raczej nie mają problemów z kwalifikacją. Do niedzielnego konkursu zakwalifikowało się aż 10 naszych reprezentantów. Liczba zabójcza. Szkoda, że nie mogliśmy oglądać skoków naszego Mistrza, ale każdy chyba zrozumiał, że odpoczynek teraz jest dla niego najważniejszy. Obyło się bez większych gwizdów. Pełen szacunek.
Źródło: Archiwum własne
Wielka Krokiew została do zawodów przygotowana w moim mniemaniu znakomicie. Bez żadnego porównania z Wisłą, chociaż w obu miastach ewidentnie organizatorzy się starali. W Zakopanem nie było ani śladu brązowego śniegu, co na prawdę ma ogromne znaczenie. Zwłaszcza, gdy na skoczni pojawia się oświetlenie, które pięknie eksponuje ten biały puch. Oglądanie skoków "na żywo" to nie tylko radość z kibicowania, ale i wielka możliwość zdobywania doświadczenia. Telewizja wypacza kolory kombinezonów. W rzeczywistości skupiają na sobie tak wzrok, że aż dziw bierze. Piękno tego sportu tkwi w każdym szczególe. Oglądać lot skoczka od dołu, to zupełnie coś innego niż przez kamerę TV. Widać każdy detal lądowania, zachwiania lotu itp. Dużo gorzej ogląda się natomiast upadki skoczków. Takowy widzieliśmy w wykonaniu jednego z kazachskich skoczków - Sabirżana Muminowa. Groźny wypadek skończył się na szczęście bez większych obrażeń. Zawodnik o własnych siłach zszedł ze skoczni, a nasza publiczność nagrodziła go ogromnym aplauzem. Przy tej sytuacji pragnę zauważyć tą wielką troskę kibiców i fakt, że potrafimy docenić ich ryzyko. Cisza po upadku jest tego najlepszy dowodem.
Po wyjściu z Wielkiej Krokwi cała gromada fanów skoków udała się na Krupówki, które już tej nocy znowu lśniły wyjątkowym blaskiem. Nie dało się ukryć, że święto nie kończy się za bramami skoczni im. S. Marusarza. A przed nami były przecież najważniejsze dni tego weekendu, o których oczywiście napiszę tutaj wkrótce! Niedługo także pewna relacja wideo. Pozdrawiam, hej!
Źródło: Archiwum własne

2 komentarze:

  1. No, no czekam na Twój opis tego weekendu ; ) Byłam w niedzielę - pogoda do dupy, wiatr, deszcz, zero rywalizacji tylko loteria . . . ale kocham to miejsce i było cudownie! Mimo tych skrajnych warunków pogodowych widzieć te skoki zawodników, zobaczyć Kamila w tym przepięknym i jakże pasującym do niego zółtym plastronie, oglądać z bliska to najpiękniejsze polskie wydarzenie sportowe! Zakochałam się w skokach przeszło 10 lat temu - a to, że mogę jechać do Zakopanego jest ukoronowaniem tej całej mojej miłości : ) Tam się zapomina o wszystkim, o problemach, o codziennych sprawach - liczy się tylko to co dzieje się na skoczni ! I co z tego, że Kamil zajął odległe miejsce? Co z tego, że najlepszy z Polaków, Maciej Kot, był dopiero na 10 miejscu? Chciałam zobaczyć Polaka na podium. Chciałam zaśpiewać z tymi wspaniałymi kibicami nasz hymn. Nie udało się w tym roku - uda się w przyszłym ! Ważne, że tam byłam i mogłam doświadczyć tej cudownej atmosfery. Cieszę się, że w Zakopanem nie zapomnieliśmy o Morgim i odtańczyliśmy mu fajny taniec ; )

    Co myślisz także o Pointerze? A o naszje "5" do Sochi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moge tylko pozazdrościć tego że mogliście się pojawić w Zakopanem. Musiało tam być niesamowicie skoro nawet mimo tych warunków pogodowych dobrze się bawiliście. Ja również zakochałem się w skokach zacząłem je oglądać od sezonu 2000/2001 bodajże :)

      Usuń

Każda Wasza opinia buduje. Dziękujemy za wszystkie słowa krytyki!

Ciekawostka o nas...

Czy wiesz, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google hasła: Mika Kojonkoski, nasz wpis "Mika Kojonkoski - wymarzony trener" znajduje się na drugim miejscu? W ostatnim czasie to jeden z najchętniej czytanych artykułów na naszym blogu. Autor tego tekstu (Mateusz Król) został natchniony do jego napisania, po lekturze książki o "Mika Kojonkoski - tajemnica sukcesu".